poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Władza, przystawki, opozycja…

Nie było mnie dość długo (przynajmniej jak na dotychczasową moją praktykę) i, zauważając iż ominęły mnie „wielkie rzeczy”… chwalę sobie tę nieobecność.
Wbrew sugestiom mogącym narzucać się w oparciu o tytuł będzie głownie o PO. A w zasadzie mogłoby być wyłącznie o PO. Listu Migalskiego nie czytałem. Nawet nie wiedziałem o nim a teraz też nie odczuwam potrzeby zapoznawania się z nim bo nie sądzę bym czegoś nowego się z niego mógł dowiedzieć. To, że dramatycznie marnowana jest szansa na odwrócenie choćby sondażowej tendencji (nie mówiąc już o wyborczej) pisałem gdy Migalski jeszcze chyba świętował tamte ponad 40%.

Wbrew pozorom to, co dzieje się u konkurencji wcale nie musi i zapewne nie jest dobre dla partii rządzącej. Choć jeszcze odwraca uwagę od tygla, w jaki PO zmieniła się po ostatnim przegrupowaniu spowodowanym zdobyciem Pałacu, to w końcu z tygla zacznie się wylewać na tyle obficie, że nie da się tego nie zauważyć i przemilczeć. Ciekawe sygnały da się zresztą zauważyć już teraz, obserwując ruchy pp Prezydenta, Marszałka oraz prężenie się biłgorajskiego błazna.

U zarania naszej obecnej niepodległości jedna z gazet zamieściła dość proroczy (wtedy i teraz) żart rysunkowy przedstawiający stojącego na trybunie oficjela, który komunikuje: „A do opozycji oddelegowaliśmy najbardziej zaufanych towarzyszy”. Z dużą ostrożnością ale ośmielam się wieścić, że te wspominane wyżej ruchy w PO to właśnie takie „oddelegowanie”. I z punktu widzenia Platformy byłoby to działania jak najbardziej racjonalne. Skoro jest nisza do opanowania to czemu tego nie zrobić?
Nie wiem czy szanowne koleżeństwo zechciało poświęcić nieco czasu na zapoznanie się z wywiadem udzielonym „Rzepie” przez Schetynę. Choć nie wprost ale znaleźć tam można nadzieję, że jemu albo jego partii uda się jakoś, nazwijmy to „uporządkować” opozycję. Temu zapewne służyć ma wielka serdeczność Marszałka wobec pisowskich „liberałów”. Co z tym dalej zechce pan Schetyna zrobić nie mam pojęcia. Pewnie klucz do tego trzyma Tusk zamierzający wyrwać dotychczasowemu kompanowi zęby poprzez marginalizację Schetyny w PO. Tymczasem jeden z „konserwatywnych sztandarów Platformy”, pan Komorowski właśnie wydaje się rozrabiać zaczyn „nowej lewicy”. Jakby to idiotycznie nie brzmiało. Oczywiście byłbym naiwny gdybym sądzili, że jest to jego projekt autorski. Za bardzo przystaję te jego leniwe na razie ruchy do buńczucznych zapowiedzi biłgorajskiego błazna, który faktycznie może pokusić się o przejęcie pogranicza centrum i lewej strony.

W efekcie może nam się przeformować scena polityczna którą zdominują polityczne twory kierowane przez „oddelegowanych zaufanych towarzyszy”.
Ten scenariusz, może i fantastyczny, powinien dać do myślenia tym, którzy ciągle jeszcze gotowi są zabić za choćby pól słowa krytyki tego, co robi kierownictwo PiS. Być może wieszczenie możliwości wypchnięcia tej partii z politycznej pierwszej ligi jest przedwczesne bo przecież ma ona „żelazny elektorat” ale twierdzenie, że nigdy nie zdoła ona odzyskać władzy jest coraz bardziej prawdopodobne. Tkwienie w miejscu, w którym ten elektorat wystarcza sprawi, że za jakiś czas poza nim nic już do „zagospodarowania” nie zostanie.

Strach przed „monopartią” powinien już teraz mobilizować. Tym bardziej, że już teraz zagrożenia da się łatwo identyfikować. Perspektywa zdominowania całej sceny przez twory „platformopochodne” to jednak zagrożenie zdecydowanie poważniejsze. Niesie ono nie dominację a faktyczny monopol. Taki, jaki kiedyś miała nieboszczka Partia ze swymi „stronnictwami sojuszniczymi”. Bo taka konfiguracja, której powstanie wydaje mi się możliwe, nie wynika przecież z ducha demokracji tkwiącego czy to w Schetynie, Komorowskim czy biłgorajskim pajacu lecz z kalkulacji. Kalkulacji, wedle której tak będzie bezpieczniej i wygodniej.

Oczywiście nie wszystkim. Tylko im.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz