poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Pajęczyna czyli pięć złotych wywalone w błoto


„Instytut to tylko obudowa, ze którą kryje się mechanizm zasilany państwowymi pieniędzmi”*. Zdanie robi wrażenie i pewnie byłbym niezmiernie wdzięczny jego autorowi, panu Michałowi Krzymowskiemu, gdyby ujawnił zasady działania tego „zasilanego państwowymi pieniędzmi” mechanizmu. Mimo tego, że autor wysmażył tekstu na jedenaście kolumn z kawałkiem, wychodzi, że sprowadza się ten „mechanizm” do wynajmu ochroniarzy dla Kaczyńskiego i opłacania faktur (nie podobały się one autorowi i nic nam do jego gustu estetycznego) za eventy z kampanii wyborczej. I ani słowem nie wspomniał pan Krzymowski, że mamy do czynienia z łamaniem prawa. Nie wspomina też o tym, że inne ugrupowania za takie usługi płaca żołędziami albo dostają je za darmo.
Sam pan Krzymowski zresztą też chyba był efektem swej pracy nieco zawiedzony bo jeszcze przed publikacją przyznał, na uwagę prowadzącego z nim wywiad dla „na temat” „Mimo to, nie wygląda na to, by reszta opisywanych przez Pana spraw – cała sieć powiązań biznesowych – budziła wątpliwości natury prawnej.”, ze chodziło mu o coś nieco innego.
Pisząc ten tekst wyobraziłem sobie analogiczną sytuację, tylko w wykonaniu PO – gdyby podstawić te same liczby, tę samą strukturę. Tylko Nowy Kierunek zamienić na, dajmy na to, firmę, w której władzach zasiada Mirosław Drzewiecki czy Andrzej Wyrobiec. Po publikacji ujawniającej coś takiego Jarosław Kaczyński zwołałby konferencję  i mówiłby o układzie, który trzeba sprawdzić, na pewno stawiałby ostre zarzuty.”**
Zatem postanowił być jak Jarosław Kaczyński. I pokazać to światu. Po jaki grzyb skoro świat ma Kaczyńskiego w oryginale wie tylko jego pryncypał, który mu za to dziennikarskie guano zapłacił.
Sam sobie jestem winien i nawet nie będę płakał pytając kto mi odda moje pięć złotych. O jakości pracy Krzymowskiego świadczy fakt, że jakoś umiarkowanie głośno jest o „mechanizmie zasilanym państwowymi pieniędzmi”. I ja się jakoś nie dziwię.
Ja się sobie dziwię bo się dałem, durny, podpuścić. Sto razy od tekstu Krzymowskiego straszniejsza jest wariacja na jego temat autorstwa koleżanki RRK-i. Zajrzawszy do niej spodziewałem się sterty trupów, narkotycznych orgii, pieniędzy rozdawanych workami tuszującym to prokuratorom oraz listy sprzedajnych dziennikarzy. Przy takim trailerze i rozbudzonych nim oczekiwaniach dostaję coś na kształt surowej parowki.
Nie dziwie się zatem temu, że z całej sprawy komentuje się i to dość rachitycznie to przede wszystkim, że „Ochrona prezesa PiS kosztuje ponad 100 tys. zł miesięcznie”**. Tu warto dodać, że się tak komentuje w „Wyborczej” choć sam autor w tekście przyznaje, że takie stawki dotyczyły czasu kampanii wyborczej, gdy imprezy z udziałem Kaczyńskiego obstawiało do 40 osób ochrony a teraz „te koszty mogą być nieco niższe, bo nie uczestniczy w wiecach wyborczych i większość czasu spędza w Warszawie” a ochrona Kaczyńskiego na stałe zajmuje się cztery osoby. O ile niższe to już Krzymowski „nie dotarł”. Tak jak i „Wyborcza”. Bo tak naprawdę materiał jest przede wszystkim pokazem mechanizmu kiepskich umiejętności autora. Nie tylko zlej woli potwierdzonej dowodzącą stronniczości projekcją motywacji Krzymowskiego zawartą w cytowanym fragmencie wywiadu. Przykładem tego, ile wart jest jego warsztat może być choćby sprawa „Srebrnej Doliny”. Krzymowski pisze, że jedna ze spółek z „pajęczyny” „od kilku lat jest skoncentrowana na jednym projekcie: buduje osiedle domków rekreacyjnych w Puszczy Augustowskiej” po czym w rozmowie z osobą ze spółki sam przyznaje, że w tej sprawie „nic się nie dzieje”. No i groteskowy dość choć w założeniu i sensacyjny opis „podnajmowania budki”.
Myślę, że marny oddźwięk materiału, który, sadząc ze wstępniaka Lisa miał najpewniej zatrząść rynkiem mediów a później na zawsze pogrążyć „ulubioną partię” tego bezstronnego i uczciwego redaktora naczelnego, wynika ze trzech dwóch okoliczności. Pierwsza jest taka, że przez wszystkie lata naszej demokracji opisano tyle rzeczywistych przekrętów że historie pana Krzymowskiego wrażenia nie są w stanie na nikim zrobić. Druga jest taka, że niejeden wójt „jedzie” sobie sto razy bezczelniej od ujawnionego w tekście „mechanizmu zasilanego państwowymi pieniędzmi” firmowanego, jak chcą Lis z Krzymowskim, przez „magnata Kaczyńskiego”. Trzecia i najpewniej najważniejsza jest taka, że żadna partia nie stanie u boku Lisa i Krzymowskiego. Nawet Platforma Obywatelska. Zwłaszcza Platforma Obywatelska. Która przecież miała swego czasu pełnomocnika finansowego o nazwisku Marcin Rosół i pewnie od tamtego czasu o wydatkowaniu pieniędzy na wybory gadać by nie chciała. Choćby się Lis z Krzymowskim prosili. Ale niech próbują.
Zatem jeśli Lis coś zyskał na marnej dość robótce Krzymowskiego to moje pięć złotych. Jeśli mu o to chodziło to niech tam ma :)
* „Srebrny układ”, Michał Krzymowski, „Newsweek”, nr 34/2012, 20-26.08.2012 r. ss 12- 17

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz