Urywek debaty, poprzedzającej
przyjęcie przez Sejm uchwały w sprawie Ukrainy, pokazał, że choć w niektórych
sprawach władza zdołała się cudownie nawrócić, dalej sprawia wrażenie głęboko
nie rozumiejącej niektórych bardzo istotnych spraw. Chodzi o spór, wywołany przywołaniem
przez Jarosława Kaczyńskiego wyniku sondażu, niezbyt dobrze rokującego nam na
przyszłość.
Oczywiście Donald Tusk bardzo słusznie
zauważył, że nasza armia ma znakomite morale, wyposażenie i umiejętności. W
ogóle my wszyscy, jak najczęściej powinniśmy powtarzać, że nasi żołnierze sa
najlepsi na wiecie a setka ich znaczy tyle co dziesięć secin innych. I nie
ważne, że nie są. Ważne by w to uwierzyli. I tu dochodzimy do sedna tego sporu
między Kaczyńskim i Tuskiem. Sedna, które umyka akurat tym, którym nie powinno.
Przypominam sobie opowieść mojego
kolegi z z czasów, gdy Rosja traciła swoje dawne imperium. W ramach jego upadku
o swoje prawa upomnieli się też Czeczeni. I wtedy właśnie ów mój kolega
przytoczył mi wypowiedz nieznanego nam wówczas człowieka o nazwisku Dudajew,
Prezydenta Iczkerii, który, zapytany jak i czym będzie się bronił wraz ze swym
narodem przeciwko reakcji Rosji. Odpowiedział, że może powołać pod broń 4
miliony ludzi. Ubawiliśmy się z kolegą a
pewnie jeszcze większy ubaw mieli wtedy na Kremlu. Przestali się śmiać, gdy ich
dywizje wjechały do Groznego i przestały istnieć.
Reakcja Tuska na słowa Kaczyńskiego,
a raczej jej merytoryczne uzasadnienie pokazało i pokazuje, że ani on ani
ludzie stanowiący intelektualne i, chyba jeszcze bardziej społeczne zaplecze
obecnej władzy nie pojmują tak nowej sytuacji geopolitycznej, która się nam
właśnie wyrodziła z przekonania o tym, ze nam się historia kończy na rozpasanej
konsumpcji, jak też uniwersalnych zjawisk, z których powinni wyciągać wnioski.
Skupienie się Tuska na naszej
kadłubkowej armii, której dziś nie ma czym uzupełniać, pokazuje, że jego
myślenie sprowadza się najpewniej do tego, że dwa dni utrzyma ona linię Wisły a
później „Zachód ruszy”. I to jest dramat! W mniejszym stopniu Tuska a
zdecydowanie bardziej nasz.
Tusk nie myśli o tym, że „Zachód”
może jednak nie ruszy. Nie potrafi też sobie wyobrazić chyba czegoś takiego, że
nie musi być tej linii na Wiśle. Nie musi bo nikt nie zaryzykuje nawet próby
marszu ku jej plażom.
By coś takiego było możliwe, ci, które
gotowi byliby napoić w Wiśle konie muszą mieć przekonanie, że to zbyt ryzykowna
zabawa.
Te przywołane przez Kaczyńskiego 41 %
a w zasadzie dziś już 49% specyficznie skonstruowanych intelektualnie Polaków
nie jest w stanie pojąć nie tylko bardzo dla nich skomplikowanej, rzymskiej
maksymy „si vis pacem, para bellum” ale też wyciągnąć elementarnych wniosków z
zaliczonego, jak mniemam, podstawowego kursu historii. Sądzę zresztą, że wielu
innych rzeczy i spraw nie są w stanie pojąć. Mam przekonanie, że ten wzrost z
41 do 49% wynika z chęci „dokopania Kaczorowi”. Nieliche stadko oczywistych
głupków na złość „kaczorowi”, radośnie wystawia swe dupska na kopa. I ma z tego
durną radość.
Jakiś czas temu miałem ogromna
przyjemność zetknąć się ze skutkami tej głupoty. Słuchałem w III Programie
radia audycji Strzyczkowskiego, poświęconej sporowi o narodowość śląską. Jednym
z argumentów w dyskusji był wynik spisu powszechnego, podczas którego aż 800 tysięcy
ankietowanych wskazało (wyłącznie lub wraz z polską) narodowość śląską. I wtedy
zadzwoniła do „Trójki” kobieta, sądząc z głosu, w zaawansowanym dość wieku. I
owa kobieta, wedle mej oceny ewidentna idiotka, zaczęła dość agresywnie
sprzeciwiać się i temu, że Ślązacy to odrębny naród i, jeszcze bardziej, autonomii
Śląska. I przyznała sama, że ona również dopisała w badaniu deklarowaną
narodowość śląską ale tylko, aby zaprotestować przeciwko słowom Kaczyńskiego o „ukrytej
opcji niemieckiej”.
Ostentacyjne obnoszenie się, czy to
przeciw „kaczorowi” czy też z innego powodu, ze swą całkowitą niegotowością oddawanie
Polsce w razie opresji czegokolwiek, jest dokładnie tym samym, z czego owa
przywołana przed chwilą idiotka została tak nieprzyjemnie wybudzona.
Niektórzy, ostatnio cytowałem Michnika
broniącego zawzięcie Peszek, która, wedle jego nosa, na pewno poleci równolegle
z pierwszymi spadającymi na Polskę bombami by oddać PCK całą krew, tłumaczą, że
tu nie chodzi o to, że prawie polowa Polaków ma Polskę w dupie. Oni tak reagują,
bo ich coś tam drażni. A to ten przywoływany już Kaczyński, a to przeciwko „drapieżnemu
patriotyzmowi”, co to nie jest nowoczesny. A głęboko w duchu są najpierwszymi „kamieniami”,
które w razie potrzeby Bóg będzie mógł rzucać na szaniec.
Tym adwokatom głupków i palantów, co
się składają na te 49% odpowiem, że „w dupie trza mieć” to, co tam oni mają w głębi
(wątpię, że mają w ogóle jakąś tam „głębię”). To się mogłoby okazać dopiero w
sytuacji, która, daj Bóg, nigdy nie nastąpi. Aby zwiększyć szansę na to, by ona
nigdy nie nastąpiła, nie możemy sobie pozwolić na prawie połowę Narodu,
manifestującą swój debilizm w formie zaproszenia ewentualnych najeźdźców
zapowiedzią, że jakby co, oni im w lufy T-34 powkładają pęki białych róż. Albo
nawet i nie to. Nie będzie się im chciało nawet kapci włożyć. Nich oni raczej w
tej swojej hipotetycznej „głębi” nawet wiedzą, że jakby co, to wraz z Maria
Peszek spi***olą. Ale wcześniej niech gremialnie wołają, że jakby co, jakby kto
się tu do nas pakował z tymi swoimi T-34, będzie miał wybite zęby.
I to jest ta, prosta jak, mówiąc bardzo
grzecznie, prokreacja, najskuteczniejsza zasada zapobiegania najazdom. I
zgodnie z nią nie wolno ani pozwolić sobie na te 41 czy też 49% ani, tym
bardziej, na ich usprawiedliwianie.
Nie rozumie tego niestety ani Tusk ani ci przywoływanie
celebryci. I to jest rzecz niepodważalna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz