Aprobata, z jaką czy to pan Tusk, czy jeszcze bardziej pan Kutz oraz część polityków lewicy odniosła się do „pokojowych manifestacji” przeciwników krzyża ma w sobie albo wyzbytą całkiem z racjonalizmu choć z pozoru zimną kalkulację, albo głupotę bezdenną albo wreszcie jakiś przebłysk paranoi. Nie można też wykluczyć, ze po trochu wszystkiego o czym wyżej wspomniałem.
Kalkulacja opiera się zapewne na pełnym zadowolenia stwierdzeniu „dobra nasza” i zapisaniu tego poniedziałkowego tłumu po stronie swoich aktywów. Sprowadza się do dość topornej arytmetyki w podliczaniu i ocenianiu tego, co działo się pod Pałacem.
Bezdenną głupotą jest cala ta radość najmocniej wyrażona właśnie przez Kutza, która „Polsce wymierającej” przeciwstawiła nową „Polskę rodzącą się”. Radość też wynikająca z rachowania jedynie. I wynikającego z Rego rachunku przekonania, że „nas jest więcej”. „Nas” w wieku, który pozwala sądzić, że „my” będzie w stanie na lata zdominować Polskę i polityczną dysputę. Jednak w tych „nas” tak radośnie dostrzeżonych przez Kutza od liczebności dużo bardziej istotna jest chyba jakość. Jeśli Kutz, Wenderlich czy Senyszyn liczą, ze w przyszłości sprawy w Polsce załatwiać będzie trzeba na zasadzie „taranu” to istotnie mają czym się radować. Jednak źle to wróży a oni źle życzą Polsce.
Jakość zbierających się czy to na Krakowskim Przedmieściu czy w innych miejscach przedstawicieli „pokolenia Woodstock”, jak ich raczył ochrzcić Kutz, widać było czy to w relacjach medialnych oraz bez trudu znaleźć można w Internecie. O tej jakości będzie jeszcze nieco dalej. Póki co warto przyjrzeć się motywacjom i wynikającemu z nich modus operandi tych, którzy tak ujęli pana Kutza. Bez wątpienia ich działania nastawione są na ośmieszenie i wyszydzenie myślących inaczej niż oni i nie podzielających tych wartości co oni. Wyszydzenie oraz przeszkodzenie tamtym w okazywaniu swych uczuć i emocji. Trudno takie myślenie nazwać pozytywnym. Ono determinuje parcie ku konfrontacji.
Pan organizator poniedziałkowego „cyrku” nie wpadł na pomysł, by swą akcję zorganizować w innym miejscu tylko akurat tam, gdzie musiało dojść do negatywnej w odbiorze interakcji z myślącymi odmiennie. Czytałem też o przebiegu zgromadzenia mającego uczcić 10 sierpnia smoleńskie ofiary w Bydgoszczy. Tam też akurat wtedy pojawili się „walczący o neutralność przestrzeni publicznej” przedstawiciele „pokolenia Woodstock”. Jakoś nie przyszło im do głowy by tę walkę prowadzić choćby dzień czy kilka godzin wcześniej albo później i w innym miejscu lecz przyszło, by walczyć wtedy, gdy mogło to zakłócić skupienie tych innych.
Do czego zmierzam? Staram się pokazać, ze cala radość tych, którzy tak się radują, że mają za sojuszników Tarasa i jego trzódkę, zwaną „pokoleniem Woodstock” jest przedwczesna i absolutnie nie adekwatna do rzeczywistego zysku. Te zwołujące się na Facebooku zbieraniny nie pokazały dotąd w żadnej sytuacji swej pozytywnej, zdolnej do budowania twarzy. Brylują w inicjatywach wynikających z negacji i sprzeciwu. Od razu proszę by mi tu z WOŚP się nie wpychać bo tę im akurat gotową podał ktoś z całkiem innego pokolenia i innego Woodstock.
Radość z pozyskania kogoś o umysłowości Tarasa jest uzasadniona, o ile za priorytet z założenia przyjmuje się nie budowanie lecz burzenie. Wówczas istotnie niezawodnie przydać się może horda spod znaku „zimnego Lecha” ze swym etosem zabawy, „beki”, tęsknoty za widokiem „cycków”. Jednak politykom uniesionym radością z tego, co widać było pod Pałacem, politykom w rodzaju Tuska, Napieralskiego czy Arłukowicza zasugeruję by spojrzeli na to z nieco innego punktu widzenia. Niech pomyślą, że to właśnie ci goście będą mieli zapewnić im i, niestety, mi, „spokojną starość” i „godziwe emerytury”. Kutza tu nie wymieniam bo ten „ślizgnął” się i bierze to ode mnie. Czy wspomniani panowie mają pewność, że i wtedy, gdy będzie chodzić o nich, „pokolenie Woodstock” nie będzie miało „beki”? Jesteśmy na najlepszej drodze ku temu. Tylko proszę się cieszyć częściej i głośniej!
Czemu wcześniej pozwoliłem sobie wreszcie określić reakcję prominentnych sojuszników młodych zwolenników „beki” z Krakowskiego Przedmieścia jako paranoiczną? Większość z tych prominentów to ludzie, którzy kiedyś nie posiadali się z oburzenia gdy tu i ówdzie buczeniem lub gwizdami witano a to Bartoszewskiego a to Niesiołowskiego czy wreszcie samego Komorowskiego. To buczenie i gwizdy pod tamtym adresem uważali za niedopuszczalne a robienie „beki” i „cyrku” z krzyża i modlitwy uznają za happening i istny Hyde Park. Dla mnie to oczywiste bluźnierstwo gdy ludzie mieniący się wychowanymi w tradycji związanej z chrześcijaństwem dopuszczają lżenie krzyża a za niedopuszczalne uznają podobne reakcje wobec jakichś tam śmiertelników. Ci, którzy mienią się wychowanymi w innej tradycji nie bluźnią a raczej dowodzą, że tym wychowaniem mogło być bardzo różnie.
A wszystkim kontemplującym „radosne wyrażanie emocji” przez ewidentnie „nasze” „pokolenie Woodstock” w postaci „beki” pod krzyżem dedykuję parafrazę Mrożka:
„Pokolenie Woodstock jeszcze wam pokaże!”
Panie i Panowie! Nadchodzi fin de siecle. Witajcie w ciężkich czasach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz