Dziś
nawet mi się pisać nie chciało. Jednak zajrzałem do Salonu24 i
znalazłem muzę. Przeczytałem tekst Lilou „Czerny dzień pisowszczyzny…”* i
mi się od razu gęba zaśmiała i chęć życia wróciła.
Ów
„poemat dla dorosłych”, trącający majakowszczyzną i zaangażowaną
broniewszczyzną tak, że obaj mistrzowie niechybnie przysiedliby na
piętach z wrażenia, posklejał mi ze sobą dwie rzeczywistości dając
obraz, którego u nas nie oglądano od czasów, kiedy to „się mury pną do
góry”. Obraz, którego esencji szukać należałoby gdzieś na obrzeżach
Kanału Białomorskiego a inspiracji w zapale, z jakim Piotr Wielki
wznosił Pitra na mokradłach.
Cieszę
się, ze za sporawą radosnej twórczości koleżanki Lilou mogłem napisać
dziś, dzień przez wielkim, choć w istocie durnym tryumfem pana Nowaka,
rządu, pana Tuska i setek tysięcy zapatrzonych w nich akolitów w rodzaju
składającej zręcznie białe strofy koleżanki. Niech się cieszą. Jutro
przez ich mało mądry chichot radości mało co się zdoła przecisnąć.
Wątpię by ktokolwiek z nich był w stanie dotrzeć prawdziwą miarę tego sukcesu.
Taką,
dzięki której zazgrzyta świadomość tego, ze u nas, pod przemożną władzą
obecnej ekipy, Minister robić musi za ekonoma poganiającego stada
roboli układających i wyklepujących drogę. Musi peregrynować po krajach
ościennych w poszukiwaniu jakiejś tam „Grubej Berty”. I cały czas
towarzyszy mu świadomość, że jego polityczna przyszłość i narodowa duma
Polaków a w każdym razie doskonałe samopoczucie jego pryncypała i
partyjnych kolegów zawieszone jest na 20- kilometrowej nitce asfaltu.
Mam
się za patriotę a pewnie wielu widzi we mnie pisowca. Jak im z tym
lepiej to proszę bardzo. Ale jakoś nie zauważyłem by ten dzień był dla
mnie jakiś bardziej kiepski od innych. A jeśli nawet to bez wątpienia
nie za sprawą „odcinka C” i popędzającego na nim ludzi ekonoma Nowaka.
Mój patriotyzm jest z tych, którym do odczuwania dumy najmniej jest
potrzebny Minister ganiający w gumofilcach wokół jakiejś tam „Grubej
Berty” co to „od razu układa 4 metry asfaltu”. Mój patriotyzm jest tego
gatunku, że dumny byłby raczej z
ministra, który NIE MUSIAŁBY WIEDZIEĆ ile ma „odcinek C” i w jakim jest
stadium budowy. A zapytany o niego nie bałby się odpowiedzieć „To akurat
nie moja sprawa tylko tych, którzy na budowę tego odcinka podpisali
kontrakt i biorą za to pieniądze”. I potrafiący cisnąc „qrwą” stojąc
gdzieś w korku z braku świadomości, ze jednak z „odcinkiem C” nie
zdążono. I na tej „qurwie” z jego strony powinno się skończyć „w temacie
autostrad”. Reszta należeć powinna do tych, co z uwagi na swą niską
rangę za ekonomów robić jak najbardziej mogą.
Sytuacja
w której po budowach uganiają się stada „Ministrów Nowaków” rang
wszelakich, w której do rangi narodowych tragedii urastają a to „nie
pasujące schody” a to „nie rozsuwający się dach” a niebo zasnute
chmurami wyciska z oczu Ministra Nowaka łzy rozpaczy to oczywista żenada
i powód co najmniej do zakłopotania każdego, kto ma jednak świadomość,
że ów pan nie jest ani cieciem ani ekonomem na tej budowie tylko
reprezentantem, rzec można uosobieniem państwa, o którym jego kolega miał się przecież niedawno wyrazić, że „weszło do światowej pierwszej ligi”.
Sprowadzenie
wszystkiego (całej naszej narodowej dumy) do spoconego pod pachami od
„tempa budowy odcinka” Ministra Nowaka, do poematów w rodzaju
przytoczonego i prasowych zachwytów nad „zakończonym odcinkiem”**
przywołało mi na myśl właśnie ów Piter i ów Biełomorkanał. Choć bez
wątpienia losy tych, co swą krwawicę wylewali pod Konotopą był setki
razy lepszy niż tych co na swych kościach postawili dzieła Piotra
Wielkiego i wujaszka Soso, schemat jakoś tak zdaje się podobny. Tu
rośnie i rozkwita a tam, gdzie dziś nie ma zamiaru zaglądać żadna
kamera, żaden żurnalista z mikrofonem lub choćby z nędznym notesem
ukryte są dramaty. Oczywiście o tych żurnalistach przesadzam. Drążą
temat i tylko dzięki temu widać ten ruski czy tam chiński rozmach pod
hasłem „byle zdążyć”, okupiony bankructwami skopywanymi na zaplecze pod
zdecydowanie cichszym hasłem „o tym później”.
O
zbankrutowanych ofiarach naszego „cudu” autostradowo- stadionowego bez
wątpienia usłyszymy. Tyle, że będzie to już po tym jak strzelą korki
szampanów a cnota Platformy
odetchnie z ulgą. I żadna tam Lilou nie napisze o nich poematu. Te są
dla spiżowych piersi Nowaków, Tusków i innych dzieci Stachanowa i
Korczagina.
Ps. A poemat koleżanki serdecznie polecam!!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz