Wsłuchując
się w najświeższy szum medialny odnoszę wrażenie, że najistotniejszą częścią
naszego społeczeństwa są artyści. Nie chirurdzy, nie fizycy jądrowi, nawet nie
górnicy a właśnie artyści. Wydaje mi się też, że oni (i nie tylko oni) to moje
wrażenie podzielają w całej rozciągłości.
Nie
wynika to, jak sądzę, z jakichś specjalnych przymiotów intelektualnych tej
grupy. Pamiętamy wszak na przykład artystę wybitnego Chyrę Andrzeja, popierającego całego serca nie znanego nikomu innemu
kandydata na prezydenta.
Nie
jest to tez następstwem jakichś szczególnych kwalifikacji moralnych. Co zresztą
dalej, jakby przy okazji, jeszcze się pokaże.
Pozostaje
więc już tylko założyć, że musi być ich, tych artystów szczególnie wielu. I, co
zaskakujące, klepią oni niesamowitą biedę i chodzą głodni.
I
tu ujawnia się pierwszy raz ta tytułowa opaczność. Bo zapewne nie tylko ja
sądziłem, że jeśli już artyści chodzą, to głownie na iwenty głośne, gdzie „piją
skłosza” i fotografują się na tle różnych literek. Czasem chodzą też do urzędu
by się z zonami rozwodzić by móc się z panią Riczardson swobodnie prowadzać w
miłosnym uścisku. A jeśli już przeżywają dramaty to takie, jak na ten przykład
pan Stuhr, któremu kochanek ukradł najpierw żonę, a następnie, jak prasa
alarmowała, wyciągnął łapy po jego psa. Kobieta Moja Kochana tak się tą
historią przejęła, że kiedy podano ciąg dalszy, o wspólnej kolacji pana Stuhra,
jego kochanki, jego żony i kochanka zony, domagała się natychmiastowego
sprawdzenia czy został także zaproszony pies.
Tak
więc źle widzimy ów świat artystyczny, w którym na zewnątrz jest sielanka z
psem pod stołem a za tą fasadą trwa istny ekonomiczny Holokaust.
Zatem
nie dziwi to oburzenie na wieść, że minister kultury dał „na kościół” 6
milionów. Oczywiście rozumiem, że powinien raczej rozdać je tym wszystkim
głodującym. To błędne przekonanie. Jeśli faktycznie jest tak źle i jest tak
wielu tych cierpiących artystów, wspomniane pieniądze starczyłyby pewnie im wszystkim
przez tydzień na codziennego hot-doga. Z kabanosem i musztardą bawarska albo
tez sosem tysiąca wysp. Zatem lepiej chyba by było zostawić te 6 milionów w świątyni.
Może dzięki temu mogliby ci głodujący liczyć na codzienną porcję manny i
przepiórek?
Na
szczęście jednak nie tylko artyści się oburzyli. Oburzyło się też dość
światłych ludzi, którzy bez wątpienia wiedzą, że dla wszystkich starczyć nie
może. I myślę iż nie starczyłoby im heroizmu, by zdecydować którym się da a którym
nie. To jest konieczne. I to nie tylko z uwagi na mizerię środków.
Problemem
są też reguły ekonomii. Człowiek hołdujący ekonomii klasycznej sądzi zapewne,
że mechanizm powinien być następujący: artysta struga z patyczka jakiś gwizdak
zdobiony misternie albo z zapałem odbija jakieś litografie a następnie szuka
kogoś, kto za ich wyroby gotów jest cośkolwiek zapłacić. Nic podobnego! Tak
postępują tylko głupki w rodzaju tego prymitywa z Krynicy, łażącego między
turystami i starającego się im wcisnąć pastelowe bohomazy.
Ekonomia
kultury działa zupełnie inaczej. Na początku był projekt. Po czym musi pojawić
się ktoś, najlepiej działający w imieniu państwa, ze stosowną kasą. To kluczowy
element. Po czym projekt jest finansowany i w jego ramach artysta staje na
przykład w rozkroku. Albo bawi się w okolicach wzgórka łonowego
koleżanki-artystki. Rzecz jasna jeszcze inny artysta rejestruje to wszystko na
DiViDi, realizując przy tej okazji własny projekt. I wszystko się kręci.
Oczywiście
na szczycie opisanego łańcucha są ci goście, którzy przychodzą z kasą. Zatem,
aby mieli się oni na czym pożywić i by
wszystko się nadal kręciło, potrzebni są ci artyści. Jeszcze więcej artystów!
Da się wtedy wygrać tę wojnę o kulturę!
***
To
wyżej napisałem inspirowany licznymi tekstami wygłodniałych artystów i ich „obrońców
z urzędu”, produkowanymi w związku z wiadomą dotacją.
***
Na
koniec kilka słów do pana Armanda Ryfińskiego, który oburza się, że to z „jego
podatków”. Nie wiem z jakiego tytułu zapłacił on 6 milionów podatków. Wiem
natomiast, ze z moich podatków musze finansować jego bezdenną, bezgraniczną
jakby i ją obejmował traktat z Schengen, głupotę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz