Zdarza mi się, choć sporadycznie, oglądać kryminalne fabuły
made In USA. Szczególnie te, które „od kuchni” pokazują zawiłości techniczne
pracy dochodzeniowej policji. Wiem, że przykrawana ona tam jest do specyfiki
kilkudziesięciominutowych epizodów telewizyjnych. To narzucone upraszczanie
jednak dodatkowo skłania do refleksji by nie wysnuwać pochopnych wniosków w
przypadku zdarzeń z policyjnym czy tam prokuratorskim śledztwem w tle.
W sprawie Petelickiego bardzo podpada mi szybkość, z jaką
podano do publicznej wiadomości wykluczenie tak zwanego „udziału osób trzecich”
w doprowadzeniu do zgonu generała. Korci mnie by przywołać tu uwagę (nie
pamiętam czy autorstwa seamana, seawolfa czy jeszcze kogoś innego) by nie zapominać
o osobach drugich i pierwszych. Ale nie miejsce tu na krotochwile.
Na dobrą sprawę to tempo ustalenia braku udziału „osób
trzecich” sugeruje posiadanie tak mocnych dowodów wspomnianego „braku” jak choćby nagranie
feralnego strzału (czy strzałów) albo osobistego i przekonującego przy tym
przesłania samego generała odnoszącego
się do zamiaru skończenia ze sobą. Bez czegoś takiego ryzyko pomyłki jest zbyt
duże. W takiej zaś sprawie podejmowanie ryzyka nie jest rozważne gdyż
ewentualny błąd nosiłby znamiona politycznej (politycy) lub zawodowej
(dziennikarze, prokuratorzy, policjanci…) katastrofy.
Chyba, że nie o ryzyko chodzi a o coś całkiem innego. A przy
okazji i nie o fakty.
Bardziej dotyczy to zresztą nie samych śledczych ale tych,
którzy już w dniu odnalezienia ciała Petelickiego oburzali się na każdego, kto
zgłaszał wątpliwość w związku ze zgonem „pierwszego komandosa
Rzeczypospolitej”. Zgłaszanie wątpliwości odnośnie gwałtownego zgonu kogoś takiego
jest odruchem jak najbardziej racjonalnym. Szczególnie zaś w tym kontekście, o
którym wcześniej mówiło się w Polsce zarówno o Petelickim jak i o przypadkach
samobójczych czy też „samobójczych” zejść. Brak wątpliwości zaś oznacza trzy możliwości.
Bezdenna głupotę, złą wolę albo wreszcie bycie naocznym świadkiem tragicznego
zajścia.
Ponieważ nikomu nie chcę przypisywać umysłowej ociężałości
ani sugerować złej woli, pozostaje mi się zadumać nad tą niezwykła frekwencją w
garażu Petelickiego we wiadomej godzinie.
Być może nie jest to najlepszy temat by go rozważać w formie
choćby i dość głęboko ukrytej kpiny. Ale tak się składa, że ona najlepiej
oddaje wynik konfrontacji toku myślenia tych wszystkich „oburzonych
insynuacjami” z dość elementarna logika. Przy okazji zareklamuję bliski swą
wymową temu, co chcę powiedzieć, tekst wyrusa,
który rozprawia się z pewnym sondażem (fakt, pytanie idiotyczne z punktu
widzenia sztuki prowadzenia takich badan jak też podejrzewanych przeze mnie
intencji badających) poddając wynik logicznej analizie*
Także i w tym przypadku każdy może powiedzieć, iż „nie można
z cała pewnością wykluczyć udziału osób trzecich w zgonie Sławomira
Petelickiego”. I gwałtu na logice nie popełni a w zasadzie nie dojdzie w
relacjach z nią nawet, jak to mówią niektórzy, do „pierwszej bazy”.
Powiedzieć, że można to wykluczyć z cała pewnością może tylko
skończony dureń, który obok logiki nigdy nie leżał nie mówiąc o jakichś jeszcze
bliższych relacjach albo ktoś kto wtedy ciałem i duchem był obecny w garażu
Petelickiego. Biorąc udział w tym zdarzeniu jako niewątpliwa „osoba trzecia”.
Może to wreszcie być ktoś, komu po prostu taka wersja
szczególnie pasuje bez względu na to co i kiedy (o ile w ogóle…) śledczy
zdołają ustalić naprawdę bez najmniejszych wątpliwości.
Kto jest kim w tej sprawie pozostawiam wnikliwej ocenie
samych czytelników.
"a w zasadzie nie dojdzie w relacjach z nią nawet, jak to mówią niektórzy, do „pierwszej bazy”." - :)
OdpowiedzUsuńMnie właśnie ostatnio charakteryzuje umysłowa ociężałość, dlatego mogę zaświadczyć, że w opisywanym przypadku to nie ona "zagrała"; w niżu intelektualnym pozostając stwierdzam, ze standardowe skojarzenie, gdy ginie generał i legendarny twórca pierwszej natowskiej jednostki specjalnej konkretnie sprawdzonej dopiero co w krajach arabskich, to zamach.
Mogę tylko domniemywać, ze bardziej finezyjne umysły stać na teorię o rozedrganiu uczuciowym skądinąd zapewne rozdartego bólem istnienia generała i tylko chcialabym je zapytać, jak to jest, że Generał - jeden jest taki, o którym pomyśli każdy Polak widząc miano wielką literą poprzedzone - nijak nie zdradza najdrobniejszej skłonności do targania się na zdrowie lub życie własne. I dlaczego, przecież osoby bardziej od niego wrażliwej znaleźć nie sposób.
Choć pewnie chodzi o to, że targnąłby się jak ta lala np., ale odpowiedzialnosć za Naród mu nie pozwala, w przeciwieństwie do egocentrycznych i lekkomyślnych czered samobójców bez powodu.
Pozdrawiam bardzo serdecznie