środa, 11 sierpnia 2010

Lokalizacja- opowieść warszawska (smoleński pomnik)

Od razu zaznaczam, że nie jest to tekst konkursowy (chodzi o konkurs ogłoszony przez Igora Janke w Salonie24). Choć przyznam, że pomysł na niego przyszedł mi do głowy gdy to, o czym będzie, zdało mi się świetnym materiałem, by taki tekst na konkurs o Warszawie napisać. Tyle, że ja akurat nie byłbym w stanie bo miasto znam za mało. A potrzeba by kogoś, kto zna je w sposób nie tylko dobry ale i specyficzny. Kogoś, kto zna te wszystkie miejsca, które w Warszawie uchodzą za podłe albo niebezpieczne. Słowem takie, których z własnej woli nikt raczej nie chciałby odwiedzać. Wycieczka po nich byłaby ekscytująca nie tylko dlatego, że gwarantowałyby wpompowanie do krwiobiegu sporej dawki adrenaliny. Pozwoliłaby tez poznać najbardziej odpowiednie lokalizacje dla pomnika smoleńskiej katastrofy. Odpowiednie oczywiście dla bardzo specyficznej grupy ludzi.

To ci, o których subtelnej naturze napisałem nie dawno osobny tekst. Ci, u których stwierdzam pewien element wilczej natury. Ten, który nie pozwala puścić jak już coś uchwycą zębami. Im bardzie mówią oni o „fanatykach od krzyża” tym bardzie mówią o sobie. O tym, co w ich głowach i duszach siedzi. O ile mają dusze…
Pomysł tematu (choć jeszcze wtedy tak naprawdę nie wiedziałem czy cokolwiek o tym napisze bo sprawa zdarzeń wokół krzyża z Krakowskiego Przedmieścia na tyle mnie przygnębia, że w ogóle mi się odechciewa pisać) podsunął mi nieświadomie pan Szostkiewicz z „Polityki” który wczoraj, w TVN24 twórczo rozwinął płynące już nie tylko z Kancelarii Prezydenckiej ale i z ust samego gospodarza Pałacu zapowiedzi, że oczywiście upamiętnić trzeba i upamiętnienie naturalnie będzie. Pan Szostkiewicz z miejsca wypowiedział się za tym, by to upamiętnienie nie było w formie pomnika. Nie wiem czemu akurat nie tak. Nie bardzo chciało mi się słuchać bo miałem pilna i czasochłonną robotę a i do takiego gadania określony stosunek jednak od razu odebrałem sygnał, że szczęki, zaciśnięte wtedy, gdy upubliczniono wawelski pochówek, nie puściły ani na milimetr. Oczywiście uścisk, jak wspomniana już kiedyś przeze mnie nienawiść i wszystko inne chyba u tego gatunku ludzi, jest bardzo subtelny. Do sposobów „niepomnikowego” uczczenia wrócę jeszcze pod koniec bo o wiele ciekawiej swój szczękościsk zaprezentował w dzisiejszej „Rzeczpospolitej” Jan Hartman. On, dla odmiany tak radykalny jak Szostkiewicz nie jest, przynajmniej w publicznej wypowiedzi.

Hartman zgadza się, że ofiary trzeba, jak się wyraził „jakoś” upamiętnić. „Jakoś” to stwierdzenie mało konkretne choć Hartman akurat pomnika, na dodatek „okazałego artystycznie” nie wyklucza. Konkretny jest za to w sprawie lokalizacji choć tak po prawdzie konkretny nieco na opak. Nie wskazuje (choć sugeruje), gdzie pomnik miałby stanąć lecz wyjaśnia, gdzie stanąć nie powinien. Pisze pan Hartman tak:

„Ważne jest jednak, aby taki monument nie stanął przed Pałacem Prezydenckim. Tam bowiem nabrałby znaczenia politycznego. Takie usytuowanie pomnika oznaczałoby, że w demokratycznym kraju instytucja władzy centralnej, a taką jest Pałac Prezydencki, w sposób symboliczny w swoim otoczeniu daje przewagę jednej partii politycznej i jednemu prezydentowi.” I jeszcze, że „Nie możemy na to pozwolić choćby z tego względu, że narusza to równowagę demokratycznego państwa prawa”*

W pierwszej chwili po przeczytaniu tego wywodu zastanawiałem się jak sprawić, by takich dylematów panu Hartmanowi oszczędzić. Przyszło mi do głowy, że aby tę naruszona równowagę jakoś do pionu przywrócić trzeba by przede wszystkim w ostatnich wyborach jednak na Prezydenta wybrać Jerzego Szmajdzińskiego. W ten sposób wspomniana przez Hartmana „przewaga jednego prezydenta” z miejsca zostałaby zniwelowana. Ponadto część zdecydowanie w katastrofie smoleńskiej nadreprezentowanych ofiar związanych z PiS-em należałoby pośmiertnie z tejże partii wywalić i przyjąć proporcjonalnie do PO i SLD. No i ludowcom też , że się kolokwialnie wyrażę, coś odpalić. Można by tez na przyszłość przyjąć jakiś zapis ustawowy a może i konstytucyjny, który nakazywałby każdej prezydenckiej wyprawie, mającej zamiar ulec katastrofie, przyjęcie takiej organizacji, by aktualnemu Prezydentowi koniecznie towarzyszył jakiś były, reprezentujący opcję odmienną a w składzie delegacji musiałyby być zachowane wszelkie możliwe parytety.

No i oczywiście lokalizacja pomnika. Na początku zaproponowałem, by postawić go gdzieś, gdzie pies z kulawą nogą się nie pofatyguje. Bo daleko albo bo strach… I jeszcze jedno. Nie pamiętam kto sugerował by nie było żadnych nazwisk. Pewnie te ze Smoleńska jakoś źle by się prezentowały. Sugeruję więc na monumencie umieszczenie takich nazwisk jak Olbrychski, Polański, Bartoszewski, Janda, Kora z Sipowiczem i jeszcze kilku, których wstydzić się nie będziemy przed światem.

Wracając zaś do pana Szostkiewicza i jego dylematu to najpewniej dałoby się „uczczeni” załatwić jakimś bankietem dla śmietanki towarzyskiej albo jeszcze lepiej meczem politycy- gwiazdy ekranu. Choć mógłby być kłopot z odróżnieniem kto z której drużyny.

A na koniec poważna refleksja, która za cholerę nie może jakoś przebić się do głów takich ludzi jak Hartman i Szostkiewicz. Prosta, bo oparta nie na jakichś skomplikowanych umysłowych kombinacjach lecz na zwykłej obserwacji i wnioskach z niej. To umieją nawet niezbyt rozwinięte organizmy. Polegająca tylko na tym, żeby pan Hartman i pan Szostkiewicz sami sobie odpowiedzieli czemu 10 kwietnia i w następne dni, mimo, iż nikt nie zapraszał, nie sugerował, ani, że ci, którzy powinni słowem w tej sprawie się nie odezwali, ludzie z całej Polski ciągnęli akurat na Krakowskie Przedmieście, pod Pałac Prezydencki. Czemu ja, będąc wtedy, 11 kwietnia w Warszawie przejazdem i mając na to, by się nad ofiarami pochylić, tylko kilka chwil, nie zastanawiałem się, gdzie to zrobić najwłaściwiej.

Powinni też próbować zgadnąć (a wcale to nie trudne) gdzie będą przychodzić przy kolejnych okazjach ludzie, gdy będzie wypadało po raz kolejny wspomnieć ofiary 10 kwietnia 2010 r. Bez względu na to czy pozwolą ustawić pomnik na Placu Zbawiciela, na wylotówce na Kalwarię czy też w Łomiankach. Bez względu na to.

I bez względu na ten ich ciągły szczękościsk.

* http://www.rp.pl/artykul/520767_Hartman__Rowni_wobec_smierci.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz