Trudno
nie pamiętać osobliwego stanu rzeczy z roku 2010, w którym pouczano nas
kiedy, gdzie i jak należy i nie należy czcić pamięć, poglądowo
pokazując to poprzez fachowe usuwanie z Krakowskiego Przedmieścia śladów
pamięci. Wtedy to pojawił się apel, by naszą pamięć skanalizować i
skierować na mogiły czerwonoarmiejców. Wyszło, że pamiętać o swoich jest
be, wiocha i w ogóle zaś ta druga forma upamiętnienia jak najbardziej
zasługuje na uznanie. W gazecie o tym pisali.
Można by o tym dziwnym stanie powoli zapominać, gdyby nie to, że gazeta nie za bardzo na to pozwala.
Jakiś
czas temu mocno dyskutowano o tym, czy nasze zaczynające się właśnie
„radosne święto sportu” powinno być wolne od polityki i sugerowano przy
tym by w czasie jego trwania zapanował swoisty Pokój Boży między
politycznymi oponentami. Sam Premier apelował by Polacy odpuścili sobie
zakłócanie tej sportowej radości. Polacy, zdaje się, posłuchali. W
każdym razie nie będzie na ulicach związkowców, górników, pielęgniarek…
Będzie sportowa radość.
Nie
znaczy to jednak, że na ulicach nastąpi kononowiczowskie „nie będzie
niczego”. Wiadomo już, że w miejsce, które na apel samego Premiera
zwolnili posłusznie wkurzeni Polacy, pakują się nasi bracia ze wschodu.
Robią to z dużą determinacją. I nikt z naszego „kierownictwa partii i
państwa”, tak wymagającego wobec rodaków nie odważył się apelować by
sobie odpuścili, by też „cieszyli się tą doniosłą chwilą”. Odnoszę
wrażenie, że po prostu brak im wyobraźni, pomysłu a może i odwagi, by
powstrzymać tę wyglądającą w zapowiedziach coraz mniej zabawnie imprezę.
I
tu znów pojawia się niezawodna gazeta. Piórem jednego z publicystów
namawia byśmy… przyłączyli się do tego, co chcą organizować przybysze ze
wschodu. Pomysł może i szlachetny, ale w kontekście gorących apeli
byśmy sami stronili od czegoś w tym stylu wyglądający osobliwie. Bo
wychodzi, ze braciom znad Wołgi więcej u nas wolno. I jeszcze na to, że
jeśli chcemy sobie pomanifestować na ulicach w czasie „sportowego
święta”, jedyną okazją będzie „święto Rosji”. Brzmi znakomicie!
Publicysta
wspomniany tak się tą swoją wizją i tym konceptem rozgrzał, że sugeruje
by niezadowoleni ze swego kraju Rosjanie mogli sobie w tej sprawie
protesty urządzać u nas. Bo u nich restrykcje są takie ostre.
Jednym słowem my mamy się wstrzymać a oni wręcz przeciwnie.
Szkoda,
ze ów publicysta nie zaproponował rozwiązania „krzyżowego”. Takiego, w
którym w Warszawie będą sobie do woli manifestować Rosjanie a nasi,
niezadowoleni z rządzącej ekipy powinni występować o zgodę na
manifestacje do mera Moskwy. Byłoby jeszcze fajniej i jeszcze bardziej
internacjonalistycznie.
Będą więc mogli wyrazić nasi bracia spoza gór i rzek swój sprzeciw „protest przeciwko brakowi miejsc w przedszkolach w Kaliningradzie”*
Będą mieli sporo miejsca. Tym, którzy by u nas chcieli zaprotestować
„przeciwko brakowi miejsc w przedszkolach” zalecono przecież, by nie
robili teraz „wsi” i „bydła”.
Na
koniec taka uwaga. Jeśli ktoś faktycznie jest przekonany, że warto
słuchać tych internacjonalistycznych nawoływań z Czerskiej i skłonny
„przyłączyć się” do zapowiadanego świętowania, niech się uda pod
wspomniany przed chwila adres. Może mają tam stosowne, odświętne stroje.
Takie, w których nie będzie się wyróżniać z tłumy. Ze stosownymi,
kolekcjonerskimi symbolami, mężnie dzierżonymi spiżowymi dłońmi
kołchoźnika i robotnicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz