Przez chwilę żałuję, że zamknąłem sobie możliwość pisania w S24. Ręce
mnie świerzbią… Trwa tam właśnie walka o pamięć po FYM-ie. Może przedwczesna bo
przecież niegdysiejszy FYM a od wczoraj Paweł Przywara, mam taką nadzieję,
ciągle jest człowiekiem z krwi i kości. Nie tylko wspomnieniem. Wspomnieniem dziwnym
by nie rzec paradoksalnym. Momentami żałosnym gdyby wziąć pod uwagę to kto i
jak wspomina. Ale to nie wina FYM-a lecz intelektów i charakterów tych, którzy
o te pamięć po najpoczytniejszym blogerze tego kawałka blogosfery toczą tak
zacięty i bezsensowny bój.
Próbując wyjaśnić źródło zamieszania czyli to, co stało się z FYM-em
przyjąć można albo wersję ostatecznego pogrążenia się jego w szaleństwie albo
(co obstawiają i czym się podniecają akolici nie mniej szalonej choć na
robaczywym fundamencie RRK-i) jakiś monstrualny eksperyment. Ta druga możliwość
jest o tyle trudna do przyjęcia że poświęcenie przez tyle lat tak znacznej
części swego życia na tworzenie fikcji wyraźnie trąca szaleństwem. Zatem
jesteśmy w punkcie wyjścia z jedną tylko wersją.
Szaleństwo FYM-a przyjąłem jako coś prawdopodobnego już dawno i jeśli zwracałem
na nie uwagę to tylko obserwując siłę jego oddziaływania. Trudno nie być
zafascynowanym narodzinami kogoś na kształt proroka wiodącego za sobą tłum
uwięziony w jego wizji. Tak dalece uwięziony że trwa przy proroku choć on zdaje się być w zupełnie innej przestrzeni.
Może przez to, że FYM-a nigdy za wnikliwie nie czytałem a po jego
utonięciu w osobistym i osobliwym śledztwie smoleńskim odpuściłem zupełnie, nie
jestem w stanie ustosunkować się choćby do zarzutów gini pod jego adresem. Zresztą
wobec mojego przekonania o szaleństwie FYM-a trudno mi nie wytknąć gini jej wojny, która w takiej sytuacji była
całkowicie i oczywiście bezsensowna. Niech się gini nie gniewa ale nie da się tego widzieć
inaczej.
Najważniejsze w tym co chcę napisać jest to, że szaleństwo FYM-a nigdy mi
nie przeszkadzało. Może kogoś bolało ale tak to przecież zazwyczaj jest z obłędem.
Nie przeszkadzało mi zaś dlatego, że jest czymś… bardzo racjonalnym. Jest jedną
z racjonalnych reakcji na taką tragedię jak ta, która legła u podstaw tej
konkretnej megaaberracji. Może jedyną tak naprawdę normalną. Zdecydowanie
bardziej normalną niż choćby ta, jaką popisuje się Osiecki. Czy da się jakoś
wytłumaczyć te jego fantazje „odtwarzające” o czym myślał Protasiuk podczas
ostatniego lotu albo dziecięce podskoki gdy „rozjechano walcem”? W tej sprawie dużo bardziej normalne jest szaleństwo
niż szybkie wyzbycie się wątpliwości tam, gdzie one układają się warstwami. Szaleństwo
FYM-a da się wyjaśnić bez trudu.
O dawnych i nowych „przyjaciołach” FYM-a nie będę się rozwodzić. Mam ich
gdzieś.
Dla mnie to nie jest szaleństwo, za to określenia "aberracja" nie neguję. Choć zgadzam się, ze reakcja całkowicie uzasadniona.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń