poniedziałek, 17 lutego 2014

Czy Tusk przełknie Arłukowicza czy nim zwymiotuje?

Informacja o kolejnej aferze w kręgach władzy, tym razem związanej ze służbą zdrowia to taka „wisienka na torcie” w sprawie, która od dawna mnie zdumiewa. Być może nawet jest najoczywistszym dowodem, że Donald Tusk nie tylko utracił te wszystkie cechy, które sprawiały, że przy swej całej odpychającej osobowości był tak skuteczny ale utracił w ogóle rozum. O Arłukowiczu, jako o Ministrze Zdrowia trudno powiedzieć dziś cokolwiek dobrego. Może nawet bym i próbował, ale po debacie, podczas której zabawił się on w donosiciela z magla, opowiadając kto z jego adwersarzy, gdzie i jak się zabawiał, w jego sprawie nie kiwnę palcem nawet jakby się ministerstwo paliło. O Arłukowiczu nie da się już nawet powiedzieć, że szykowny z niego facet. Szykowny, owszem, był wtedy, gdy zdradzał SLD dla ministerialnego stołka. To było ileś tam wniosków o wywalenie go temu. I, jak mi się wydaje, to był jego jedyny atut, którym w ludzkiej pamięci się zapisał.

Przy kolejnych „rekonstrukcjach” Arłukowicz zawsze był wymieniany w ścisłym czubie kandydatów do wyjazdu ze stanowiska na zbitą mordę. Że się uchował, to raczej kwestia zbiegu okoliczności. Tak przynajmniej to widzę, pamiętając, jak go na krótko przed kolejnym tasowaniem swej ekipy Tusk bronił niczym niepodległości wobec złożonego wniosku o wotum nieufności. Po tej obronie wyszedłby Premier na idiotę, gdyby w ramach wspomnianego tasowania ze stanowiska Arłukowicza zdjął.

Jednak wygląda na to, że co się odwlecze to nie uciecze. Nie chciał wyjść Donald Tusk na idiotę wywalając Arłukowicza, ma teraz szansę wyjść na niego dlatego, że Arłukowicza zostawił. Wszystko zaś z powodów, które każą podejrzewać, że idiotą może być sam Arłukowicz. Bo tylko w kategoriach, predestynujących go do tego określenia należy rozpatrywać jego roszadę… Nie, no… roszada to w końcu ruch z szachów, jakby nie było gry dla ludzi inteligentnych. Zatem na wspomniane miano zasłużył zapewne pan minister Arłukowicz za sprawą swojej „finezyjnej” polityki kadrowej. Nie tak dawno pozbył się szefowej NFZ, która miała czelność poważniej traktować swoje obowiązki niż swoją ewentualną lojalność wobec szefa. W miejsce Agnieszki Pachciaż powołał pana Marcina Pakulskiego, wcześniej wiceszefa śląskiego oddziału Funduszu. Wydawało się, że to trafny, rzecz jasna z punktu widzenia pana Arłukowicza, wybór gdyż złożony przez Pachciarz w sądzie wniosek przeciwko ministerstwu jej następca pospiesznie wycofał. Teraz okazuje się, że ów pan Marcin może stać się „bohaterem” kolejnej afery, w której gra szła o dziesiątki milionów złotych. A rolę drugoplanową, choć bez wątpienia bardzo zwracającą uwagę obserwatorów odegra chcąc nie chcąc najpewniej sam Minister Zdrowia, który o wątpliwościach wobec postawy pana Pakulskiego wiedział powierzając mu szefowanie Funduszowi.

Trudno dziś stwierdzić jak bardzo rozwojowa jest sprawa śląskiego oddziału NFZ i kliniki EuroMedic. Jeszcze trudniej sugerować jak powinien teraz z protektorem Pakulskiego postąpić Donald Tusk. W mojej ocenie nie ma on dobrego wyjścia z sytuacji. Jeśli wywali Arłukowicza, da do zrozumienia „Tak, jesteśmy ekipą marnującą publiczne środki, przymykająca oko na podejrzane interesy”. Jeśli zdecyduje zostawić Arłukowicza, sygnał będzie brzmiał „Tak, jesteśmy ekipą marnującą publiczne środki, przymykająca oko na podejrzane interesy. I co nam zrobicie?”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz