wtorek, 14 sierpnia 2012

Wyrodny rodzic czyli Panie Premierze, źle to wygląda!


Ja całkowicie rozumiem, że panu Tuskowi bez wątpienia bliżej będzie do blogu pani Rudeckiej- Kalinowskiej.* Są przecież już na etapie „olej” więc trudno się dziwić. Jednak serdecznie odradzam akurat tę radę, której koleżanka blogerka udziela. Nie będę się wdawał w analizę tekstu pani RRK bo… no nie. Przytoczę inną historię.
Jakiś czas temu w sieci pojawiły się komentarze z radością informujące jak to w programie „Młodzi kontra…” przedstawiciele Młodzieży Wszechpolskiej „skompromitowali” Wandę Nowicką, znaną feministkę aktualnie wicemarszałkującą Sejmowi z ramienia pajacyków. Przepraszam za tę ostatnią formę ale proszę nie wymagać ode mnie poważnego traktowania pana  „bibliofila” Rypińskiego (wiem, wiem…)  i wszystkich, którzy z nim współzasiadają. W każdym razie owa „kompromitacja” polegała na tym, że kiedy jeden młody z Młodzieży Wszechpolskiej zadał jej pytanie o poczynania jej „osławionego” syna – zaprzysięgłego bolszewika, zapytała „Oczekujecie państwo, że wyrzeknę się swego dziecka?”. I przyznam, że jak bardzo (a bardzo!) nie cierpię pani Nowickiej i tego, co z takim zaangażowaniem reprezentuje, wtedy bez cienia wątpliwości uznałem, że godniej zachować się nie mogła. Zaś młodzian wyszedł na skończonego palanta. Wraz z tymi, którzy mieli później ubaw.
Milczenie pana Tuska w sprawie całego skandalu a zwłaszcza w sprawie syna nie jest  żadną metodą rozwiązania problemu. Stwarza wrażenie, że gdzieś tam nad sprawą zagubionego dziecka (wiem, ma swoje lata ale tak, jak „czerwony Michał” jest i zawsze będzie dzieckiem Wandy tak „sprytny Michał” jest i będzie dzieckiem Donalda) pochyla się sztab fachowców a nie zatroskany rodzic. Nie wiem a może doskonale wiem czemu w związku z tym przypomina mi się chłodna fabuła znakomitego filmu „Spartan” (polecam!).
Zachowując się tak jak dotąd i tak, jak radzi mu pani Rudecka- Kalinowska premier Tusk każe nam zgadywać czy mamy do czynienia z człowiekiem sparaliżowanym strachem (sławetna „szafa Tuska”), „kupującym” radę RRK-i arogantem pokazującym jak lider ZWYCIĘSKIEJ PARTII (sposób pisania zapożyczony od RRK-i rzecz jasna) traktuje a w zasadzie „nie traktuje” obywateli czy wreszcie wyrodnym rodzicem patrzącym bez emocji jak jego dzieciak podąża niebezpieczną ścieżką i lada moment znajdzie się w punkcie, z którego wyjść już się nie da i kalkulującym co z tego będzie dla niego.
Może być tak, że za to ostatnie Premier i cały zaskoczony (tak myślę) „rządowy PiaR” zapłacić może najwięcej. Bo o ile do aroganta i „szafy” już zdążyliśmy przywyknąć i ci którym to przeszkadzało jak też ci którzy to akceptowali i rozumieli swego zdania pewnie nie zmienią ani o jotę, ta trzecia opcja jest „nową jakością”.
To jak traktuje pan Premier najbliższe osoby nie jest tylko prywatną sprawą. Wręcz pokazuje tym, którzy dla Premiera są „rodziną” w znacznie szerszym zakresie, na co mogą a właściwie na co już nie mogą w przyszłości liczyć. Dotąd jasnym było, że nie za bardzo licząc się z kosztami „swoich” się kryło i nie dawało się im zrobić krzywdy. Tak było z ludźmi, którym bez wątpienia do Donalda Tuska było dalej niż synowi Michałowi. Choć mogę się mylić. Wszak osobowość pana Donalda wydaje się być nieprzenikniona dla większości tych, których fascynuje albo zastanawia.
Jeśli więc kiedyś Zbychu, Miro czy Grzechu mogli liczyć na drobnego tylko klapsa choć zasłużyli na solidnego kopa, trudno pojąć czemu i na co Donald Tusk czeka pozwalając masakrować swojego syna. Jeśli liczy, że pozostając w cieniu tej sprawy i nabierając wody w usta sprawi, ze nikt nie skojarzy każącego teraz nazywać się idiotą Michała Tuska z Donaldem Tuskiem, też powinien kazać nazywać siebie idiotą. Bo tylko ktoś zasługujący na takie miano mógłby liczyć, że rzecz da się sprowadzić do „przypadkowej zbieżności nazwisk”. Im dłużej będzie na to liczył, tym częściej ów „idiota” będzie się różnym zainteresowanym coraz bardziej genetycznie tłumaczył.
Wracając zaś do szkód, które postawa z głową w piaski może wyrządzić. Kilka dni temu pisałem i przytaczałem opinie, wedle których spoiwem PO i lepem przyciągającym ku niej nowy narybek są równe interesy i interesiki nie zawsze piękne i nie zawsze czyste. W takim układzie powiązań i interesów wiara w to, że na siebie na wzajem można liczyć bez względu na to „czy to słońce czy to deszcz” ma znaczenie fundamentalne. Patrząc więc w milczeniu na to, jak Michał Tusk brany jest przez różnych pod obcas nie tylko szkodzi pan Premier swojej osobistej „podstawowej komórce społecznej” ale podkopuje fundamenty swej formacji. I nie chodzi mi tylko o konsternację z jaką tam muszą sobie teraz zadawać pytanie „A co, jak przyjdzie na mnie?” Tam chyba panuje taki mentlik, ze nic dobrego z tego wyjść nie może. Ot choćby taka wypowiedź pana Nitrasa, który w ferworze obrony „standardów” wprowadzanych przez Tuska twierdzi, ze przez nie ze spółek wywalono najwspanialszych i najodpowiedniejszych fachowców za to tylko, że mieli nieodpowiednią legitymację. Legitymację PO (sic!)**. Rzec by można, że trzeci „genetycznie” do kompletu.
Cóż więc sobie może pomyśleć taki szary, nieważny ale pełen ambicji i energii, szeregowy członek PO, który widzi i słyszy, ze premier Tusk nie tylko ma gdzieś los swego własnego syna ale jeszcze wywala z pracy za posiadanie legitymacji partyjne Platformy Obywatelskiej?
Pomyśli, że źle to wygląda…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz