sobota, 15 lutego 2014

O sensie rozmowy z Tuskiem



Nie pamiętam sąd pochodzi ta historia czy tam fabułka. Piękna kobieta siedzi samotnie przy kawiarnianym stoliku. Pije czerwone wino, pali papierosa w długiej fifce. Od jakiegoś czasu przygląda się jej efektownie prezentujący się mężczyzna w sile wieku. Wreszcie podchodzi, pyta czy może, nie widząc sprzeciwu dosiada się.

- Kiedy skończysz, zabiorę cię do siebie. Puszczę jakiś spokojny jazz, potańczymy przy nim chwilę. Zakręci się ci od tego w głowie więc upadniesz na kanapę łapiąc zachłannie powietrze rozchylonymi ustami. Niewiele zdążysz bo zamknę ci usta pocałunkiem. Tak namiętnym, jakiego w życiu nie smakowałaś…

Kobieta przerwała mu gestem dłoni.

- A pan tylko gada, gada, gada…

To, że od ponad sześciu lat Donald Tusk głownie gada, gada, gada wiadomo od dawna. Na ten temat powstało pewnie setki komentarzy, możliwe, że kilka niezłych dowcipów i jakieś szczególnie modne teraz internetowe memy. To, że piękna Polska ma z tego gadania niewiele przyjemności mówi się coraz częściej.

Oczywiście sens stawanie do debaty z Tuskiem budzi wątpliwości nie tylko dlatego, że byłoby to działanie absolutnie jałowe. Ten z pozoru sensowny w warunkach demokracji obyczaj wydaje mi się jednak absolutnie niezasłużonym prezentem dla obecnego premiera.

Tusk już na wstępie nie omieszkał ustawić sobie przeciwnika, przypominając, że Kaczyński od dawna unika takiego spotkania. Ja zaś, dla odmiany przypomnę pierwszą debatę tych polityków, będącą pokazem chamstwa i osobliwego podejścia Tuska i jego ekipy do ustalonych wcześniej i rzekomo zaakceptowanych reguł. Przypomnę przede wszystkim absolutny brak wstydu, gdy ludzie odpowiedzialni za to, co miało wtedy miejsce, otwarcie przyznawali, że była to zaplanowana „ustawka”.

Jeśli tego byłoby mało, innym powodem by nie chcieć z Tuskiem gadać, jest coś, co nie mieści się już w kategorii socjotechniki lecz jest oczywistym defektem jego osobowości czy też systemu wartości. To sympatia czy też radość, towarzysząca jego komentarzowi na temat  zbydlęcenia (to nie moja ocena lecz Stasiuka, Masłowskiej i Twardocha, którym przypisać propisowskich sympatii raczej się nie da) tych, co swego czasu przyszli pluć na modlących się na Krakowskim Przedmieściu. Od tego czasu za perwersję albo patologię uważam każdą rozmowę z Tuskiem, która nie jest koniecznością. Jeśli ktoś gustuje w perwersjach lub nie stroni od patologii, proszę bardzo. Z takimi ludźmi się po prostu nie gada bez potrzeby.

Czy Kaczyński potrzebuje takiej debaty? A po co? Czy w jego interesie jest pomaganie Tuskowi, który właśnie przyznał się do tego, że nic innego już mu nie pozostało? Jeśli już uzna, że powinien propozycję Tuska jakoś skomentować, powinien powiedzieć, że z Platformą to on może już tylko negocjować warunki jej kapitulacji. I to dopiero wtedy, gdy ta wcześniej pozbędzie się Tuska i jego głowę przyniesie na tacy.

Czy taka debata potrzebna jest Polakom? Taaaa… Dokładnie tak, jak każde kolejne expose Donalda Tuska. Polacy bardzo lubią jak ten pan tylko gada, gada, gada…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz