Tak
naprawdę teraz to powinno być naszym głównym problemem. A właściwie nie
„naszym” lecz naszej władzy. Żadne tam protesty „Solidarności” czy, jak
to ślicznie w swym języku pokoju określił „Bohater Związku Ra…” znaczy
Platformy Obywatelskiej, Kaczyński „szykujący się do kolejnych awantur”.
To oczywiście miałoby jakieś tam propagandowe konsekwencje, dobre lub
niedobre dla „Polski” czyli Tuska i Platformy. Pod tym jednak warunkiem,
że byłyby jedynymi „dymami” zakłócającymi „narodowe święto”.
Właściwie
jak by się te „dymy” nie potoczyły, byłyby to oczywistym samograjem dla
obecnej ekipy. Udałyby się- bezwzględnie zakłócić musiałyby czekający
Naród „czas nieskrępowanej radości”. Nie udałyby się – szef
„Solidarności” lub Kaczyński (zależy który by bardziej „zakłócał”) wyjść
musiał na nieudacznika, który nawet „dymić” nie potrafi.
I mogło być tak pięknie. Znaczy strasznie. Ale pięknie zarazem.
Tyle,
że „najpiękniejsza para polskiej sceny politycznej” w osobach Muchy i
Nowaka musiała chyba nie wytrzymać ciśnienia związanego z oczekiwanie.
Tak musiało im zależeć na tym pisowskim albo solidaruchowskim dymie, że
postanowili zapobiec każdej próbie ich powstrzymania. Szczególnie gdy
Kaczyński zdystansował się od zakłócania imprezy. Zdawalo się, że
szczęście im sprzyja gdy nagle pojawiła się sprawa „rosyjskiej strefy
kibica” na „Torwarze”. Nie wiem które pierwsze miało, jak się musiało
wtedy im zdawać, „przebłysk geniuszu”. W każdym razie zasugerowano że
PiS zlinczuje Rosjan
mieszkających w Bristolu sugerując by się Rosjanie trzymali od takich
miejsc z daleka. I tu nasza „cudowna dwójka” popisała się absolutnym
brakiem znajomości „rosyjskiej” czy tam „słowiańskiej duszy”. Kiedy
mówisz Polakowi, Rosjaninowi, Serbowi, iż wiedziałeś, że nie skoczy z
samolotu bez spadochronu odpowie oburzony „Co?! Ja nie skoczę?!” i będą
to jego ostatnie słowa przez imponującym lotem nurkowym. Później już
tylko zdąży wezwać Boga albo brzydko nazwać mamę.
Kiedy
więc zasugerowano Rosjanom, że w warszawie czeka ich łomot, ci musieli
pokazać, że łomot to raczej oni mogą spuścić. Szykuje się więc
gigaprowokacja. Nie dość że nasze „święto sportu” uświetni ruski
przemarsz przez Warszawę to jeszcze ponoć ma być to przemarsz
bolszewików. Zaczerwienią się warszawskie drogi i mosty…
Czy Polacy patrząc na to zdołają utrzymać nerwy na wodzy?
A to nie ma najmniejszego znaczenia.
Psychologia
tłumu jest niczym tsunami. Nie do przewidzenia i nie do opanowania. Jak
już ruszą w to miasto w tych swoich sierpach i młotach (takie
azjatyckie „stars and stripes”), cudem będzie jak ich nie poniesie.
I tu dopiero zaczyna się problem.
Bo
jak już ich poniesie (a poniesie na bank) coś będzie trzeba zrobić. Bo
jak nasza władza, co tak zacierała ręce na to bicie ruskich przez PiS,
będzie liczyć na to, ze PiS sprawę załatwi, może się przeliczyć.
Trzeba
będzie, panie Premierze, wypałować naszych szanownych sąsiadów z
bliskiej pólnocy. Bo jak nie wypałuje Pan a oni będą robić rekonstrukcję
historyczną „wyzwalania Warszawy”, nie wytłumaczycie się przed Narodem z
bezczynności.
Jak nie będziecie bezczynni i spuścicie urzędowy i państwowy łomot „braciom”… Tu dopiero będzie!
Znając
sprawność rosyjskiej propagandy i obserwując równocześnie „sukcesy”
naszej dyplomacji pewien jestem, że na całym świecie będziemy przez
dłuższy czas robić za skończonych bandytów. Staniemy się taką „miękką
Syrią”.
Zatem
teraz kpić, że Mucha pozwoliła na „sierpy i młoty” to i tak zbyt późna
reakcja. Tym bardziej, że ma Mucha u Rusa taki posłuch jak jej mniejsze
imienniczki. Co ma się stać, stanie się i pozostaje tylko wybrać, co nam
się bardziej opłaca. Dać się Rusowi upokorzyć i pobić czy dać Rusowi i
podłożyć się światu. Temu światu co to wujkom w rodzaju Soso i Włodźki
Putina wybaczyć jest w stanie wiele. Ich wrogom wybaczyć nie jest w
stanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz