Wywiad Roberta Mazurka z panią
posłanką Platformy Obywatelskiej Ligią Krajewską wprawił mniej więcej połowę
świadomych Polaków w niemałe rozbawienie. I była to reakcja jak najbardziej adekwatna
do zaprezentowanego przez parlamentarzystkę poziomu. Jednakże, trudno temu
przecież zaprzeczyć, właściwszej i sensowniejszej reakcji mogę się tylko domyślać
u wyznawców partii, którą jakże godnie stara się owa pani Krajewska
reprezentować. Musiał być to przeciągły, najpewniej bezgłośny jęk. Gdyby taki
nie był, Polska przez chwilę zadrżałaby za sprawą trzewi tak zwanych
platformersów, lemingów i reszty pelikanów łykających bajki o tym jak się mury
pną do góry kiedy dłonie chętne są…
To, że reakcja wspomnianych jest
zdecydowanie bardziej sensowna mówię jak najbardziej poważnie. Można oczywiście
pochichotać przez chwilę nad głębią politycznej świadomości pani Krajewskiej
ale po tej chwili należy sobie uświadomić, że mamy do czynienia z kimś, kto
właśnie sprawuje władze i kontrolę nad naszym życiem. Oważ pani Krajewska, poza
przerwami na sadzenie głupot do kolejnego numeru tego czy innego periodyku,
zdecydowała, decyduje lub zadecyduje o tym jakie podatki zapłacimy, czy należy wysłać
6- latki do szkoły, jaka ma być służba zdrowia, czy mamy pracować do śmierci
czy jeszcze dłużej i innych podobnie istotnych sprawach. Oważ pani Krajewska,
jeśli zdarzyłaby się niepomyślna okoliczność, zadecydowałaby też o wojnie lub
pokoju.
I teraz śmiej się do woli obywatelu Rzeczpospolitej
Polskiej!
Schadenfreude, przed którym nie
ustrzegli się ci, którzy nie pałają miłością do macierzystej formacji pani
Ligii Krajewskiej jest niczym innym tylko odmrażaniem sobie uszu na złość
tacie. Temu Tacie. W rzeczywistości mamy do czynienia z sytuacją tyleż smutna
co przerażającą. Sytuacją, w której jakaś część rdzenia naszej demokracji
przedstawicielskiej składa się z nieświadomych idiotów.
Tu pozwolę sobie na z pozoru nie
związaną z tematem i panią Krajewską dygresję. Czytałem dziś uwagi pana Maxa
Cegielskiego na temat matury. Uważa ów pan Max, że to, czego wymaga się na
egzaminie nie zawsze o ile w ogóle jest komukolwiek potrzebne. Dał jako
przykład największe jezioro Polski, którego nazwy nie zna. I wyjaśnił, że nie
musi znać bo żyjemy w erze smartfonów i może to sobie wyguglać czy tam inaczej znaleźć.
Dokładnie tak samo można by wytłumaczyć
panią Krajewską, która przecież nie musi wiedzieć, że to jej pryncypał
obiecywał te wszystkie, w jej odważnej opinii, idiotyzmy. Jak będzie
potrzebowała wiedzieć to może liczyć albo na smartfona albo na inne zalety
mobilnej telefonii. To z pozoru trzyma się kupy i tak jakby odpowiada nawet
czasom, w których żyjemy.
Pozostaje jednak zastanowić się po
jaką cholerę nam parę setek przedstawicieli, którzy nie potrafią sami z siebie
nic sensownego powiedzieć ani skojarzyć o ile nie pchnie im stosownej ściągi
jakiś jeden gościu ze smykałką do szybkiego i masowego słania sms-ów? W sumie
wystarczyłby ten jeden gościu.
Jeśli ktoś ma zamiar bronić pani Krajewskiej
i jej podobnych (bez względu na kolor i
nazwę ugrupowania) pragnę mu uświadomić pewną specyfikę sytuacji nadzwyczajnych.
Otóż, tak mi się wydaje, w takich sytuacjach bardzo prawdopodobne jest, że
pierwszym co wyłączą, będzie łączność. Proszę sobie w takiej sytuacji wyobrazić
panią Ligię Krajewską i resztę sms-owych demokratów. Będą biegać jak trzydniowe
kurczęta. I takiż poziom będą reprezentować.
Zatem obywateli III RP. Miast śmiać
się z pani reprezentantki zawyć powinieneś. Nie nad nią bo jej to i tak nie
pomoże. Wyć powinieneś nad sobą i swoim losem.
ps. Swoją droga pani Ligia
dostarczyła znakomitego, by nie rzec koronnego argumentu zwolennikom JOW
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz