Ja całkowicie rozumiem, że panu Tuskowi bez wątpienia bliżej będzie do
blogu pani Rudeckiej- Kalinowskiej.* Są przecież już na etapie „olej” więc
trudno się dziwić. Jednak serdecznie odradzam akurat tę radę, której koleżanka
blogerka udziela. Nie będę się wdawał w analizę tekstu pani RRK bo… no nie. Przytoczę
inną historię.
Jakiś czas temu w sieci pojawiły się komentarze z radością informujące
jak to w programie „Młodzi kontra…” przedstawiciele Młodzieży Wszechpolskiej „skompromitowali”
Wandę Nowicką, znaną feministkę aktualnie wicemarszałkującą Sejmowi z ramienia
pajacyków. Przepraszam za tę ostatnią formę ale proszę nie wymagać ode mnie
poważnego traktowania pana „bibliofila” Rypińskiego
(wiem, wiem…) i wszystkich, którzy z nim
współzasiadają. W każdym razie owa „kompromitacja” polegała na tym, że kiedy
jeden młody z Młodzieży Wszechpolskiej zadał jej pytanie o poczynania jej „osławionego”
syna – zaprzysięgłego bolszewika, zapytała „Oczekujecie państwo, że wyrzeknę
się swego dziecka?”. I przyznam, że jak bardzo (a bardzo!) nie cierpię pani
Nowickiej i tego, co z takim zaangażowaniem reprezentuje, wtedy bez cienia
wątpliwości uznałem, że godniej zachować się nie mogła. Zaś młodzian wyszedł na
skończonego palanta. Wraz z tymi, którzy mieli później ubaw.
Milczenie pana Tuska w sprawie całego skandalu a zwłaszcza w sprawie syna
nie jest żadną metodą rozwiązania
problemu. Stwarza wrażenie, że gdzieś tam nad sprawą zagubionego dziecka (wiem,
ma swoje lata ale tak, jak „czerwony Michał” jest i zawsze będzie dzieckiem
Wandy tak „sprytny Michał” jest i będzie dzieckiem Donalda) pochyla się sztab
fachowców a nie zatroskany rodzic. Nie wiem a może doskonale wiem czemu w
związku z tym przypomina mi się chłodna fabuła znakomitego filmu „Spartan”
(polecam!).
Zachowując się tak jak dotąd i tak, jak radzi mu pani Rudecka- Kalinowska
premier Tusk każe nam zgadywać czy mamy do czynienia z człowiekiem
sparaliżowanym strachem (sławetna „szafa Tuska”), „kupującym” radę RRK-i
arogantem pokazującym jak lider ZWYCIĘSKIEJ PARTII (sposób pisania zapożyczony
od RRK-i rzecz jasna) traktuje a w zasadzie „nie traktuje” obywateli czy
wreszcie wyrodnym rodzicem patrzącym bez emocji jak jego dzieciak podąża
niebezpieczną ścieżką i lada moment znajdzie się w punkcie, z którego wyjść już
się nie da i kalkulującym co z tego będzie dla niego.
Może być tak, że za to ostatnie Premier i cały zaskoczony (tak myślę) „rządowy
PiaR” zapłacić może najwięcej. Bo o ile do aroganta i „szafy” już zdążyliśmy przywyknąć
i ci którym to przeszkadzało jak też ci którzy to akceptowali i rozumieli swego
zdania pewnie nie zmienią ani o jotę, ta trzecia opcja jest „nową jakością”.
To jak traktuje pan Premier najbliższe osoby nie jest tylko prywatną
sprawą. Wręcz pokazuje tym, którzy dla Premiera są „rodziną” w znacznie
szerszym zakresie, na co mogą a właściwie na co już nie mogą w przyszłości
liczyć. Dotąd jasnym było, że nie za bardzo licząc się z kosztami „swoich” się
kryło i nie dawało się im zrobić krzywdy. Tak było z ludźmi, którym bez
wątpienia do Donalda Tuska było dalej niż synowi Michałowi. Choć mogę się
mylić. Wszak osobowość pana Donalda wydaje się być nieprzenikniona dla
większości tych, których fascynuje albo zastanawia.
Jeśli więc kiedyś Zbychu, Miro czy Grzechu mogli liczyć na drobnego tylko
klapsa choć zasłużyli na solidnego kopa, trudno pojąć czemu i na co Donald Tusk
czeka pozwalając masakrować swojego syna. Jeśli liczy, że pozostając w cieniu
tej sprawy i nabierając wody w usta sprawi, ze nikt nie skojarzy każącego teraz
nazywać się idiotą Michała Tuska z Donaldem Tuskiem, też powinien kazać nazywać
siebie idiotą. Bo tylko ktoś zasługujący na takie miano mógłby liczyć, że rzecz
da się sprowadzić do „przypadkowej zbieżności nazwisk”. Im dłużej będzie na to
liczył, tym częściej ów „idiota” będzie się różnym zainteresowanym coraz
bardziej genetycznie tłumaczył.
Wracając zaś do szkód, które postawa z głową w piaski może wyrządzić. Kilka
dni temu pisałem i przytaczałem opinie, wedle których spoiwem PO i lepem przyciągającym
ku niej nowy narybek są równe interesy i interesiki nie zawsze piękne i nie
zawsze czyste. W takim układzie powiązań i interesów wiara w to, że na siebie
na wzajem można liczyć bez względu na to „czy to słońce czy to deszcz” ma
znaczenie fundamentalne. Patrząc więc w milczeniu na to, jak Michał Tusk brany
jest przez różnych pod obcas nie tylko szkodzi pan Premier swojej osobistej „podstawowej
komórce społecznej” ale podkopuje fundamenty swej formacji. I nie chodzi mi
tylko o konsternację z jaką tam muszą sobie teraz zadawać pytanie „A co, jak
przyjdzie na mnie?” Tam chyba panuje taki mentlik, ze nic dobrego z tego wyjść
nie może. Ot choćby taka wypowiedź pana Nitrasa, który w ferworze obrony „standardów”
wprowadzanych przez Tuska twierdzi, ze przez nie ze spółek wywalono
najwspanialszych i najodpowiedniejszych fachowców za to tylko, że mieli
nieodpowiednią legitymację. Legitymację PO (sic!)**. Rzec by można, że trzeci „genetycznie”
do kompletu.
Cóż więc sobie może pomyśleć taki szary, nieważny ale pełen ambicji i
energii, szeregowy członek PO, który widzi i słyszy, ze premier Tusk nie tylko
ma gdzieś los swego własnego syna ale jeszcze wywala z pracy za posiadanie
legitymacji partyjne Platformy Obywatelskiej?
Pomyśli, że źle to wygląda…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz