Nie wiem czy w
zamieszaniu, związanym z wczorajszym sporem o debatę tylko ja zwróciłem uwagę
na przypadkowy zapewne, ale dosyć desperacki przejaw szczerości Donalda Tuska.
Coś, co ja nazwałbym programem Tuska w pigułce.
Jak wiadomo
sekwencja wydarzeń wyglądała następująco. Najpierw odbyła się konwencja
programowa Prawa i Sprawiedliwości. Nie wiem czy Donald Tusk przestraszył się
jej czy też pozazdrościł. Wszak nikt rzekomo nie zwrócił na nią uwagi bo, jak
zauważył błyskotliwie pan Nałęcz, nikt nie robi konwencji gdy skacze Kamil
Stoch. Co się robi, gdy skacze Kamil Stoch pokazał właśnie Donald Tusk. Zatem
nie powinien nikomu niczego zazdrościć. To jemu można by braku hamulców. Tak
przynajmniej mi się wydaje.
Jednak Donald Tusk rzucił
hasło do debaty. „Jarosław na debatę się staw” brzmiało to chyba. Początkowo
zdawało się, że będzie mógł już tylko opowiadać, że Kaczyński stchórzył. Chyba
właśnie na to obliczone były rachuby, stojące za propozycją premiera. Okazało,
że obliczone zostały źle.
Przyjęcie przez
Kaczyńskiego wyzwania i zasugerowanie jego warunków musiało mocno nadwerężyć
wytrzymałość Tuska. Na tyle, że w jego imieniu pierwsza głos zabrać musiała
pani Kidawa-Błońska mówiąc krotochwilnie coś o chowaniu się kogoś za czyimiś
plecami. Dość zabawnie to wyszło, prowokując komentarze, że jeśli ktoś się
chowa to bynajmniej nie Kaczyński.
W efekcie głos zabrał sam
Tusk. I właśnie wtedy, w jednym zdaniu zawarł najlepszą diagnozę tego, czemu
pod jego rządami, z którymi tak wielu wiązało tak wiele nadziei, jest tak
beznadziejnie.
Wyrażając nadzieję, że
Kaczyński przyjdzie do niego, położy się potulnie i da skopać niczym marynarka
Grupińskiego, powiedział Tusk między innymi „Będę zwracał się do prezesa
Kaczyńskiego, żeby zechciał stanąć twarzą w twarz i
nie krył się za ekspertami, bo rządzenie to nie jest ich domena”*
Jest to naprawdę coś
kapitalnego. W sensie odkrywania politycznej kuchni obecnej władzy rzecz jasna
a nie obiektywnie, z perspektywy rządzonych. Dla nich to chyba raczej bardzo
przykra niespodzianka.
Nawet nie będę starał się
zgadnąć czyją domeną, z punktu widzenia Tuska, jest rządzenie. Profanów,
amatorów, ignorantów a może jeszcze kogoś gorszego? To by wiele wyjaśniało z
tych minionych 6 lat.
Dotąd każda kolejna „nowa
twarz” w otoczeniu Premiera była otoczona nimbem kompetencji i, jak się okazuje
absolutnie niesłusznie, uważana za eksperta w dziedzinie, którą jej pieczy
oddawano. Ekspertami mieli być Bieńkowska, Kosieniak-Kamysz, Siemoniak i jeszcze
paru. Teraz okazuje się, że albo nie są, bo przecież rządzenie to nie domena
ekspertów, albo też są, ale mają guzik do powiedzenia. Od rządzenia to są Tusk,
Graś i Ostachowicz. Im nikt eksperckich kompetencji raczej nie ośmieli się
zarzucić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz