sobota, 1 czerwca 2013

Idiotka w parlamencie



Wywiad Roberta Mazurka z panią posłanką Platformy Obywatelskiej Ligią Krajewską wprawił mniej więcej połowę świadomych Polaków w niemałe rozbawienie. I była to reakcja jak najbardziej adekwatna do zaprezentowanego przez parlamentarzystkę poziomu. Jednakże, trudno temu przecież zaprzeczyć, właściwszej i sensowniejszej reakcji mogę się tylko domyślać u wyznawców partii, którą jakże godnie stara się owa pani Krajewska reprezentować. Musiał być to przeciągły, najpewniej bezgłośny jęk. Gdyby taki nie był, Polska przez chwilę zadrżałaby za sprawą trzewi tak zwanych platformersów, lemingów i reszty pelikanów łykających bajki o tym jak się mury pną do góry kiedy dłonie chętne są…
To, że reakcja wspomnianych jest zdecydowanie bardziej sensowna mówię jak najbardziej poważnie. Można oczywiście pochichotać przez chwilę nad głębią politycznej świadomości pani Krajewskiej ale po tej chwili należy sobie uświadomić, że mamy do czynienia z kimś, kto właśnie sprawuje władze i kontrolę nad naszym życiem. Oważ pani Krajewska, poza przerwami na sadzenie głupot do kolejnego numeru tego czy innego periodyku, zdecydowała, decyduje lub zadecyduje o tym jakie podatki zapłacimy, czy należy wysłać 6- latki do szkoły, jaka ma być służba zdrowia, czy mamy pracować do śmierci czy jeszcze dłużej i innych podobnie istotnych sprawach. Oważ pani Krajewska, jeśli zdarzyłaby się niepomyślna okoliczność, zadecydowałaby też o wojnie lub pokoju.
I teraz śmiej się do woli obywatelu Rzeczpospolitej Polskiej!
Schadenfreude, przed którym nie ustrzegli się ci, którzy nie pałają miłością do macierzystej formacji pani Ligii Krajewskiej jest niczym innym tylko odmrażaniem sobie uszu na złość tacie. Temu Tacie. W rzeczywistości mamy do czynienia z sytuacją tyleż smutna co przerażającą. Sytuacją, w której jakaś część rdzenia naszej demokracji przedstawicielskiej składa się z nieświadomych idiotów.
Tu pozwolę sobie na z pozoru nie związaną z tematem i panią Krajewską dygresję. Czytałem dziś uwagi pana Maxa Cegielskiego na temat matury. Uważa ów pan Max, że to, czego wymaga się na egzaminie nie zawsze o ile w ogóle jest komukolwiek potrzebne. Dał jako przykład największe jezioro Polski, którego nazwy nie zna. I wyjaśnił, że nie musi znać bo żyjemy w erze smartfonów i może to sobie wyguglać czy tam inaczej znaleźć.
Dokładnie tak samo można by wytłumaczyć panią Krajewską, która przecież nie musi wiedzieć, że to jej pryncypał obiecywał te wszystkie, w jej odważnej opinii, idiotyzmy. Jak będzie potrzebowała wiedzieć to może liczyć albo na smartfona albo na inne zalety mobilnej telefonii. To z pozoru trzyma się kupy i tak jakby odpowiada nawet czasom, w których żyjemy.
Pozostaje jednak zastanowić się po jaką cholerę nam parę setek przedstawicieli, którzy nie potrafią sami z siebie nic sensownego powiedzieć ani skojarzyć o ile nie pchnie im stosownej ściągi jakiś jeden gościu ze smykałką do szybkiego i masowego słania sms-ów? W sumie wystarczyłby ten jeden gościu.
Jeśli ktoś ma zamiar bronić pani Krajewskiej i jej podobnych (bez względu na kolor  i nazwę ugrupowania) pragnę mu uświadomić pewną specyfikę sytuacji nadzwyczajnych. Otóż, tak mi się wydaje, w takich sytuacjach bardzo prawdopodobne jest, że pierwszym co wyłączą, będzie łączność. Proszę sobie w takiej sytuacji wyobrazić panią Ligię Krajewską i resztę sms-owych demokratów. Będą biegać jak trzydniowe kurczęta. I takiż poziom będą reprezentować.
Zatem obywateli III RP. Miast śmiać się z pani reprezentantki zawyć powinieneś. Nie nad nią bo jej to i tak nie pomoże. Wyć powinieneś nad sobą i swoim losem.
ps. Swoją droga pani Ligia dostarczyła znakomitego, by nie rzec koronnego argumentu zwolennikom JOW

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz