Na wschodzie lód jakby trochę czy tam
na trochę odpuścił, więc możemy wrócić na własne, jakże spokojne i sielskie, skąpane
w wiosennie prezentującym się słońcu podwórko. Tytuł pożyczyłem sobie,
odpowiednio oczywiście przekształcając go (póki co nikt jeszcze o Kuźniarze
scenariuszy nie pisze, choć kto wie…), z jednego z głośniejszych filmów nurtu partyzanckiego
jugosłowiańskiej kinematografii. „Walter broni Sarajewa” nazywała się ta opowieść.
Fikcyjna w odróżnieniu do tej mojej. O czym zapewniam z nadzieja, że jeszcze
ktoś zwrócił na to uwagę i potwierdzi, że nie fantazjuję.
Z powodu tego, co działo się i dzieje
za naszą wschodnią granicą, wczoraj dość wcześnie, jak na wolny, sobotni
poranek otworzyłem sobie kanał informacyjny Grupy ITI. By posłuchać sobie „całej prawdy” i wyrobić
sobie własną opinię. Najpewniej z mniejszą zawartością „prawdy” ale własną.
Program nadawano akurat z Białki Tatrzańskiej,
gdzie weekendowym zwyczajem redaktorowi Kuźniarowi urządzono taki Majdan na
miarę jego możliwości. Pan Jarosław oczywiście łączył się co i rusz ze studiem
albo nawet i z Kijowem bo Ukraina była absolutnym tematem numer jeden. A
właściwie tematem jeden i pół bo „jedynką” dla pana Kuźniara był jednak
Sikorski. Mnie jednak zainteresował temat, nazwijmy go numerem drugim, do
którego redaktor wracał za każdym razem, gdy mieliśmy chwilę oddechu od
kosmicznego tempa, w jakim zmieniała się sytuacja na wschodzie.
Kiedy więc tylko mógł, redaktor Kuźniar
informował telewidzów (jednak zbyt późno włączyłem i momentu ani formy
informacji źródłowej nie zarejestrowałem), że wpływy z podatku VAT są
zdecydowanie poniżej przewidywań i planów rządu. W związku z tym apelował do
telewidzów, obywateli, Polaków, by coś w tej sprawie zrobili. By zastanowili się
co mogą, co powinni zrobić by ten VAT wpłynął jednak do państwowej kasy w ilości
oczekiwanej. Dodał też, że rząd już przecież swoje zrobił. Bo gdyby nie „przeniósł”
150 miliardów z OFE, w państwowej kasie byłyby puchy i czarna dziura.
Przyznam, że byłem zdumiony. „Zdumiony”
to może nie do końca adekwatne określenie ale zostańmy przy nim. Byłem zdumiony
bo tego rodzaju propagandy, bo to nie była informacja tylko zwykła, albo i
nadzwyczaj toporna propaganda, przy wszystkich staraniach niektórych, nie słyszałem
od momentu, gdy nam PRL zszedł wraz z własnym stylem dziennikarstwa, pełnym
kolejnych „kampanii” i szczerej troski o to, czy w końcu będzie ten cholerny
sznurek do snopowiązałek. No może jednak raz słyszałem, kiedy „Gazeta Wyborcza”,
walcząc o to, by miły jej sercom minister, który obiecał Polakom, że w ramach
denominacji Złotego ceny nie wzrosną ani, ani, nie wyszedł na łgarza, napuszczała
obywateli na sklepikarzy w ramach własnej akcji donosu obywatelskiego pod nazwą
„Pilnuj cen”.
Ale Kuźniar jest zaraz za nią. I
uznałbym dziś, w roku 2014, że zwyczajnie sobie „polewał” z rządu i jego rachunkowych
umiejętności. Ale to był TVN i Kuźniar! Więc najpewniej poważnie oczekiwał, że
rosemann, a z nim reszta świadomych obywateli zmarszczy czoło, podrapie się po
głowie i zacznie główkować, co powinna w tej sprawie dla Polski i dla władzy
zrobić. Czy starczy kupić Snickersa, czy lepiej jednak przysłowiową czy tam
literacką „maciorę wódki”, co miałoby zbawienny wpływ nie tylko na VAT ale i na
akcyzę, którą mógł przecież też rząd niedoszacować tylko jeszcze o tym nie
wie, czy wreszcie rzucić się wręcz na jakiś luksus w rodzaju lexsusa, beemy
albo nawet na apartament na starym Mokotowie!
Przyznam, ze nie zachowałem się po
obywatelsku. Zamiast myśleć jak wspomóc rząd, który „źle oszacował wpływy” skupiłem
się na przypominaniu sobie radosnej twórczości Polaków, będącej odpowiedzią
na propagandę PRL-u. Coś w rodzaju „popierajmy partię czynem, umierając przed
terminem” albo też „zamiast gnębić prącie w kącie, głosuj w narodowym froncie”.
Nie dorastam do tamtych, bezimiennych twórców, ale dodam coś od siebie. „Niech
się cala Polska stara, aby VAT mieć miast Kuźniara”.
Na koniec jeszcze scenka, ilustrująca
dzisiejszą, niedzielną formę redaktora Jarosława. Zaproszonego do studia ukraińskiego
dziennikarza zapytał.
- A ta umowa? Obowiązuje jeszcze?
Dziennikarz patrzył na naszego asa z
lekkim zdumieniem w oczach.
- Jaka umowa?
- No… Podpisana przez Sikorskiego z
Janukowyczem…
Przestałem słuchać. Z litości dla Kuźniara.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz