Zdaję
sobie sprawę, że w wojnie o kształt cywilizacji, w której się rodziliśmy, dorośliśmy i chyba umrzemy,
walka z Kościołem i religią to jedna z najistotniejszych bitew. Zarówno co do
znaczenia jak i do skali. Wiem, że w tej batalii najcięższe ciosy jeszcze się
chyba nie wydarzyły ale tych poważnych było już niemało.
Najdotkliwsze
ciosy to te, zadawane przez przytulanych niegdyś w kruchcie, w czasach gdy do
tulenia za bardzo nikt się nie rwał a dziś wyemancypowanych w swojej pysze.
Marszałek
Senatu Borusewicz, który zasnął ostatnio jako niosący na sobie brzemię resztek honoru
i ponoć całości szarych komórek dawnej Solidarności, jakby złapał wiatr w żagle
i postanowił zreformować Kościół. Niczym jednoosobowy Sobór Powszechny. Gdyby
jego stanowisko chcieć ująć w jednym zdaniu, najlepsze byłoby to jego
autorstwa: „Kościół powinien zajmować stanowisko w tych sprawach, bo Kościół jest
w innym porządku, ocenia w kategoriach doktryny, w kategoriach etycznych.
Politycy natomiast muszą podejmować decyzje niezależnie, bo są z innego
porządku - świeckiego. I muszą wypracować kompromisy.”* Nie wynika z
tego nic ponad to, że politycy i ich kompromisy w kategoriach etycznych się nie
mieszczą. Chwała mu za tę szczerość. Choć trudno sądzić, że jego opinia ma dla
kogokolwiek jakiejkolwiek znaczenie.
Wiem
rzecz jasna, że, na szczęście czy też niestety do opinii publicznej przedostają
się głownie takie antyreligijne eventy jak choćby „wolnościowe” wygłupy „artysty”
z Łodzi, Hajcela, o którym myśleć cokolwiek innego niż tylko to, że jest
opanowanym nienawiścią do chrześcijaństwa i jego wyznawców pieniaczem byłoby
zbytkiem wyrozumiałości.
Napisałem
na szczęście dlatego właśnie, że w ten sposób owi „wolnomyśliciele” ujawniają
alternatywne dla potocznego znaczenie owego określenia co działa przeciwko im i
ich cudacznej walce.
Napisałem
niestety gdyż w zbyt dużym procencie składamy się jako społeczeństwo z
jednostek mających ubaw z dmuchanych żab i pinesek podkładanych innym pod tyłki
by być pewnym, że taki Hajcel nie znajdzie wielbicieli. Nasze media prześcigają
się w oferowaniu obywatelom podobnych recept na stanie się celebrytami a ciemny
lud spod znaku oświecenia i kilku innych równie szlachetnych symboli łyka to
jako „odświeżający powiew”. Czy tam wyziew.
Największym
krzewicielem „odświeżającego wyziewu” jest najpewniej Adam Darski, znany
bardziej jako Nergal. Zasłynął on przede wszystkim jako bojownik o racjonalizm
a przeciw zabobonom. Przy okazji też popisał się dość niekonwencjonalnym
szacunkiem do książek, ale to tak przy okazji. Jego walka, obejmująca kilka
instancji zakończyła się kolejnym sukcesem, okraszonym dość zabawnym
uzasadnieniem, sprowadzającym się do tego, że Nergal nie obraził uczuć
religijnych, bo działał w zamiarze
obrazy uczuć religijnych tylko tych, którzy byli przy tym obecni.
Sam
artysta wyrok skomentował jako zwycięstwo rozsądku nad zabobonem,
zacietrzewieniem i wstecznictwem co sprawiło mi niebywałą radość.** Kiedy czytałem
te słowa, umieszczone na stronie „Wyborczej” tuż pod konterfektem ze scenicznym
emploi Darskiego, jako żywo przypominającym wcielenie lali Barbie w wersji dla
ekstremalnych nekrofilów, lubiących w dodatku klimat wieków średnich, nie
mogłem powstrzymać śmiechu. Jest ten wizerunek i towarzyszący mu okrzyk „żryjcie
to g****” znakomitym przeciwieństwem zabobonu, zacietrzewienia i wstecznictwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz