czwartek, 13 czerwca 2013

A mnie Rokity nie żal



To znaczy żal mi go, jak żal mi każdego, kto popada w tak wielką opresję jednakże bardzo nie podoba mi się to, co się wokół opresji Rokity, także i za sprawą jego samego, wyprawia. Nie podoba mi się bardzo, gdy Jarosław Gowin w związku z kłopotami byłego już partyjnego kolegi ogłasza, że jest to „hańba dla polskiego państwa, że człowiek taki jak Jan Rokita […]znalazł się w takiej sytuacji”*. Szczególnie wobec równoległej, nie mniejszej przecież, tragedii Andrzeja Filipiaka, o którym pewnie pan Gowin zdania by nie potrafił powiedzieć. Co nie zmienia faktu, że jego los jest taką samą hańbą naszego prawiemocarstwa, prawieprymusa rozwoju i wszelkich przewag. Tym bardziej, że panu Filipiakowie żadni koledzy zrzucić się nie zdołają bo sami są pewnie w nie lepszej sytuacji. Przykro mi, gdy politycy, w zasadzie jednym głosem, dostrzegają dotkliwą patologię dopiero wówczas, gdy dotyka jednego z nich.  Trudno nie zgodzić się z Jarosławem Kaczyńskim, gdy mówi o konieczności przebudowy naszego wymiaru sprawiedliwości. Trudno się z nim zgodzić, gdy zauważa to dopiero na przykładzie kłopotów Rokity.**
Najbardziej jednak nie podoba mi się, gdy Rokita w swoją sprawę miesza stan wojenny, czyniąc się niejako jego kolejną ofiarą. I wobec czegoś takiego trudno mi powstrzymać uwagę, że za swoje kłopoty jest przede wszystkim odpowiedzialny on sam. I to po trzykroć.
Po pierwsze dlatego, że w opinii sądu nie zdołał udowodnić swoich słów, które przeciwko komuś wypowiedział. I, sądząc z obecnego stanu spraw, z uruchamianego właśnie komornika, dotyczy to wszystkich możliwych instancji.  Boli mnie oczywiście, że w starciu kogoś takiego jak Rokita, z kimś w rodzaju Kornatowskiego, którego nie będę określał słowami, jakie mi się cisną na język z obawy by losu Rokity nie podzielić. Kto tam w końcu wie…?  Boli, ale ten, być może gwałcący sprawiedliwość wyrok mających sprawiedliwości bronić instytucji dotyka nie tylko Rokity. I jeśli oni są w ciszy odzierani z majątku bo też nie potrafili przekonać sądu to nie wydaje mi się by akurat Rokita miał zostać potraktowany wyjątkowo.
Po drugie dlatego, że w odróżnieniu od takiego choćby pana Andrzeja Filipiaka, któremu świat się po prostu zawalił i już, Jan Maria Rokita miał udział w decydowaniu jak ten świat, w każdym razie ta nasza jego część będzie się poruszać. Jako jeden z ustawodawców miał możliwość sprawienia by nie tylko jemu ale nikomu nie przydarzyło się, że nagle zostaje pozbawiony szans na godne życie. Wtedy, gdy był politykiem o niemałej potędze i znaczącej pozycji a fortuna mu sprzyjała (nie zapowiadając że tak bardzo może się w przyszłości odwrócić ) nie spowodował, by państwo, które teraz dopiero ponoć się hańbi, nie hańbiło się traktując dokładnie tak samo innych, których nazwisk nie czyta się w dziennikach i tygodnikach. No chyba, że podpalą się w jakimś publicznym miejscu.
Trzeci powód dotyczy tego nawiązania Rokity do lat osiemdziesiątych poprzedniego wieku. Jest to pretensja, którą do Rokity mam od lat a teraz sam sprowokował, że się znów z nią do niego zgłaszam. Po upadku poprzedniego systemu stanął Jan Rokita na czele Sejmowej Komisji Nadzwyczajnej do Zbadania Działalności MSW. Smutnym podsumowaniem jej działalności niech będzie fragment notki z Wikipedii, dotyczącej efektów pracy tego ciała. „Ustaliła też nazwiska ok. 100 funkcjonariuszy MSW i urzędników prokuratury, podejrzanych o popełnienie przestępstw, związanych z 91 przypadkami zgonów, z których żaden nie został pociągnięty do odpowiedzialności do dnia dzisiejszego.” (podkr. moje)*** W moim przekonaniu ktoś, komu zlecono pracę niebagatelną bo będąca szansą nie tylko na częściowe choć naprawienie krzywd ale na dowiedzenie, że nowa Polska budowana jest na zrozumieniu czym jest sprawiedliwość i przekonaniu, że obowiązuje ona wszystkich, nie powinien pozwolić by skończyło się tak, jak wyżej cytuję. Jeśli nie mógł a jakichś powodów tej sprawiedliwości zapewnić to przynajmniej otwarcie powinien te powody wyjawić i wskazać tych, którzy za nimi stoją.
Jestem oczywiście zbudowany gotowością naszych polityków by nieść pomoc koledze w kłopocie. Pewnie nie tylko ja nie spodziewałem się po nich tak ludzkiego oblicza. Ono jednak nie zmienia mego spojrzenia na te ich gotowość, będącą mimo wszystko bardziej solidarnością ludzi jednej kasty niż eksplozją szlachetności i altruizmu. Gdyby tak za każdą stówkę na Rokitę, zebraną do kapelusza, panowie politycy wrzucili drugą dla Andrzeja Filipiaka, uwierzyłbym, że stać ich na ludzkie odruchy.
ps. Może nie powinniśmy się na nich oglądać i zaczęli zbierać sami na kolejnych popalonych?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz