Być może po prostu nie doceniam misterii
naprawdę subtelnej rozgrywki i przy okazji krzywdzę niezmiernie człowieka,
który zapewne odgrywa w niej niebagatelną rolę. Jeśli tak jest, to jakoś tam
los musi mnie ukarać i za tę moją winę i za wszytki wcześniejsze. Czekam z
pokorą.
Kto mnie czyta czasem ten wie, że jakoś
nie potrafiłem nigdy zdobyć się ani na uznanie ani na sympatię wobec pana
Joachima Brudzińskiego. Natomiast często pisałem o nim źle. I powiem otwarcie,
nie żałuję tego. Co więcej uważam, że miałem i mam powody by tak właśnie
widzieć jednego z najbardziej ponoć wpływowych polityków Prawa i
Sprawiedliwości.
Jedną z sensacji ostatnich dni jest podawana w
mniej lub bardziej poważny sposób plotka o planie usunięcia Donalda Tuska i
zastąpienia go oraz obecnego układu czymś w rodzaju „nowego rozdania”.
Problemem w przeprowadzeniu
konstruktywnego wotum nieufności wobec Donalda Tuska jest uzyskanie przewagi
głosów w sejmie. Obecny układ sił pozwoliłby na to tylko pod warunkiem
przeprowadzenia misternej i ostrożnej operacji, zwierającej kilka
niespodziewanych kroków.
Warunkiem powodzenia tych najtrudniejszych
i najmniej pewnych posunięć bez wątpienia jest zachowanie ich jak najdłużej w
dyskrecji by uniemożliwić kontrakcję ze strony atakowanego i neutralizację
przez niego zagrożenia. Trzeba oglądać się za siebie, uważać z kim się
rozmawia, gubić tropy, zaciemniać obraz, zmieniać temat.
Ponoś za kulisami coś faktycznie się
dzieje i kroi…
I właśnie na to wparowuje teraz
zamaszyście mój ulubiony pisowski suprebohater, istny człowiek- sztacheta,
Joachim Brudziński objaśniając szczegółowo „Superekspres” na czym polega
najwrażliwszy element przygotowywanego w tajemnicy planu, co ma zatrząść naszą
sceną polityczną i ją przewrócić.
- Jesienią planujemy przeprowadzenie
konstruktywnego wotum nieufności, ponieważ sytuacja w kraju wymaga jak
najszybszego odsunięcia Donalda Tuska od władzy. […] Żeby plan PiS się powiódł,
partia musi zdobyć jednak większość w Sejmie. - Do konstruktywnego wotum mógłby
dołączyć Grzegorz Schetyna ze swoimi ludźmi oraz konserwatywne skrzydło
Jarosława Gowina -
twierdzi. Podkreśla też, że w samej PO może dojść do rozłamu, a ciężkie czasy
czekają też PSL, które "jest przeczołgane przez Donalda Tuska".*
Wszytko to na łamach wysokonakładowego
tabloidu tak, aby przypadkiem ani jedno słowo człowieka-sztachety nikomu nie
umknęło..
Oczywiście można założyć, że w
rzeczywistości jest to "sprytna gra na podział w PO” i na „skłócenie
istniejących w PO nurtów i koterii”. Gubienie tropów. Takie jazonowe
załatwienie armii smoczych zębów za pomocą jednego kamyczka. Tyle, że Jazon nie
stał jak jakiś cioł rzucając be sensu kamieniami tylko poczekał na odpowiedni
moment. W którym starczył jeden. Człowiek- sztacheta ten element najwidoczniej
w swej strategii pominął. Po jego zgubiony trop nikt ale to nikt się nawet nie
schyli. W rzeczywistości takie działanie może co najwyżej być obliczone na
doprowadzenie co niektórych w PO do śmiertelnych zejść ze śmiechu. I wcale bym
się nie zdziwił gdyby takie przypadki by się zdarzyły. A to jedyna szansa dla
planu pana Joachima. Poza tym bowiem, po jego słowach, do jesieni wewnątrz PO
zostanie spacyfikowane wszystko, co trzeba i czego nie trzeba. Tak tylko na
wszelki wypadek. Bo nie chce mi się wierzyć, że tam ktokolwiek wypowiedź
Brudzińskiego weźmie na poważnie.
Poważnie zaś mówiąc… Nie, tu szkoda
strzępić języka na poważne gadki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz