Jest całkiem prawdopodobne, że główną
przyczyną upadku Donalda Tuska stanie się szafa. I to wcale nie ta, w której
zdaniem co niektórych ukrywa się za każdym razem, gdy do podjęcia są jakieś
trudne i niepopularne decyzje. Nie wiem jak to odbierają inni ale ja mam z tego
powodu dość mieszane uczucia. Z jednej strony oczywiście może cieszyć każdy
powód, który pozbawi władzy kogoś, kto jak nikt inny odpowiada za nie mogącą
się od lat zakończyć „zimna wojnę domową”. Z drugiej zaś jakoś trudno pogodzić
się z tym, że ten, zdaniem niektórych, diabeł wcielony miałby upaść przez taką
duperelę jak kilka marynarek i parę kiecek dla żony. To drugie, pomijając rzecz
jasna „wcielanego diabła”, podzielają zresztą coraz bardziej osamotnieni
obrończy urzędującego premiera i jego szafiarskich wyczynów.
Ich linia obrony sprowadza się do
przekonywania, że owszem, można mieć takie i owakie obiekcje ale zasadniczo
Premier nie powinien wyglądać przy swoich kolegach jak jakiś wieśniak. Tym
bardziej nie może tak wyglądać jego małżonka, która od czasu do czasu musi przecież
wyglądać w imieniu całej Polski. Ostatnio zresztą w dość interesujący sposób
mogłem się na ten temat wypowiedzieć na portalu u panów Lisa i Machały.
Interesujące było głownie to, że mogłem udzielić odpowiedzi ankietowej co sądzę
o ubieraniu państwa Premierostwa z państwowej kasy a zobaczyć wyników ankiety
już niestety nie mogłem.
Ale wróćmy do zasadniczego tematu.
Może faktycznie publiczna rola Donalda Tuska i pani Tusk jak najbardziej
uzasadnia takie wydatki jak te, o których teraz tyle i tak głośno się mówi.
Pewnie najłatwiej byłoby użyć mi
argumentu, że ja też w jakimś zakresie reprezentuję państwo polskie. Oczywiście
nie tak szeroko jak nasze państwo reprezentują państwo Tusk. Z tego powodu mojego
wynagrodzenia nie ma w ogóle co porównywać do zarobków szefa państwa. I wcale
nie mam o to pretensji bo to przecież coś oczywistego. Oczywiste dla mnie jest
też i to, że do reprezentowania państwa muszę sobie garderobę zapewnić sam. I jakoś
sobie radzę w ramach tych moich mniejszych poborów.
Mnie jednak w dyskusji z obrońcami
Tuska przychodzi do głowy zupełnie co innego. Ci, którym jeszcze chce się
bronić ujawnionych wydatków Premiera, zwracają uwagę na to, że w sferach, w
których z racji obowiązków obraca się Premier Donald Tusk, funkcjonuje
określony dress code i musi się on do niego stosować. To zaś, że płacimy mu
dziadowskie pieniądze w porównaniu z tymi, jakie płaci się szefom państw w
takiej Francji, we Włoszech czy w Wielkiej Brytanii sprawia, że musiałby
prezentować się niczym jakiś uboższy krewny. A tego byśmy chyba nie chcieli.
Dlatego, choć niechętnie, powinniśmy mu tę wystawną garderobę finansować.
To z pozoru logiczne tłumaczenie jest
jednak według mnie obarczone poważnym błędem. Sprowadzającym się do dość
istotnego kłamstwa czy mistyfikacji. Taką mistyfikacją jest przecież sztafaż, w
którym Premier prezentuje się na arenie międzynarodowej a na który przecież go
nie stać. Domyślam się, że garnitury i dodatki jego europejskich kolegów są w
tym przedziale cenowym, który jest dla nich dostępny. Co więcej jest on
dostępny także dla jakiejś istotnej części reprezentowanych przez nich
obywateli. W przypadku Tuska, odzianego w garnitur, na który go nie stać, w
towarzystwie małżonki w sukni czy też kostiumie, których też nie jest w stanie
sam jej kupić, reprezentuje naród mający w większości dokładnie ten sam
problem. Zdecydowanej większości Polaków nawet nie przyszłoby do głowy wejść do
salonu, w którym ubiera się naszego biednego Premiera. Po prostu znają oni
znacznie tańsze sposoby wywołania u siebie zawrotów głowy. Konkludując więc
pozwolę sobie zauważyć, że jeśli gros Polaków przy większości mieszkańców unii
wygląda jak wspomniane wcześniej „wieśniaki” to i ich Premier mógłby zachować
podobne proporcje paradując w „Vistuli” a nie stroić się jak przysłowiowy stróż
w Boże Ciało.
Najwyraźniej jednak wybrał inną
drogę, która, oczywiście w zdecydowanie mniejszej skali, przypomina mi
postępowanie afrykańskich kacyków i dyktatorków objeżdżających swe targane chorobami
i głodem włości w rols royce’ach ze złotymi klamkami. Jego szafa, wypchana
wbrew rzeczywistości to taka miękka odmiana tych klamek. Taka „szafa Czombego”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz