Jadąc
dziś sobie przez świat i słuchając, jak zwykle, radiowej Trójki, usłyszałem o
projekcie uchwały w sprawie 10 rocznicy śmierci pułkownika Ryszarda
Kuklińskiego. Najciekawsza była informacja o szansach, przyjęcia uchwały. Ja
już nie mówię, że przez aklamację. Wiadomo, póki w parlamencie będzie zasiadał
choć jeden z tych, co się uczyli PRL-u praktycznie, z wysokiego stanowiska w
nomenklaturze albo teoretycznie z SLD-owskiej mentalnej pornografii zwanej
potocznie „czerwoną książeczką”, o żadnej aklamacji mowy nawet nie ma.
Stanowisko tych, którzy ciągle sądzą, że ich stolica jest „stolica krasnolicych
Azjatów”* było łatwe do przewidzenia. Stanowisko „zaćpanej hołoty” zaś jest
adekwatne do tej uroczej nazwy, nadanej im przez szefa konkurencji. Zdumiało
mnie natomiast, że kontrowersje co do uchwały i do oceny Kuklińskiego dzielą
też klub Platformy Obywatelskiej. Głęboko podzielony okazał się nawet sam pan
Stefan Niesiołowski!
Nie
byłem w stanie pojąć, cóż sprawia, że Platforma, a w każdym razie jej część,
postanowiła doszlusować do „czerwonych” w swych ocenach historii najnowszej.
Przyszło mi nawet na myśl, że to wynikające z niezrozumienia przez niektórych posłów
tej partii żartu Donalda Tuska o jego socjaldemokratycznym przebudzeniu. Że oni
w związku z tym tak gwałtownie zapragnęli się „przebudzić”, iż obudzili się
także we wspomnianej „stolicy krasnolicych Azjatów”. Wydało mi się to
oczywiście niedorzeczne acz możliwe. Niejeden raz mieliśmy szanse przekonać się
jak bardzo posłowie PO potrafią nie rozumieć. I nie chodzi mi nawet o
rozumienie co Tusk ma na myśli. Choć akurat to dla owych posłów musi być
najbardziej dramatyczne.
Okazało
się, że może chodzić jednak o coś bardziej innego. Pozwolę sobie stwierdzić, ze
fundamentalnego. W wielu znaczeniach pojęcia „fundament”. Po powrocie do domu
zasiadłem do śledzenia medialnych doniesień i znalazłem bardzo poważna
poszlakę, mogącą sugerować gdzie swój początek wzięły wątpliwości niektórych
„ludzi Platformy”.
W
rozmowie z „Dziennikiem”, Gromosław Czempiński, były as wywiadu PRL, twórca
wywiadu III RP i wreszcie „ojciec założyciel” (zatem niewątpliwy fundament)
Platformy Obywatelskiej przyznał, że „w jego kategoriach” Ryszard Kukliński
jest zdrajcą.
Na
wstępie przyznam, że ujął mnie pan Czempiński uczciwym przyznaniem, że chodzi o
jakieś „jego kategorie”. Że rzecz nie dotyczy jakiejś obiektywnej oceny tylko
czegoś, co ja na przykład oceniam jako oczywistą ułomność pana Czempińskiego.
Z
pozoru rzecz w zasadzie sprowadza się do stwierdzenia, że pan Czempiński „tak
ma”. Jednak takie myślenie, gdy wiemy dziś naprawdę sporo, czego ani my ani pan
Czempiński (no załóżmy) kiedyś nie wiedział, jestem tego pewien jak by on nie
napinał tricepsa i dwugłowego, o czasach, kiedy ramy jego „kategorii” dopiero
kształtowano, dziwi a nawet zaskakuje. Choć może nawet nie.... Doskonale, dosadnie i zwięźle opisał to jeden z komentatorów
tekstu, z którego ja „kategorie” pana Czempińskiego poznałem i który niżej
linkuję.
„Po
części pana rozumiem , składając przysięgę wojskową " (..) stać nieugięcie
na straży władzy ludowej, dochować wierności rządowi Polski Ludowej(.....).w
braterskim przymierzu z Armią Radziecką ."
Dodał
też, że zwyczajnie nie da się szpiegować własnego narodu, kiedy ten naród nie
jest suwerenny.
Komentator
trafił w punkt. Punkt, który znajduje się głęboko w panu Czempińskim. W
miejscu, w którym produkuje on te swoje „kategorie”. I, jak mi się wydaje, głęboko za grubymi
ścianami tajemniczych budynków w "stolicy krasnolicych Azjatów”.
Pan
Czempiński podpiera się lojalnością. Tyle, że wystarczy podywagować wobec kogo
on tę lojalność odczuwał i odczuwa. Można oczywiście, będąc bezdennie głupim
albo tylko niemożliwie naiwnym, bredzić coś o „takiej Polsce, jaka wtedy była
możliwa”. Ten kawałek, „takiej Polski”, z którym swe losy związał pan
Czempiński był bez wątpienia możliwy tylko dzięki temu, że stanowił filię,
nazwijmy ją nowocześniej „przedstawicielstwem” albo bardziej fachowo
„ekspozyturą”, kawałka całkiem innego państwa. Jeśli ktoś ma co do tego
wątpliwości, posłużę się przewrotnie argumentem, którego teraz chętnie używają
przeciwko Macierewiczowi różne „asy wywiadu” autoramentu niejakiego Makowskiego
oraz powtarzający po nich niektórzy politycy, których zacietrzewienie czy też
poziom wściekłości jest odwrotnie proporcjonalny do logiki prezentowanych przez nich poglądów. Twierdzą
oni zgodnie, oburzając się na likwidację WSI, że „takie służby tworzy się
przynajmniej 40 lat”. To kapitalne twierdzenie. Szczególnie właśnie wtedy, gdy szuka się korzeni „kategorii” pana Czempińskiego.
Jest ono kapitalne, bo z miejsca rodzi pytanie gdzie i kiedy narodziły się te
niby nasze „takie służby”, skoro już w
1945 roku były całkiem sprawne i operatywne? No, panie Makowski? 40 lat!
Tu
pewnie mogłoby się pojawić pytanie, cóż wspólnego z tym 1945 rokiem ma pan
Czempiński? Poza tym oczywiście, że się w tym właśnie roku, 12 października
(czy ta data nie zdeterminowała jego losu szanowni chiromanci?) pan Gromosław
przyszedł na świat.
A
otóż ma! Czy między tym 1945 r. a końcem lat 60-tych XX wieku, kiedy to pan
Czempiński poszedł na służbę „resortu” nastąpiło cokolwiek, przez co ciągłość owych służb mogła zostać przerwana lub choć zakłócona? Bo ja nie słyszałem.
Zatem
kiedy mówi pan Gromosław o „zdradzie” i o „lojalności”, chce czy nie, adresuje
to w jakieś miejsce, które, jak napisałem, leży właśnie tam, u tych
„krasnolicych Azjatów”? Może i nie chce, wierzę, że nie chce, ale na to
wychodzi.
Zatem
z wielką radością będę śledził informacje o tym, jak to przez własną głupotę,
wyrachowanie czy co tam innego jeszcze, zwolniona z „dyscypliny klubowej” część
posłów Platformy Obywatelskiej przez aklamację (tak to nazwijmy dla większego
efektu :) będzie przyjmować „kategorię Czempińskiego”, potwierdzającą lojalność
wobec Moskwy.
* Jacek Kaczmarski,
„Epitafium dla Brunona Jasieńskiego”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz