środa, 12 lutego 2014

Lewiatan pokazuje zęby



Na kanwie sprawy Trynkiewicza wielokrotnie powiedziane zostało, że mamy oto do czynienia z wyjątkowym pokazem słabości państwa. Też tak z początku uważałem i tylko natłok publikacji na ten temat sprawił, że darowałem sobie dołączanie do chóru, który wieścił ten spektakularny upadek.
Kiedy w celi zbrodniarza „znaleziono” artefakty, mogące być podstawą by go już nigdy nie wypuścić na wolność a jeszcze bardziej, kiedy jeden z najgłośniejszych ekspertów od prawa karnego w Polsce ogłosił bezwstydnie, że rzecz cała traktuje jako oczywistą prowokację ale rozgrzesza tych, którzy za nią stoją, zacząłem na ten „upadek państwa” patrzeć zupełnie inaczej.

Ten człowiek podjął bardzo ryzykowną decyzję, ale według mnie, działał w imię pewnej wyższej konieczności […]Jeżeli nie mogli, w sposób zgodny z prawem, zapewnić bezpieczeństwa ewentualnym przyszłym ofiarom tego człowieka, sięgnęli po inne środki*

Domyślam się, że z uwagi na osobę tego, przeciwko komu sięgnięto po te „inne środki” stanowisko Mariana Filara podzieli całkiem spora część obywateli, których perspektywa w tej sprawie nie sięga dalej jak tylko do własnych dzieci, których dróżki kiedyś mogą się przecież przeciąć z drogą Trynkiewicza. Jest to zrozumiała krótkowzroczność.

Jednak jeśli zostawić mordercę, który właśnie wyszedł na wolność po odbyciu kary, i spojrzeć na całość działań państwa (czyli ludzi, którzy w jego imię myślą, mówią i czynią) bez skupiania się tylko na tym jednym przypadku, widać, ze jest ono niemal tak groźne a może i groźniejsze niż ten uwolniony zbrodniarz. Groźniejsze przez swe nieograniczone możliwości, które stanowią o jego sile a nie słabości. Słabi są tylko ci, którzy te możliwości dostali do rąk.

Wróćmy do słów Filara. „Ten człowiek […] działał w imię pewnej wyższej konieczności.” Oczywiście ową konieczność sam sobie zracjonalizował i uznał za „wyższą”. Na tyle „wyższą”, że nie mogąc „w sposób zgodny z prawem, zapewnić bezpieczeństwa” sięgnął po „inne środki”.

Akceptowanie sytuacji, w której jakiś człowiek autorytatywnie stwierdza istnienie stanu wyższej konieczności i sięga po te „inne środki”, ewidentnie pozaprawne, to otwieranie drogi ku temu, by nasz system prawny działał tak, jak to swego czasu obrazowo przedstawił Andrzej Wyszyński. No prawie tak. Bo zamiast „dajcie mi człowieka a ja znajdę na niego paragraf” mamy „a ja stworzę na niego paragraf”. A jak paragraf nie starczy, są jeszcze „inne środki”. 

Taki system, przy wszystkich okrzykach aprobaty w związku z Trynkiewiczem, ma jedną zasadniczą wadę. Tego człowieka, który stwierdzi tę „wyższą konieczność” i sięgnie po „inne środki”. Czy jest jakakolwiek gwarancja, że sięgnie po nie wobec kolejnego jakiegoś Trynkiewicza? A nawet jeśli jest, czy to jest w ogóle do pomyślenia w samym środku rozwiniętej i dumnej ze swego rozwoju cywilizacji?

Mamy więc sytuację, wracając do tego „słabego państwa”, w której potężnej i niebezpiecznej bestii zaczną dosiadać rożni, którym się będzie wydawać, że wiedzą co robią i wiedzą jak robić. Wszak cała awantura z Trynkiewiczem swój początek bierze właśnie od takich, którzy też „wiedzieli”. Lista nazwisk jest naprawdę imponująca. Na tyle, by raz na zawsze, definitywnie zamknąć im i każdemu innemu możliwość decydowania kiedy, kogo i jak Lewiatan będzie mógł pożreć.  Są oni jak ten uczeń czarnoksiężnika, który rozpętał demony bo wydawało mu się, że nad nimi panuje.

Druzgocące jest to, że w rolę takiego ucznia wcielają się ludzie w rodzaju Filara, zdający się poprzez swą wiedze i doświadczenie być odpornymi na populizmy i poklask. Lista tych, którzy w tej sprawie się skompromitowali budzi lęk. To są wszak ludzie, którzy stanowią albo egzekwują prawo. Przy całej świadomości tego, co zrobił Trynkiewicz, mogą być oni dla obywateli znacznie bardziej niebezpieczni.

Z takimi ludźmi prowadzącymi Lewiatana możemy tylko czekać, kiedy on zacznie wierzgać. Pisanie prawa pod konkretne osoby i sięganie po „inne” pozaprawne środki w żadnym wypadku nie jest dowodem słabości państwa. Jest przejawem, symptomem choroby, która przy złym prowadzeniu może okazać się wścieklizną.

Inne środki, dostępne wówczas, gdy nie da się „w sposób zgodny z prawem, zapewnić bezpieczeństwa” to kusząca propozycja dla wszelkich „uczniów czarnoksiężnika”. Wymaga ona tylko określenia co należy rozumieć pod pojęciem „wyższej konieczności”, kogo uzna się za kolejnego Trynkiewicza i jakich metod trzeba użyć by „zapewnić bezpieczeństwo”. Jak już to się zrobi, nie ma siły, która byłaby w stanie powstrzymać tego słabego ponoć Lewiatana. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz