Jeśli
wierzyć informacji z Wyborczej, głównym argumentem, który wedle
ministra Cichockiego ma świadczyć przeciwko wyciągnięciu nie tylko
daleko idących ale jakichkolwiek konsekwencji wobec największego
nieporozumienia noszącego polski mundur czyli szefa BOR-u Janickiego
jest to, że „Brak
jest dowodów wskazujących, że szef BOR w swoich działaniach co najmniej
godził się na wyrządzenie szkody w interesie publicznym bądź prywatnym.
Nie działał w celu spowodowania katastrofy ani nie przewidywał i nie
mógł przewidzieć takiego skutku”*
Właściwie
dziwić może, że zwierzchnik największego nieporozumienia noszącego
polski mundur był w tym swoim poczuciu humoru tak subtelny. Mógł pójść
na całość i wykorzystać znany dowcip o Leninie, który potrącony podczas
golenia przez rozbrykanego dzieciaka tylko w łeb go palnął. A trzymał
brzytwę…
Wszak
nie da się ukryć, że Janicki brzytwę… znaczy różne możliwości też miał.
Zatem faktycznie idąc tropem ministrowego toku myślenia powinniśmy
wynosić pod niebiosa to największe nieporozumienie noszące polski
mundur. Bo nieporozumienie tylko tego i owego nie dopilnowało. A, sądząc
z przekonania Cichockiego, mogło (to nieporozumienie) po prostu
osobiście odstrzelić „kaczora” sprawiając, że wielu obecnych kłopotów
byśmy uniknęli.
Pisząc
bardziej poważnie, umieszczenie tego fragmentu z pisma prokuratora w
odpowiedzi Ministra odnoszącej się do uwag prokuratora na temat
kompetencji a właściwie ich braku u szefa BOR, świadczy przede wszystkim
o tym, że pan Cichocki ma nie tylko specyficzne spojrzenie na kwestie
związane z powinnościami BOR i Janickiego ale przede wszystkim
specyficzne poczucie humoru. Stawiające go w rzędzie tak wybitnych
humorystów jak pan Rypiński (wiem, wiem…), Rozenek, nadzieja polskiego
kabaretu pan Biedroń i anonimowa rzesza performerów nawiedzających pod
wodzą Dominika Tarasa Krakowskie Przedmieście.
Tyle,
że miejsce humorystów jest nieco gdzie indziej niż w ministerialnym
fotelu. O ile pewnie takie witze w wykonaniu pana Cichockiego zdołałyby
wypełnić publiką niejeden amfiteatr od Legbąda po Sfornegacie, o tyle w
Warszawie na ulicy Stefana Batorego wygląda jak… No nie ważne.
Powiedzmy, że nie wygląda.
Myslę,
że poczucie humoru pana Cichockiego nie jednemu przypadnie do gustu.
Gust rzecz indywidualna i tylko można czasem współczuć. Będą też tacy,
do których żarcik Ministra nie dotrze i będą mieli go za skończonego
palanta o umysłowości znakomicie dopasowanej do swego podwładnego,
największego nieporozumienia noszącego polski mundur.ps.Tekst jest wczorajszy, taki rezerwowy co nie poszedł na stronę ale dziś trochę chory jestem wiec nic nowego nie miałem sił napisać.
* http://wyborcza.pl/1,75248,12313204,Minister_Cichocki_o_katastrofie_smolenskiej__BOR_nie.html#ixzz23gxtIWqZ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz