Informacja
o kolejnej aferze w kręgach władzy, tym razem związanej ze służbą
zdrowia to taka „wisienka na torcie” w sprawie, która od dawna mnie
zdumiewa. Być może nawet jest najoczywistszym dowodem, że Donald Tusk
nie tylko utracił te wszystkie cechy, które sprawiały, że przy swej
całej odpychającej osobowości był tak skuteczny ale utracił w ogóle
rozum. O Arłukowiczu, jako o Ministrze Zdrowia trudno powiedzieć dziś
cokolwiek dobrego. Może nawet bym i próbował, ale po debacie, podczas
której zabawił się on w donosiciela z magla, opowiadając kto z jego
adwersarzy, gdzie i jak się zabawiał, w jego sprawie nie kiwnę palcem
nawet jakby się ministerstwo paliło. O Arłukowiczu nie da się już nawet
powiedzieć, że szykowny z niego facet. Szykowny, owszem, był wtedy, gdy
zdradzał SLD dla ministerialnego stołka. To było ileś tam wniosków o
wywalenie go temu. I, jak mi się wydaje, to był jego jedyny atut, którym
w ludzkiej pamięci się zapisał.
Przy
kolejnych „rekonstrukcjach” Arłukowicz zawsze był wymieniany w ścisłym
czubie kandydatów do wyjazdu ze stanowiska na zbitą mordę. Że się
uchował, to raczej kwestia zbiegu okoliczności. Tak przynajmniej to
widzę, pamiętając, jak go na krótko przed kolejnym tasowaniem swej ekipy
Tusk bronił niczym niepodległości wobec złożonego wniosku o wotum
nieufności. Po tej obronie wyszedłby Premier na idiotę, gdyby w ramach
wspomnianego tasowania ze stanowiska Arłukowicza zdjął.
Jednak
wygląda na to, że co się odwlecze to nie uciecze. Nie chciał wyjść
Donald Tusk na idiotę wywalając Arłukowicza, ma teraz szansę wyjść na
niego dlatego, że Arłukowicza zostawił. Wszystko zaś z powodów, które
każą podejrzewać, że idiotą może być sam Arłukowicz. Bo tylko w
kategoriach, predestynujących go do tego określenia należy rozpatrywać
jego roszadę… Nie, no… roszada to w końcu ruch z szachów, jakby nie było
gry dla ludzi inteligentnych. Zatem na wspomniane miano zasłużył
zapewne pan minister Arłukowicz za sprawą swojej „finezyjnej” polityki
kadrowej. Nie tak dawno pozbył się szefowej NFZ, która miała czelność
poważniej traktować swoje obowiązki niż swoją ewentualną lojalność wobec
szefa. W miejsce Agnieszki Pachciaż powołał pana Marcina Pakulskiego,
wcześniej wiceszefa śląskiego oddziału Funduszu. Wydawało się, że to
trafny, rzecz jasna z punktu widzenia pana Arłukowicza, wybór gdyż
złożony przez Pachciarz w sądzie wniosek przeciwko ministerstwu jej
następca pospiesznie wycofał. Teraz okazuje się, że ów pan Marcin może
stać się „bohaterem” kolejnej afery, w której gra szła o dziesiątki
milionów złotych. A rolę drugoplanową, choć bez wątpienia bardzo
zwracającą uwagę obserwatorów odegra chcąc nie chcąc najpewniej sam
Minister Zdrowia, który o wątpliwościach wobec postawy pana Pakulskiego
wiedział powierzając mu szefowanie Funduszowi.
Trudno
dziś stwierdzić jak bardzo rozwojowa jest sprawa śląskiego oddziału NFZ
i kliniki EuroMedic. Jeszcze trudniej sugerować jak powinien teraz z
protektorem Pakulskiego postąpić Donald Tusk. W mojej ocenie nie ma on
dobrego wyjścia z sytuacji. Jeśli wywali Arłukowicza, da do zrozumienia
„Tak, jesteśmy ekipą marnującą publiczne środki, przymykająca oko na
podejrzane interesy”. Jeśli zdecyduje zostawić Arłukowicza, sygnał
będzie brzmiał „Tak, jesteśmy ekipą marnującą publiczne środki,
przymykająca oko na podejrzane interesy. I co nam zrobicie?”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz