środa, 19 lutego 2014

Polityczna wizja Donalda Tuska



Nie wiem czy w zamieszaniu, związanym z wczorajszym sporem o debatę tylko ja zwróciłem uwagę na przypadkowy zapewne, ale dosyć desperacki przejaw szczerości Donalda Tuska. Coś, co ja nazwałbym programem Tuska w pigułce.
Jak wiadomo sekwencja wydarzeń wyglądała następująco. Najpierw odbyła się konwencja programowa Prawa i Sprawiedliwości. Nie wiem czy Donald Tusk przestraszył się jej czy też pozazdrościł. Wszak nikt rzekomo nie zwrócił na nią uwagi bo, jak zauważył błyskotliwie pan Nałęcz, nikt nie robi konwencji gdy skacze Kamil Stoch. Co się robi, gdy skacze Kamil Stoch pokazał właśnie Donald Tusk. Zatem nie powinien nikomu niczego zazdrościć. To jemu można by braku hamulców. Tak przynajmniej mi się wydaje.
Jednak Donald Tusk rzucił hasło do debaty. „Jarosław na debatę się staw” brzmiało to chyba. Początkowo zdawało się, że będzie mógł już tylko opowiadać, że Kaczyński stchórzył. Chyba właśnie na to obliczone były rachuby, stojące za propozycją premiera. Okazało, że obliczone zostały źle.
Przyjęcie przez Kaczyńskiego wyzwania i zasugerowanie jego warunków musiało mocno nadwerężyć wytrzymałość Tuska. Na tyle, że w jego imieniu pierwsza głos zabrać musiała pani Kidawa-Błońska mówiąc krotochwilnie coś o chowaniu się kogoś za czyimiś plecami. Dość zabawnie to wyszło, prowokując komentarze, że jeśli ktoś się chowa to bynajmniej nie Kaczyński.
W efekcie głos zabrał sam Tusk. I właśnie wtedy, w jednym zdaniu zawarł najlepszą diagnozę tego, czemu pod jego rządami, z którymi tak wielu wiązało tak wiele nadziei, jest tak beznadziejnie.
Wyrażając nadzieję, że Kaczyński przyjdzie do niego, położy się potulnie i da skopać niczym marynarka Grupińskiego, powiedział Tusk między innymi „Będę zwracał się do prezesa Kaczyńskiego, żeby zechciał stanąć twarzą w twarz i nie krył się za ekspertami, bo rządzenie to nie jest ich domena”*
Jest to naprawdę coś kapitalnego. W sensie odkrywania politycznej kuchni obecnej władzy rzecz jasna a nie obiektywnie, z perspektywy rządzonych. Dla nich to chyba raczej bardzo przykra niespodzianka.
Nawet nie będę starał się zgadnąć czyją domeną, z punktu widzenia Tuska, jest rządzenie. Profanów, amatorów, ignorantów a może jeszcze kogoś gorszego? To by wiele wyjaśniało z tych minionych 6 lat.
Dotąd każda kolejna „nowa twarz” w otoczeniu Premiera była otoczona nimbem kompetencji i, jak się okazuje absolutnie niesłusznie, uważana za eksperta w dziedzinie, którą jej pieczy oddawano. Ekspertami mieli być Bieńkowska, Kosieniak-Kamysz, Siemoniak i jeszcze paru. Teraz okazuje się, że albo nie są, bo przecież rządzenie to nie domena ekspertów, albo też są, ale mają guzik do powiedzenia. Od rządzenia to są Tusk, Graś i Ostachowicz. Im nikt eksperckich kompetencji raczej nie ośmieli się zarzucić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz