Swego
czasu któreś dowództwo amerykańskich sił zbrojnych zainteresowało się
problemem sześcioosobowej obsady dział w amerykańskiej artylerii. Z
instrukcji wynikało, że ma być sześciu a zadań starczało dla pięciu.
Nikt nie był w stanie wyjaśnić roli nadprogramowego działonowego. Ktoś
tam przypomniał sobie jednak, że żyje jeszcze staruszek, który jako
porucznik amerykańskich sił zbrojnych, jeszcze przed I wielką wojną
pisał ową instrukcję dla artylerii. Udano się do niego z zapytaniem.
- Po co jest ten szósty?
Staruszek popatrzył na przybyłych jakby byli niespełna rozumu.
- Jak to po co? Do pilnowania koni.
Problem
„szóstego” przypomniał mi się w związku z półmetkiem prezydentury oraz z
peanem, jaki temu wydarzeniu opublikował wiceszef „Wyborczej”, bardziej
cywilizowany Kurski*.
Jeśli
prześledzić tekst wiceszefa, można wyciągnąć wniosek, że największą
zasługą „gajowego” (tak pieszczotliwie w tytule nazwał prezydenta
Komorowskiego) jest to, że jest a jakby nie był. Lista zasług składa się
głownie z wyliczania tego, czego nie robi. Z tych, które robi, poza
enigmatycznym „kontynuowaniem polityki wschodniej” wybija się
„inicjatywa ustawodawcza o prawie do zgromadzeń”. Jako ilustracja, że
prezydent „niekiedy się myli”.
Warto tu jeszcze zwrócić uwagę na fragment, w którym pan Kurski dowodzi siły charakteru swego „gajowego”. „Początek
jego urzędowania zbiegł się z wojną o krzyż na Krakowskim Przedmieściu,
która toczyła się przy wymownym, niestety, milczeniu Kościoła. I z
podziwu godną odpornością przeciwstawia się tej nienawistnej presji.”
Można sadzić, że pan prezydent „zbiegł się” jedynie z tymi zdarzeniami.
I z tą „nienawistną presją”. Umknęło redaktorowi od czego „wojna o
krzyż” się zaczęła. „Podziwu godna odporność” najpewniej przejawiała się
choćby w tej cichcem przyklejonej do ściany tabliczce.
Ale
ja nie o tym. Tekst Kurskiego, mający być najpewniej apologią tego
rodzaju prezydentury tak naprawdę dowodzi, że dziś „gajówka” i jej
lokatorzy są Polsce potrzebni tylko po to, żeby emeryci z Unii Wolności
mieli od kogo brać pensję i nie zatarli się w pamięci Polaków. Jeśli by
ich zabrakło, a to leciwe dość towarzystwo, uzasadnienie utrzymywania
bezsensownego i martwego urzędu będzie żadne.
Ile
warta jest prezydentura Bronisława Komorowskiego świadczy to, że w
publicznym przekazie funkcjonuje on jako kolekcjoner gaf i nietaktów.
Właściwie jest nam potrzebny po to tylko byśmy czekali w napięciu czy
siądzie przed Merkel, czy buchnie sąsiadowi widelec albo kieliszek…
W
sensie politycznym nie istnieje. Kurski pisze o niezależności
prezydenta. Oczywiście jest niezależny. Brak aktywności można tak
opisać. Gdy już coś robi, jest dodatkowym ministrem rządzącej koalicji.
Konstytucyjna
konstrukcja pierwszego urzędu w Rzeczpospolitej budzi fundamentalną
wątpliwość co do celowości takiego rozwiązania. O ile w przypadku
Prezydenta Kaczyńskiego trudno było twierdzić, że urząd jest fikcją, o
tyle właśnie do fikcji sprowadził go spolegliwy Komorowski. Jeśli to się
nam bardziej podoba…
Wniosek z tego taki, że albo zaakceptujemy fakt ścierania się dwóch ośrodków władzy albo jednemu podziękujemy w ogóle.
Oczywiście
pozostaje jeszcze wysokie „zaufanie społeczne”, jakim obdarzają
prezydenta obywatele (w tym 40% wyborców PiS jakoby). Trudno nie
pokładać zaufania w kimś, kto jest wspomnianym „szóstym” w obsłudze
działa. Pilnować koni, których od dawna nie ma potrafi każdy. Zatem
trudno oczekiwać, że pan Komorowski podejmie jakąkolwiek kontrowersyjną
decyzję. Że podejmie jakąkolwiek decyzję. Zatem czemu miałby komukolwiek
wadzić? A tak przy okazji… Swego czasu zapytano obywateli jaka jest
najbardziej przez nich lubiana woda mineralna, obecna na rynku.
Najwięcej pozytywnych wskazań uzyskał produkt o nazwie „Dar Grabiny”.
Było to o tyle dziwne, ze nikt, ale to nikt nie miał szans spróbować tej
wody. Był to produkt istniejący wirtualnie, pojawiający się w serialu
„M jak miłość” czy jakimś tam.
Daje
wreszcie pan Komorowski nadzieję na wielkie oszczędności dla państwa i
obywateli. Choć sam nas kosztuje niemało, pokazuje dobitnie że te
miliony można by wydać racjonalniej. I gdyby był ostatnim Prezydentem RP
(w każdym razie jeśli tak widzimy ten urząd jak on go sprawuje) to
byłaby to jego największa zasługa i oczywisty wkład w rozwój ustroju RP.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz