Bez echa jakby przeszła
przedwczorajsza bodaj (czas tak szybko zmienia ostatnio obrazki, że gubię się w
nim i w nich trochę) wywiad, jakiego w TVN-ie udzielił pani Monice Olejnik pan
Leszek Miller. Wywiad był w zasadzie o Ukrainie albo raczej o Polsce na tle
ukraińskich spraw.
Nie mam oczywiście do nikogo
pretensji, że mu wywiad z Millerem nie utkwił. Sam mam wątpliwości czy jest
sens (no jakiś pewnie by się znalazł) i czy to przyzwoite (uważam, że nie jest)
rozmawiać o poczynaniach Putina z kimś, komu koledzy Władimira Władimirowicza
ze służby (a może nawet i on sam, klękając z nagim torsem by, zwyczajem
najlepszych agentów świata, nie zapocić koszuli) pakowali do reklamówki ruble
transferowe czy tam petrodolary na rozkręcenie w Polsce nowego interesu. Jak
widać ruble czy tam dolary zainwestowane zostały znakomicie skoro się z tow.
Millera robi w TVN-ie eksperta od polityki wschodniej. Od innych rzeczy zresztą
też.
Ale wróćmy do samej rozmowy, która nikogo
nie obeszła. W niej pan Leszek Miller zasugerował, że (dokładnie nie pamiętam
czy tak w ogóle czy w tej konkretnej, związanej z Ukrainą sprawie) nasi
politycy są do dupy. Gwoli sprawiedliwości przyznał, że i on jest do dupy ale
zaznaczył, że jedynie chwilowo. Kryterium „dodupności” naszej klasy politycznej
jest dla Millera to, że nie mogą oni rozmawiać z Putinem. Nie mogą oczywiście
bo progi zbyt wysokie.
O ile, zdaniem Millera rzecz jasna,
Palikot, Kaczyński czy on sam są do dupy niejako systemowo, inaczej rzecz się
ma z Donaldem Tuskiem. Ten, przynajmniej teoretycznie, jest na tym poziomie, z
którego spokojnie już można kręcić do Moskwy z czerwonego aparatu. Od Tuska
zresztą zaczęła się ta tyrada szefa polskiej (? – ten znak stąd, że mam
wątpliwości czy za ruble i kopiejki da się ufundować czy tam ukonstytuować
cokolwiek polskiego) lewicy. Miller z satysfakcją wskazał, że Merkel gadała z
Putinem, Obama gadał i jeszcze paru innych a Tusk nie gadał. To zaś ma, wedle
naszej „chluby Żyrardowa”, zerować wszelkie inne przewagi Tuska na
międzynarodowej arenie.
I tu dochodzimy właśnie do momentu, w
którym wyjaśni się, czemu zająłem się ta rozmową, której nikt nie widział, a
nawet jak widział to już nie pamięta bo nie uznał jej za istotną. Otóż istotny
jest ten właśnie wątek i pomyłka towarzysza Millera.
Jak wiadomo, Tusk gadał z Putinem a
co niektórzy nawet uważali, że dla tej rozmowy warto było „zapłacić każdą cenę”.
Gadał więc nasz Premier jakiś czas temu z Władimirem Władymirowiczem. I nie mam
o to pretensji. Jak wiadomo średnio (delikatnie mówiąc) cenię naszego Premiera,
więc ani mi w głowie sugerować, iż mógłby już wtedy być tak przenikliwym, by
wiedzieć (nie mówię, że czuć, bo to mógł nawet on), że gada z politycznym
gangsterem, który jest gotów dokonać zbrojnych napadów na sąsiadów.
Jednak dziś już nie musi tego czuć bo
po prostu wie. Bo jeśli by nie wiedział, znaczyłoby, że „gupi jest” zwyczajnie.
Dlatego, dla mojego spokoju, dla prawdziwej czystości atmosfery naszej
polityki, w której wszyscy dziś starają się na krok nie ustępować z tego muru
przeciwczołgowego, który nam od kilku dni ze swych piersi buduje nasza klasa
polityczna, dobrze byłoby, gdyby pan Tusk zrobił wreszcie to, przed czym tak długo
się wzbraniał. By publicznie zaprezentował nam przebieg tamtej rozmowy. Wtedy
miałby pewnie wreszcie szacun u Millera (któremu lepiej niech się już zacznie
przymilać) a ja przestałbym myśleć, że załatwiał wtedy jakieś szemrane interesy
z niekwestionowanym Alem Capone światowej polityki. Póki ta myśl mnie nie
opuszcza, jakoś nie mogę przestać patrzeć na ręce Tuskowi nawet wtedy, gdy
broni tej Ukrainy niczym amstaf na łańcuchu.
A skoro już jesteśmy przy temacie,
mam pytanie pod innym adresem. Cóż jeszcze w polskiej polityce robi ten dureń, który
kiedyś stwierdził, że za spotkanie z Putinem „warto było zapłacić każdą cenę”?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz