Jeśli
PiS polegnie na wojnie z Kościołem to nie będę go żałował. Uznam, że sam sobie
jest winien i zasłużył na to, co go spotkało. Bo iść na wojnę z Kościołem to
oczywista głupota i jeśli PiS na nią pójdzie, popełni powodowany tą oczywistą
głupotą akt samobójczy. Jeśli na nią pójdzie… W tym rzecz właśnie.
Myślę,
że skoro wie to pan Roman Giertych, wiedza to też doskonale co niektórzy w
PiS-ie. Wszak jeśli się spojrzy na finał politycznej kariery Giertycha i jego
partii, trudno zaprzeczyć, że jest w PiS-ie paru gości co najmniej tak łebskich
jak pan Roman. I oni też zauważą (zauważyli), że wyprawy w kierunku, który
wskazuje pan mecenas mogą się nieładnie skończyć. Mocne zdystansowanie się od jakichkolwiek
a szczególnie od nieprzychylnych reakcji na słowa arcybiskupa Michalika
pokazuje, że chyba zauważyli. I choć tu i tam mocno starano się ten konflikt
zaognić, niewiele z tego wyszło.
Ci,
którym jednak mocno na tym, by PiS na tę wojnę poszedł i na niej poległ mogą
oczywiście zauważyć, że to niekoniecznie PiS musi iść na wojnę. Oczywiście szanowni,
może jeszcze iść Kościół. Tylko po co miałby iść na to poza zaspokojeniem
waszego chciejstwa?
Ktoś
powie, że mógłby, niejako przypadkiem wdać się w taka wojnę w ramach zwijania
swoich przyczółków w polityce. Wszak niektórzy spekulują, że ostatnie
wydarzenia i słowa mogą świadczyć o tym właśnie, że Kościół zamierza wycofać
się z tak czynnego udziału w życiu politycznym. Nie jestem przekonany ale nawet
jeśli, zrywanie więzów z tymi, z którymi Kościół jest związany lub jest przez różnych
wiązany byłoby bez sensu. Czy więc Kościół postawi na status quo czy też
faktycznie porzuci jakąkolwiek polityczną aktywność, w polityce obecny i tak
będzie. Albo jako podmiot albo jej przedmiot. I akurat w najmniejszym stopniu
za sprawą PiS. To zaś sprawia, że bezwzględnie potrzebował będzie tych wspomnianych
przeze mnie „przyczółków”. Rezygnacja z nich byłaby co najmniej nierozsądna.
Zatem
im mniej będzie kościoła w polityce, tym bardziej będzie on w tej sferze potrzebował
sojuszników i stronników. Im więcej tym dla niego lepiej. A prawda jest taka,
że coraz trudniej będzie mu znaleźć jakiś solidny punkt oparcia. Z lewą stroną
wiadomo, centrum nie tak dawno podziękowało „Kościołowi łagiewnickiemu” i oficjalnie
ogłosiło, że klękać nie zamierza. A na prawicy wybór prawie żaden. Szanowny
Stops wyraża nadzieję, że Kościół zechce twardo i głośno postawić na Skrzydlatą…
znaczy Solidarną Polskę by ta była jego akwizytorem w polityce*. Tyle, że to
dość ryzykowne jeśli zważyć, że SP jak na razie może mieć problem z
reprezentowaniem siebie w polityce więc oferowanie tego jeszcze komuś jest jak
lokata w Amber Gold.
Zatem
wyciąganie zbyt daleko idących wniosków na podstawie tąpnięcia w relacjach
między dwoma żyjącymi w symbiozie bytami jest tylko wróżeniem z fusów. Ono
miało miejsce i temu nie da się zaprzeczyć. Jednak PiS miał przy tym zarówno
wiele szczęścia gdyż okoliczności dość skomplikowały sytuację komplikując
przyjęty przez większość mediów i środowisk podział na „złych” i „dobrych” a
sama partia rozsądnie nie upierała się tkwić nadal w błędzie szybszego mówienia
niż myślenia.
Wróżb
o końcu PiS-u słyszałem już wiele. Najfajniejsze były te histeryczne, autorstwa
Ireneusza Krzemińskiego. Bez wątpienia kiedyś podobna wróżba się spełni bo
takie są koleje losu. Ale nie wydaje mi się, ze będzie to akurat przepowiednia
Romana Giertycha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz