Rozumiem tych, których irytuje nieustanne w ostatnim czasie wałkowanie tematu wydatkowania przez partię rządzącą niemałych pieniędzy na wino, kobiety i śpiew gdy tymczasem niezauważone i przemilczane bywają „wałki” na niewspółmiernie większe kwoty. Faktycznie proporcje oburzenia są wyraźnie zachwiane. Rozumiem jednak i to, że przeciętny obywatel może nie chwytać zawiłości prawidłowej konstrukcji mostu drogowego czy niuansów specyfikacji istotnych warunków zamówienia. W lot jednak chwyta gdy dowiaduje się, że właśnie wzbogacił się o garnitur Zegny, noszony na zasłużonych torsach swoich demokratycznych przedstawicieli. I ma zdecydowanie coś przeciwko temu. I jeśli za cokolwiek wścieka się na tych przedstawicieli to prędzej za te Zegnę niż ten most drogowy.
Warto tu przytoczyć najbardziej znaną historię, w której o losie pewnego nieciekawego typa zdecydowały nie jego najgrubsze występki a jakieś tam drobiazgi wynikłe z bałaganu w papierach. Niewątpliwy zbrodniarz, Al Capone pod celą znalazł się ponoć za przewały podatkowe. Co w żaden sposób nie zmieniało faktu, że na pobyt w celi zasłużył po stokroć i z wielu powodów.
O tym, że tak to działa przekonałem się przy całkiem przypadkowym zetknięciu z jednym z flagowców TVN-u, prowadzonym wczoraj przez pana Miecugowa. Miałem to niewątpliwe szczęście, że „wskoczyłem” do kanału stacji akurat wówczas, gdy z prowadzącym połączyła się jakaś pani z Warszawy, której imienia nie pomnę. Owa pani, wieku. jak mniemam w oparciu o skąpe przesłanki, rudeckiego i takich samych przekonań dodzwoniła się z koszmarną awanturą. „Przestańcie wreszcie szczuć na polityków!” zakrzyczała na wstępie a ja pomyślałem, że pewnie od kilku lat próbuje się dodzwonić i nareszcie jej się udało. Z dalszych krzyków wyszło jednak, że to świeża sprawa, dotycząca właśnie rozpowszechnianych przez (czujesz czytelniku!) TVN i „Newsweek” nieprawdziwych informacji o garniturach, winie i całej reszcie.
Miała właściwie pani owa prawo do zdenerwowania i do stawianych zarzutów. Cały wczorajszy a i przedwczorajszy dzień upłynął wszak pod znakiem nieustających dementi. Pan poseł Niesiołowski wyjaśnił w swoim niemożliwym do podrobienia stylu, że żadne tam wino i cygara tylko paluszki i ciasteczka. Pewnie zapomniał o lizakach czupa czups. Tak jak i zapomniał wyjaśnić czemu te paluszki i ciasteczka (no i te ewentualne czupa czups) kupowano akurat w sklepie „Wina i cygara”. Pozostali wyjaśniali, że boisko to znakomite miejsce do prowadzenia politycznych dyskusji, że żadne tam cygara lecz tylko wino serwowane na spotkaniach, że żadne tam wino tylko słodycze. Nie zdziwię się jak jakiś kolejny „wtajemniczony” przyzna, że cygarety to owszem ale wino?! Nigdy! Że Platforma w robocie nie pije. Co będzie wszak jak najsłuszniejszym stanowiskiem.
Wracając zaś do pani, która była tak oburzona wściekłym szczuciem przez TVN i „Newsweek” na odstrzelonych w celach statutowych w drogie gajery i wystylizowanych w celach nie mniej statutowych polityków PO, zakończyła ona mocnym akcentem. Zapowiedziała bowiem, że jak nie skończą szczuć, to ona będzie protestować.
„Daj Boże dożyć!” – wrzasnąłem w ekstazie modląc się nieomal by jednak TVN i „Newsweek” nie przestawały szczuć. Wyobraziłem sobie tłum la pasjonarii w wieku rozmaitem, protestujący pod siedzibami TVN-u i „Newsweeka” (kto wie czy nie z pochodniami) przeciwko opluwaniu przez wspomniane redakcje Platformy Obywatelskiej i uznałem, że byłby to najdonioślejszy akt bożej sprawiedliwości ostatnich wielu lat.
Warto tu przytoczyć najbardziej znaną historię, w której o losie pewnego nieciekawego typa zdecydowały nie jego najgrubsze występki a jakieś tam drobiazgi wynikłe z bałaganu w papierach. Niewątpliwy zbrodniarz, Al Capone pod celą znalazł się ponoć za przewały podatkowe. Co w żaden sposób nie zmieniało faktu, że na pobyt w celi zasłużył po stokroć i z wielu powodów.
O tym, że tak to działa przekonałem się przy całkiem przypadkowym zetknięciu z jednym z flagowców TVN-u, prowadzonym wczoraj przez pana Miecugowa. Miałem to niewątpliwe szczęście, że „wskoczyłem” do kanału stacji akurat wówczas, gdy z prowadzącym połączyła się jakaś pani z Warszawy, której imienia nie pomnę. Owa pani, wieku. jak mniemam w oparciu o skąpe przesłanki, rudeckiego i takich samych przekonań dodzwoniła się z koszmarną awanturą. „Przestańcie wreszcie szczuć na polityków!” zakrzyczała na wstępie a ja pomyślałem, że pewnie od kilku lat próbuje się dodzwonić i nareszcie jej się udało. Z dalszych krzyków wyszło jednak, że to świeża sprawa, dotycząca właśnie rozpowszechnianych przez (czujesz czytelniku!) TVN i „Newsweek” nieprawdziwych informacji o garniturach, winie i całej reszcie.
Miała właściwie pani owa prawo do zdenerwowania i do stawianych zarzutów. Cały wczorajszy a i przedwczorajszy dzień upłynął wszak pod znakiem nieustających dementi. Pan poseł Niesiołowski wyjaśnił w swoim niemożliwym do podrobienia stylu, że żadne tam wino i cygara tylko paluszki i ciasteczka. Pewnie zapomniał o lizakach czupa czups. Tak jak i zapomniał wyjaśnić czemu te paluszki i ciasteczka (no i te ewentualne czupa czups) kupowano akurat w sklepie „Wina i cygara”. Pozostali wyjaśniali, że boisko to znakomite miejsce do prowadzenia politycznych dyskusji, że żadne tam cygara lecz tylko wino serwowane na spotkaniach, że żadne tam wino tylko słodycze. Nie zdziwię się jak jakiś kolejny „wtajemniczony” przyzna, że cygarety to owszem ale wino?! Nigdy! Że Platforma w robocie nie pije. Co będzie wszak jak najsłuszniejszym stanowiskiem.
Wracając zaś do pani, która była tak oburzona wściekłym szczuciem przez TVN i „Newsweek” na odstrzelonych w celach statutowych w drogie gajery i wystylizowanych w celach nie mniej statutowych polityków PO, zakończyła ona mocnym akcentem. Zapowiedziała bowiem, że jak nie skończą szczuć, to ona będzie protestować.
„Daj Boże dożyć!” – wrzasnąłem w ekstazie modląc się nieomal by jednak TVN i „Newsweek” nie przestawały szczuć. Wyobraziłem sobie tłum la pasjonarii w wieku rozmaitem, protestujący pod siedzibami TVN-u i „Newsweeka” (kto wie czy nie z pochodniami) przeciwko opluwaniu przez wspomniane redakcje Platformy Obywatelskiej i uznałem, że byłby to najdonioślejszy akt bożej sprawiedliwości ostatnich wielu lat.
Rachunek z owego sklepu (czy to może salon?) rozwiałby wszelkie wątpliwości. Pod warunkiem wszakże, iż wystawiony w dniu zakupu.
OdpowiedzUsuńMoich nie za bardzo. Bo nadal mnie będzie nurtować czemu akurat tam poszli po te paluszki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie