Na kanwie sprawy Trynkiewicza
wielokrotnie powiedziane zostało, że mamy oto do czynienia z wyjątkowym pokazem
słabości państwa. Też tak z początku uważałem i tylko natłok publikacji na ten
temat sprawił, że darowałem sobie dołączanie do chóru, który wieścił ten
spektakularny upadek.
Kiedy w celi zbrodniarza „znaleziono”
artefakty, mogące być podstawą by go już nigdy nie wypuścić na wolność a
jeszcze bardziej, kiedy jeden z najgłośniejszych ekspertów od prawa karnego w
Polsce ogłosił bezwstydnie, że rzecz cała traktuje jako oczywistą prowokację
ale rozgrzesza tych, którzy za nią stoją, zacząłem na ten „upadek państwa”
patrzeć zupełnie inaczej.
Ten człowiek podjął bardzo ryzykowną
decyzję, ale według mnie, działał w imię pewnej wyższej konieczności […]Jeżeli
nie mogli, w sposób zgodny z prawem, zapewnić bezpieczeństwa ewentualnym
przyszłym ofiarom tego człowieka, sięgnęli po inne środki*
Domyślam się, że z uwagi na osobę
tego, przeciwko komu sięgnięto po te „inne środki” stanowisko Mariana Filara
podzieli całkiem spora część obywateli, których perspektywa w tej sprawie nie
sięga dalej jak tylko do własnych dzieci, których dróżki kiedyś mogą się
przecież przeciąć z drogą Trynkiewicza. Jest to zrozumiała krótkowzroczność.
Jednak jeśli zostawić mordercę, który
właśnie wyszedł na wolność po odbyciu kary, i spojrzeć na całość działań państwa
(czyli ludzi, którzy w jego imię myślą, mówią i czynią) bez skupiania się tylko
na tym jednym przypadku, widać, ze jest ono niemal tak groźne a może i
groźniejsze niż ten uwolniony zbrodniarz. Groźniejsze przez swe nieograniczone
możliwości, które stanowią o jego sile a nie słabości. Słabi są tylko ci,
którzy te możliwości dostali do rąk.
Wróćmy do słów Filara. „Ten
człowiek […] działał w imię pewnej wyższej konieczności.” Oczywiście ową
konieczność sam sobie zracjonalizował i uznał za „wyższą”. Na tyle „wyższą”, że
nie mogąc „w sposób zgodny z prawem, zapewnić bezpieczeństwa” sięgnął po „inne
środki”.
Akceptowanie sytuacji, w której jakiś
człowiek autorytatywnie stwierdza istnienie stanu wyższej konieczności i sięga
po te „inne środki”, ewidentnie pozaprawne, to otwieranie drogi ku temu, by
nasz system prawny działał tak, jak to swego czasu obrazowo przedstawił Andrzej
Wyszyński. No prawie tak. Bo zamiast „dajcie mi człowieka a ja znajdę na niego
paragraf” mamy „a ja stworzę na niego paragraf”. A jak paragraf nie starczy, są
jeszcze „inne środki”.
Taki system, przy wszystkich
okrzykach aprobaty w związku z Trynkiewiczem, ma jedną zasadniczą wadę. Tego
człowieka, który stwierdzi tę „wyższą konieczność” i sięgnie po „inne środki”.
Czy jest jakakolwiek gwarancja, że sięgnie po nie wobec kolejnego jakiegoś
Trynkiewicza? A nawet jeśli jest, czy to jest w ogóle do pomyślenia w samym środku
rozwiniętej i dumnej ze swego rozwoju cywilizacji?
Mamy więc sytuację, wracając do tego „słabego
państwa”, w której potężnej i niebezpiecznej bestii zaczną dosiadać rożni,
którym się będzie wydawać, że wiedzą co robią i wiedzą jak robić. Wszak cała
awantura z Trynkiewiczem swój początek bierze właśnie od takich, którzy też „wiedzieli”.
Lista nazwisk jest naprawdę imponująca. Na tyle, by raz na zawsze, definitywnie
zamknąć im i każdemu innemu możliwość decydowania kiedy, kogo i jak Lewiatan
będzie mógł pożreć. Są oni jak ten uczeń
czarnoksiężnika, który rozpętał demony bo wydawało mu się, że nad nimi panuje.
Druzgocące jest to, że w rolę takiego
ucznia wcielają się ludzie w rodzaju Filara, zdający się poprzez swą wiedze i
doświadczenie być odpornymi na populizmy i poklask. Lista tych, którzy w tej
sprawie się skompromitowali budzi lęk. To są wszak ludzie, którzy stanowią albo
egzekwują prawo. Przy całej świadomości tego, co zrobił Trynkiewicz, mogą być
oni dla obywateli znacznie bardziej niebezpieczni.
Z takimi ludźmi prowadzącymi
Lewiatana możemy tylko czekać, kiedy on zacznie wierzgać. Pisanie prawa pod
konkretne osoby i sięganie po „inne” pozaprawne środki w żadnym wypadku nie
jest dowodem słabości państwa. Jest przejawem, symptomem choroby, która przy
złym prowadzeniu może okazać się wścieklizną.
Inne środki, dostępne wówczas, gdy
nie da się „w sposób zgodny z prawem, zapewnić bezpieczeństwa” to kusząca propozycja
dla wszelkich „uczniów czarnoksiężnika”. Wymaga ona tylko określenia co należy
rozumieć pod pojęciem „wyższej konieczności”, kogo uzna się za kolejnego
Trynkiewicza i jakich metod trzeba użyć by „zapewnić bezpieczeństwo”. Jak już
to się zrobi, nie ma siły, która byłaby w stanie powstrzymać tego słabego ponoć
Lewiatana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz