sobota, 22 czerwca 2013

Dress code czyli szafa Czombego



Jest całkiem prawdopodobne, że główną przyczyną upadku Donalda Tuska stanie się szafa. I to wcale nie ta, w której zdaniem co niektórych ukrywa się za każdym razem, gdy do podjęcia są jakieś trudne i niepopularne decyzje. Nie wiem jak to odbierają inni ale ja mam z tego powodu dość mieszane uczucia. Z jednej strony oczywiście może cieszyć każdy powód, który pozbawi władzy kogoś, kto jak nikt inny odpowiada za nie mogącą się od lat zakończyć „zimna wojnę domową”. Z drugiej zaś jakoś trudno pogodzić się z tym, że ten, zdaniem niektórych, diabeł wcielony miałby upaść przez taką duperelę jak kilka marynarek i parę kiecek dla żony. To drugie, pomijając rzecz jasna „wcielanego diabła”, podzielają zresztą coraz bardziej osamotnieni obrończy urzędującego premiera i jego szafiarskich wyczynów.
Ich linia obrony sprowadza się do przekonywania, że owszem, można mieć takie i owakie obiekcje ale zasadniczo Premier nie powinien wyglądać przy swoich kolegach jak jakiś wieśniak. Tym bardziej nie może tak wyglądać jego małżonka, która od czasu do czasu musi przecież wyglądać w imieniu całej Polski. Ostatnio zresztą w dość interesujący sposób mogłem się na ten temat wypowiedzieć na portalu u panów Lisa i Machały. Interesujące było głownie to, że mogłem udzielić odpowiedzi ankietowej co sądzę o ubieraniu państwa Premierostwa z państwowej kasy a zobaczyć wyników ankiety już niestety nie mogłem.
Ale wróćmy do zasadniczego tematu. Może faktycznie publiczna rola Donalda Tuska i pani Tusk jak najbardziej uzasadnia takie wydatki jak te, o których teraz tyle i tak głośno się mówi.
Pewnie najłatwiej byłoby użyć mi argumentu, że ja też w jakimś zakresie reprezentuję państwo polskie. Oczywiście nie tak szeroko jak nasze państwo reprezentują państwo Tusk. Z tego powodu mojego wynagrodzenia nie ma w ogóle co porównywać do zarobków szefa państwa. I wcale nie mam o to pretensji bo to przecież coś oczywistego. Oczywiste dla mnie jest też i to, że do reprezentowania państwa muszę sobie garderobę zapewnić sam. I jakoś sobie radzę w ramach tych moich mniejszych poborów.
Mnie jednak w dyskusji z obrońcami Tuska przychodzi do głowy zupełnie co innego. Ci, którym jeszcze chce się bronić ujawnionych wydatków Premiera, zwracają uwagę na to, że w sferach, w których z racji obowiązków obraca się Premier Donald Tusk, funkcjonuje określony dress code i musi się on do niego stosować. To zaś, że płacimy mu dziadowskie pieniądze w porównaniu z tymi, jakie płaci się szefom państw w takiej Francji, we Włoszech czy w Wielkiej Brytanii sprawia, że musiałby prezentować się niczym jakiś uboższy krewny. A tego byśmy chyba nie chcieli. Dlatego, choć niechętnie, powinniśmy mu tę wystawną garderobę finansować.
To z pozoru logiczne tłumaczenie jest jednak według mnie obarczone poważnym błędem. Sprowadzającym się do dość istotnego kłamstwa czy mistyfikacji. Taką mistyfikacją jest przecież sztafaż, w którym Premier prezentuje się na arenie międzynarodowej a na który przecież go nie stać. Domyślam się, że garnitury i dodatki jego europejskich kolegów są w tym przedziale cenowym, który jest dla nich dostępny. Co więcej jest on dostępny także dla jakiejś istotnej części reprezentowanych przez nich obywateli. W przypadku Tuska, odzianego w garnitur, na który go nie stać, w towarzystwie małżonki w sukni czy też kostiumie, których też nie jest w stanie sam jej kupić, reprezentuje naród mający w większości dokładnie ten sam problem. Zdecydowanej większości Polaków nawet nie przyszłoby do głowy wejść do salonu, w którym ubiera się naszego biednego Premiera. Po prostu znają oni znacznie tańsze sposoby wywołania u siebie zawrotów głowy. Konkludując więc pozwolę sobie zauważyć, że jeśli gros Polaków przy większości mieszkańców unii wygląda jak wspomniane wcześniej „wieśniaki” to i ich Premier mógłby zachować podobne proporcje paradując w „Vistuli” a nie stroić się jak przysłowiowy stróż w Boże Ciało.
Najwyraźniej jednak wybrał inną drogę, która, oczywiście w zdecydowanie mniejszej skali, przypomina mi postępowanie afrykańskich kacyków i dyktatorków objeżdżających swe targane chorobami i głodem włości w rols royce’ach ze złotymi klamkami. Jego szafa, wypchana wbrew rzeczywistości to taka miękka odmiana tych klamek. Taka „szafa Czombego”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz