Jakiś czas temu
opublikowałem tekst zatytułowany „Czy Tusk przełknie Arłukowicza czy nim
zwymiotuje?”* Odnosił się on do bardzo niekomfortowej sytuacji, w której za
sprawą swego beznadziejnego ministra zdrowia… To znaczy z powodu swego
beznadziejnego ministra zdrowia ale za sprawą całkowicie pozbawionego sensu
uporu, z jakim zdecydował się go raz za razem bronić, znalazł się Donald Tusk.
Zdawać się wtedy mogło, że gorzej już być nie może. Wtedy, gdy tak się zdawało,
na jaw wyszła sprawa ignorowania przez ministra Arłukowicza dziwnych i
kosztownych wygibasów pana Pakulskiego, wiceszefa śląskiego oddziału NFZ, który
został przez ministra awansowany w miejsce odwołanej szefowej całego Funduszu.
Koszty wspomnianej gimnastyki szacowano, o ile dobrze pomnę, na circa 40
milionów złotych.
Zdawało się więc, że już gorzej być
nie może. Tak w każdym razie musieli pomyśleć najwięksi pesymiści. Optymiści
pomyśleli pewnie, że owszem, może być. I nie pomylili się! Oto, jak insynuują
niektóre media, do grona wspomnianych medyków-gimnastyków dołączył wiceszef
resortu, pan Neumann.
Oczywiście nie wierzę w winę
Arłukowicza, w winę Neumanna w ogóle nie śmiem wierzyć a pan Pakulski na pewno się
tylko pomylił.
Ktoś pomyśli zaraz, że zwyczajnie „polewam”
sobie z tak wysoko, na tak odpowiedzialnych stanowiskach postawionych czy tam
posadzonych urzędników. Gdzież bym śmiał „polewać”! Nawet sobie z nich nie „lecę”
(co jest od „polewania” forma zdecydowanie łagodniejszą).
Przez myśl by mi nie przeszło, że to
wszystko, co się wspomnianym panom zarzuca mogłoby być prawdą. Nawet mi to nie
zaświtało, bo po prostu nie mogło.
Gdyby mi zaświtało, że szef NFZ,
odpowiedzialny za dystrybucję głodowych stawek dla naszej medycyny mógłby komuś
tam zrobić dobrze na wspomnianą kwotę czterdziestu „balonów”, bez stosownej podstawy
prawnej, że wiceminister resortu, troszczącego się czy tam walczącego zawzięcie
i zażarcie o nasze zdrowie, mógłby kryć jakichś złodziei, a do tego ich wspólny
szef nic by o tym nie wiedział albo też przymykał na to wszystko oko, musiałbym
założyć jedną z dwóch sytuacji.
Musiałbym, choć strasznie niechętnie,
je przyjąć mając na uwadze, że rzecz dotyczy tego akurat resortu, który cała
prasa, radio i telewizja a także opinia publiczna mają na widelcu jak żaden
inny. Że cokolwiek złego miałoby się w
nim, oczywiście potencjalnie i hipotetycznie, stać, ogłoszono by to już w
sekundę po tym, jak by się stało. Sorry, taki już mamy klimat wobec tak zwanej „służby zdrowia”.
Gdyby więc w takich warunkach, mając
na dodatek w pamięci obsmarkaną do pasa panią Sawicką, poważyli się wspomniani
panowie robić jakiekolwiek przewały czy tam ustawki, oznaczałoby to, że nasza
trójka gimnastyków-medyków to skończeni idioci. Gorzej! To oberidioci z
turbodoładowaniem!
Albo też, to jest ta druga możliwość,
świadczyłoby to o ich strasznej determinacji. Tak strasznej, że to co sobie ludzie
oraz różni agenci CBA pomyślą, zbytnio by ich nie interesowało. Co ja mówię
zbytnio?! Wcale by ich nie interesowało! Interesować natomiast mogłoby ich co
innego. Na przykład to, żeby mieć taki cieszący oko galeon, jak ten, co go taki
jeden pan miał. A teraz już nie ma. Tylko taką determinacja mogę sobie
tłumaczyć machnięcie ręka na to, że wszyscy wokół nich grzebią, grzebią więc w
końcu do czegoś mogą się dogrzebać.
Na początek do załogi galeonu
chciałem w tytule dopisać i pana Donalda Tuska. Który Arłukowicza bronił
przecież, niczym Almanzor i zwierz Alpuhary Grenady. Pomyślałem jednak, że w
tej historii pan Premier to jednak postać tragiczna, godna dramatów Szekspira.
Przy tych wszystkich okazjach, gdy
losy Arłukowicza warzyły się w sejmowym tyglu, wchodząc na sejmową trybunę by
bronić ministra i schodząc z niej po kolejnych wygranych bataliach, musiał
przemierzyć Tusk drogę, równą tej na szczyt Empire State Building i z powrotem.
Gdyby teraz miało się okazać, że ci,
których tak ofiarnie bronił, narażając swą twarz, ścięgna i łakotki, to zwykli „marynarze
mętnych wód” zasługiwałby bez wątpienia na uronienie łzy.
I pomachanie mu chusteczką. Na odchodne…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz