Szanse na to po każdym kolejnym meczu naszej reprezentacji, gdy
upokorzony Naród łaknie konkretnej porcji narodowej dumy gwałtownie rosną. Są w
każdym razie znacznie większe niż wtedy, gdy nasze „orły” solennie obiecują
pluć płucami i gryźć trawę.
Poważnie zaś mówiąc nie mam pojęcia. I nie mam zamiaru szacować
tych szans. Zastanawia mnie natomiast retoryka, której wodzowie tych środowisk
zamierzają używać przy zapowiadanym odbijaniu Polski.
Jest oczywiście możliwe, że taki sposób prezentowanie celów czy
też środków osiągnięcia tych celów trafia do jakiejś części społeczeństwa.
Szczególnie do młodego pokolenia, które z natury rzeczy jakoś częściej niż
reszta czuje w pięściach świąd.
Niemniej mogę sobie wyobrazić, że niemała i wcale nie
zindoktrynowana przez różne Antify cześć obywateli nie rwie się do odbijania a
zapowiedzi młodych narodowców odbiera z niejakim niepokojem.
Przyznam, że i ja, choć w stosunku do narodowców mam mniej obiekcji niż w przypadku pozostałych nurtów
politycznych, co logicznie wynika z faktu, że za mego życia oni jakoś mniej
mieli możliwości by mnie do siebie zrazić, słysząc okrzyki bojowe z tamtej
strony sam czułem na plecach ciarki.
Oczywiście to, że mnie zamrowiło z niepokoju to akurat dla
narodowców nie problem. Problemem może być strach, którzy niewątpliwie odczuli
ci, dla których ewentualne odbicie Polski przez tę część Narodu byłoby
zdecydowanie bolesne i nie do przyjęcia. I pewien jestem, że ci akurat zrobią
wszystko, a mogą wiele, by do tego nie doszło.
I właśnie ta okoliczność skłoniła mnie do zastanowienia się, czy
przypadkiem prężąc muskuły czy tam strosząc piórka (zależy jak kto to widzi)
nie popełniają poważnego błędu. Biorąc pod uwagę możliwości i środki, jakimi
dysponują najpoważniejsi przeciwnicy naszych rodzimych nacjonalistów aż się chce
przypomnieć, że „wszystko, co powiesz, może być użyte przeciwko tobie”. Przy
czym tu akurat żadne tam „może” ale zostanie użyte bez najmniejszych wątpliwości.
Zatem nie powinni się dziwić panowie Zawisza, Winnicki i Holocher,
że już we wiadomych miejscach zaczyna się robienie z nich „czarnego luda” czy
też „żelaznego wilka”. Pan Tomasz Nałęcz oczywiście wraca do swojej starej
wyliczanki analogii miedzy opozycją a NSDAP. I choć nie raz dał dowód, że
intelektualnie słabuje od dość dawna o ile nie od zawsze ( nie wiem, nie
interesowałem się jego dokonaniami póki nie został „ustami” Prezydenta RP. A
może i mózgiem?) to jednak świetnie nadaje się żeby go tu i tam cytować. Jak to
jest on przerażony.
Oczywiście można mieć nadzieję, że obywatele łatwo nie zechcą zniżyć
się do poziomu skojarzeń pana Nałęcza. Ale to płonna nadzieja. Naród może być
już znużony trwająca od kilku lat „zimna wojna domową” i niezbyt przychylnie
może zareagować na zapowiedzi kolejnej batalii. A co by nie mówić, bez Narodu,
a przynajmniej bez jego większej części narodowcy niczego nie odbiją. Bez względu
na to jaką drogą zamierzają to zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz