Kiedy
nie tak dawno w jednym ze swoich tekstów zawarłem dygresje, ze nikt w równym
stopniu co Donald Tusk nie odpowiada za podział, w którym jako społeczeństwo
żyjemy już prawie od dziesięciolecia, zostałem mocno i w moim odczuciu
niesłusznie skontrowany przez jedna z koleżanek. Tak na marginesie gustującą
chyba o dziwo w ziobrystach a nie donaldystach. Donaldyści… Może się przyjmie?
Wracając
do podziału i jego źródeł, dzisiejsza reakcja Donalda Tuska na przedwczesne
zakończenie się „dialogu społecznego” w komisji trójstronnej pokazuje, że
miałem całkowitą rację.
Abstrahując
od przyczyn zerwania i stanu podniecenia, w jakim szef państwa skomentował owo
zdarzenie trudno zaprzeczyć, że jego słowa bardzo trudno określić jako
koncyliacyjne. A w zasadzie w ogóle nie da się. Kiedy czytam, że według Tuska związkowcy
„chcą wojny z państwem polskim” to, pamiętając
wcześniejsze (wcale nie rzadkie) wypowiedzi lidera PO, pozostające w podobnej
poetyce, zastanawiam się czy w tym kraju jest jeszcze ktokolwiek, rzecz jasna
poza miłującym pokój Donaldem Tuskiem, kto nie chce wojny. Chyba, że to po prostu
urojenia człowieka, który znalazł się w sytuacji bez wyjścia i broni się
popadając w manię prześladowczą. Ciekawe jest i to, jak Donald Tusk pojmuje
demokrację. „Dopóki mamy w Polsce demokrację, nie będzie tak, że to lider związku
zawodowego mówi polskiemu premierowi, co ma robić” wykrzykuje Tusk a
mnie od razu zastanawia czemuż to miałby nie mówić. Skoro jest, jak
przyznał zresztą ten sam Tusk, demokracja, to nikomu, nawet i Premierowi, jak
mawiają niektórzy w Opolu, kość w dupie by nie pękła jakby ktoś mu coś tam
zasugerował. Mądrego albo i nie. I nie mówię nawet o szefach central
związkowych ale choćby i o takim rosemannie, który to czy owo chętnie by
Premierowi Tuskowi zasugerował, podpowiedział czy odradził.
No
ale skoro mówienie Premierowi co ma robić oznacza zaraz wojnę z państwem,
rosemann słowem się nie odezwie. Bo mu wychodzi, że żaden tam z Donalda Tuska
demokrata. No chyba że taki ludowy w tym najgorszym znaczeniu tego słowa.
Przypominający w swej retoryce „towarzysza premiera” Cyrankiewicza, który swego
czasu chętnym do dialogu społecznego obiecywał odrąbywanie rąk.
W
wypowiedzi Tuska jest jeszcze coś, co pokazuje, ze o dialogu, nie tylko
społecznym ma on niewielkie pojęcie. Zapowiedział on opublikowanie nagrań z
posiedzenia. Wedle niego „One potwierdzą moje słowa. Wszyscy będą
mogli się przekonać, kto chciał rozmawiać, a kto nie”. Może potwierdzą,
może nie potwierdzą. Nie wiem. Wiem natomiast, że z takim kimś mało kto zechce
w przyszłości rozmawiać. Szczególnie na tematy drażliwe, wymagające spokoju i
dyskrecji. Polityka w dużej części składa się z takich właśnie rozmów.
Naprawdę
chciałbym widzieć tych, którzy zaryzykują w przyszłości taki dialog mając świadomość,
że rozmawiają właśnie z męskim odpowiednikiem Renaty Beger.
A
tak przy okazji taka uwaga do tych wszystkich, którzy z coraz większą
desperacją ozdabiają internetowe fora zapowiedziami, że „opublikuje się
nagrania ostatniej rozmowy braci i potrzebna będzie wyprowadzka z Wawelu”. Otóż
szanowni marzyciele. Gdyby wasza ostoja demokracji ludowej dysponowała takim
nagraniem, słuchalibyśmy go od kilku lat po kilka razy dzienne. Nasze współczesne
wcielenie Cyrankiewicza nie umiałoby się chyba powstrzymać byśmy „wszyscy mogli
się przekonać”. Tak ma i już.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz