sobota, 8 marca 2014

Kto Cię obroni Polsko?



Urywek debaty, poprzedzającej przyjęcie przez Sejm uchwały w sprawie Ukrainy, pokazał, że choć w niektórych sprawach władza zdołała się cudownie nawrócić, dalej sprawia wrażenie głęboko nie rozumiejącej niektórych bardzo istotnych spraw. Chodzi o spór, wywołany przywołaniem przez Jarosława Kaczyńskiego wyniku sondażu, niezbyt dobrze rokującego nam na przyszłość.

Oczywiście Donald Tusk bardzo słusznie zauważył, że nasza armia ma znakomite morale, wyposażenie i umiejętności. W ogóle my wszyscy, jak najczęściej powinniśmy powtarzać, że nasi żołnierze sa najlepsi na wiecie a setka ich znaczy tyle co dziesięć secin innych. I nie ważne, że nie są. Ważne by w to uwierzyli. I tu dochodzimy do sedna tego sporu między Kaczyńskim i Tuskiem. Sedna, które umyka akurat tym, którym nie powinno.

Przypominam sobie opowieść mojego kolegi z z czasów, gdy Rosja traciła swoje dawne imperium. W ramach jego upadku o swoje prawa upomnieli się też Czeczeni. I wtedy właśnie ów mój kolega przytoczył mi wypowiedz nieznanego nam wówczas człowieka o nazwisku Dudajew, Prezydenta Iczkerii, który, zapytany jak i czym będzie się bronił wraz ze swym narodem przeciwko reakcji Rosji. Odpowiedział, że może powołać pod broń 4 miliony ludzi. Ubawiliśmy się z kolegą  a pewnie jeszcze większy ubaw mieli wtedy na Kremlu. Przestali się śmiać, gdy ich dywizje wjechały do Groznego i przestały istnieć.

Reakcja Tuska na słowa Kaczyńskiego, a raczej jej merytoryczne uzasadnienie pokazało i pokazuje, że ani on ani ludzie stanowiący intelektualne i, chyba jeszcze bardziej społeczne zaplecze obecnej władzy nie pojmują tak nowej sytuacji geopolitycznej, która się nam właśnie wyrodziła z przekonania o tym, ze nam się historia kończy na rozpasanej konsumpcji, jak też uniwersalnych zjawisk, z których powinni wyciągać wnioski.

Skupienie się Tuska na naszej kadłubkowej armii, której dziś nie ma czym uzupełniać, pokazuje, że jego myślenie sprowadza się najpewniej do tego, że dwa dni utrzyma ona linię Wisły a później „Zachód ruszy”. I to jest dramat! W mniejszym stopniu Tuska a zdecydowanie bardziej nasz.

Tusk nie myśli o tym, że „Zachód” może jednak nie ruszy. Nie potrafi też sobie wyobrazić chyba czegoś takiego, że nie musi być tej linii na Wiśle. Nie musi bo nikt nie zaryzykuje nawet próby marszu ku jej plażom.

By coś takiego było możliwe, ci, które gotowi byliby napoić w Wiśle konie muszą mieć przekonanie, że to zbyt ryzykowna zabawa.

Te przywołane przez Kaczyńskiego 41 % a w zasadzie dziś już 49% specyficznie skonstruowanych intelektualnie Polaków nie jest w stanie pojąć nie tylko bardzo dla nich skomplikowanej, rzymskiej maksymy „si vis pacem, para bellum” ale też wyciągnąć elementarnych wniosków z zaliczonego, jak mniemam, podstawowego kursu historii. Sądzę zresztą, że wielu innych rzeczy i spraw nie są w stanie pojąć. Mam przekonanie, że ten wzrost z 41 do 49% wynika z chęci „dokopania Kaczorowi”. Nieliche stadko oczywistych głupków na złość „kaczorowi”, radośnie wystawia swe dupska na kopa. I ma z tego durną radość.

Jakiś czas temu miałem ogromna przyjemność zetknąć się ze skutkami tej głupoty. Słuchałem w III Programie radia audycji Strzyczkowskiego, poświęconej sporowi o narodowość śląską. Jednym z argumentów w dyskusji był wynik spisu powszechnego, podczas którego aż 800 tysięcy ankietowanych wskazało (wyłącznie lub wraz z polską) narodowość śląską. I wtedy zadzwoniła do „Trójki” kobieta, sądząc z głosu, w zaawansowanym dość wieku. I owa kobieta, wedle mej oceny ewidentna idiotka, zaczęła dość agresywnie sprzeciwiać się i temu, że Ślązacy to odrębny naród i, jeszcze bardziej, autonomii Śląska. I przyznała sama, że ona również dopisała w badaniu deklarowaną narodowość śląską ale tylko, aby zaprotestować przeciwko słowom Kaczyńskiego o „ukrytej opcji niemieckiej”.

Ostentacyjne obnoszenie się, czy to przeciw „kaczorowi” czy też z innego powodu, ze swą całkowitą niegotowością oddawanie Polsce w razie opresji czegokolwiek, jest dokładnie tym samym, z czego owa przywołana przed chwilą idiotka została tak nieprzyjemnie wybudzona.

Niektórzy, ostatnio cytowałem Michnika broniącego zawzięcie Peszek, która, wedle jego nosa, na pewno poleci równolegle z pierwszymi spadającymi na Polskę bombami by oddać PCK całą krew, tłumaczą, że tu nie chodzi o to, że prawie polowa Polaków ma Polskę w dupie. Oni tak reagują, bo ich coś tam drażni. A to ten przywoływany już Kaczyński, a to przeciwko „drapieżnemu patriotyzmowi”, co to nie jest nowoczesny. A głęboko w duchu są najpierwszymi „kamieniami”, które w razie potrzeby Bóg będzie mógł rzucać na szaniec.

Tym adwokatom głupków i palantów, co się składają na te 49% odpowiem, że „w dupie trza mieć” to, co tam oni mają w głębi (wątpię, że mają w ogóle jakąś tam „głębię”). To się mogłoby okazać dopiero w sytuacji, która, daj Bóg, nigdy nie nastąpi. Aby zwiększyć szansę na to, by ona nigdy nie nastąpiła, nie możemy sobie pozwolić na prawie połowę Narodu, manifestującą swój debilizm w formie zaproszenia ewentualnych najeźdźców zapowiedzią, że jakby co, oni im w lufy T-34 powkładają pęki białych róż. Albo nawet i nie to. Nie będzie się im chciało nawet kapci włożyć. Nich oni raczej w tej swojej hipotetycznej „głębi” nawet wiedzą, że jakby co, to wraz z Maria Peszek spi***olą. Ale wcześniej niech gremialnie wołają, że jakby co, jakby kto się tu do nas pakował z tymi swoimi T-34, będzie miał wybite zęby.

I to jest ta, prosta jak, mówiąc bardzo grzecznie, prokreacja, najskuteczniejsza zasada zapobiegania najazdom. I zgodnie z nią nie wolno ani pozwolić sobie na te 41 czy też 49% ani, tym bardziej, na ich usprawiedliwianie.

 Nie rozumie tego niestety ani Tusk ani ci przywoływanie celebryci. I to jest rzecz niepodważalna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz