czwartek, 9 sierpnia 2012

Amber, Delfin i idioci


Jak kto się uprze skoczyć z dachu, powstrzymywanie go najczęściej jest bez sensu. Zastawisz mu schody, znajdzie inne. Zablokujesz tamte, wlezie po piorunochronie.
Jak kto uprze się zrobić z siebie idiotę, będzie idiotą. Choćby nie wiem co. Tak, jak na przykład klienci sławetnego Amber Gold, wierzący, że mogą dostać zwrot w wysokości, do jakiej żaden ale to żaden bank się nie zbliży choćby na odległość kontaktu wzrokowego. No i zrobili. I rząd nie ma tu nic do rzeczy. A nawet bardziej. Rządu, poza wyjątkową sytuacją, o której dalej, w tym w ogóle nie powinno być. Bo z rządem i idiotami jest tak, że ich populacja jest wprost proporcjonalna do wszelkich „zabezpieczeń”, którymi Państwo (czyli rząd właśnie) urozmaica życie obywatela. Zawsze wtedy pojawia się jakiś cwaniak (jak ci od Ambera), który znajduje rzeczywistą lub iluzoryczną lukę w systemie i zawsze też znajdzie się stado durniów (jak ci od Ambera), którzy miast myśleć, liczyć, kombinować, dają się omamić perspektywie przyszłych kokosów a nadto (tak!) czują się zwolnieni z rozsądku bo… Bo przecież Państwo i takie tam. Zatem do rządu można w tym przypadku mieć tylko wówczas pretensje jeśli ów Amber działał nie w jakiejś tam luce tylko poza prawem. Inaczej całe te jazdy są zwykłym przyp******aniem się żeby tylko czepić się. Rząd ani Państwo nie jest po to, by wymóżdżać obywateli. Ci, w każdym razie ta garstka czy tam garść już się czegoś nauczyła na przypadku zwanym Amber Gold. Droga była to lekcja ale to i tak lepsze niż nic.
Z Delfinem i „delfinim śladem” w sprawie Ambera jest nieco inaczej. Oczywiście gdyby tak jak reszta obywateli, których drogi przecięły się ze szlakiem krótkiego lotu  tej firmy, postanowił rozbić bank i skończyłoby się na rozbiciu własnego, można by uznać, że Premierowi pociechą nie obrodziło zbytnio i rzecz uznać za zamkniętą. Tyle, że młody Tusk idiotę zrobił z siebie nieco inaczej. Nikt na to jak dotąd nie zwrócił uwagi a warto.
Zacznę od kwestii, którą tak uroczo podniosła u siebie Maja dowodząc, że z zatrudnieniem Tuska juniora wszystko było w jak najlepszym porządelu*. Otóż nie było, Maju szanowna. Przez półtora roku to może taka Barcelona „chodziła” wokół Chrystiano Ronaldo albo Real wokół Beckchama. Wokół amatora, choćby i największego na świecie entuzjasty czegokolwiek nikt z branży tyle chodził nie będzie. Po pierwszej odmowie zaprosi na rozmowę tuzin rzeczywistych zawodowców. Chyba, że ów amator Tusk się nazywa i ma tatę Prezesa Rady Ministrów Rzeczpospolitej Polskiej. I trzeba być ślepym by tego nie widzieć albo nie pojąć.
A teraz o fachowości. Nie wiem jakim fachowcem jest teraz pan młody Tusk. Może w tym Excelu faktycznie śmiga nadzwyczajnie**. Ale mocno kazał mi zwątpić w swą wiedze o komunikacji lotniczej wchodząc w kontakty „biznesowe” z powiązaną z Amber Gold linią OLT Express. Krótki lot tej efemerydy pokazał, że było to „przedsięwzięcie biznesowe”, które pozbawione chyba było jakichkolwiek kalkulacji biznesowych. Taka modelowa „wydmuszka” bez ładu i sensu. Gdyby opierało się na wspomnianych kalkulacjach, nie zdechłoby tak szybko tylko jeszcze podgenerowało straty jak Bóg przykazał każdemu, także i chybionemu przedsięwzięciu biznesowemu. Takiemu bez cudzysłowu. Zatem skoro Tusk junior się nie spostrzegł, marny z niego „fachowiec”. No chyba, że się spostrzegł ale pomyślał sobie „Co tam. Pięć koła piechotą nie chodzi” i to było dla niego najważniejsze. A jeśli tak, w pełni zasłużył na szum, jaki wobec niego wybuchł.
Inna kwestia to ta, którą tak celnie w dyskusji pod tekstem Mai wskazał Jarecki. Kwestia tego, że nikt nie pilnował tego co syn Premiera porabia. I mam tu na myśli samego Tuska seniora, który ponoć wiedział czym jest Amber i jak się to może skończyć. Nie wiem czy Premier miał jakiś napad otępienia umysłowego czy też pomyślał „Co tam. Pięć koła piechotą nie chodzi”. Też więc zasłużył na to, co Maja tak uroczo nazwała „dorwaniem młodego”. Wychodzi, że „młodego” tym, co go chcą ponoć „dorwać” (ponoć najbardziej „Wyborcza” i TVN :) w jakiś sposób wystawił „stary”. Inna sprawa to sprawa służb, którą podniósł Jarecki. W głowie się nie mieści, że mogły nie ochronić „pierwszego syna Rzeczpospolitej” przed ostentacyjnym i zamaszystym wdepnięciem w taaakie gó**o. Świadczy to, że nasze służby albo zatrudniają debili albo też sabotażystów, którzy właśnie zrobili efektowny podkop pod pierwszą (faktycznie a nie tytularnie) osobę w Państwie. Czy tak czy tak, służby w tym kształcie raczej do niczego nie są nam potrzebne. I jeśli Tusk nie zrobi coś z tą konkretną sprawą… Pisząc „coś” mam na myśli spektakularne ożenienie pyska Bondaryka z brukiem, znaczyć będzie, że mentalnie jest na poziomie tych idiotów, których bańka zwana Amber Gold zabrała na krótką przejażdżkę do raju bez opcji łagodnego lądowania po wyprawie. To oczywiście nie jest zabronione ale jednak przykre i dość niebezpieczne. Dla niego ale i dla mnie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz