czwartek, 6 marca 2014

Kurs wymiany



Spośród usłyszanych dzisiaj informacji, które dotyczyły sytuacji w naszym regionie najbardziej zainteresowała mnie ta o lądowaniu amerykańskich maszyn bojowych i pomocniczych na Litwie i zapowiadanym, podobnym przedsięwzięciu związanym z terytorium naszego kraju. Gdzie ma się pojawić kilkanaście amerykańskich samolotów i kilkuset amerykańskich żołnierzy.

Informacja przebiła się z reszty medialnego szumu przede wszystkim dzięki temu, że dotyczy zdarzeń, stanowiących bardzo wyraźny kontrast w zestawieniu z działaniami, które uskuteczniają europejscy dyplomaci. Ci byliby skuteczni tylko wówczas, gdyby ich gadanie było w stanie zabijać. Oczywiście trudno zgadnąć, kto by od niego pierwszy padł. 

Niemniej kiedy dyplomaci i przywódcy wchodzą i wychodzą, naradzają się i zdają z tego relację, na wschodnich rubieżach Unii lądowały i będą lądować amerykańskie myśliwce. I cysterny, i transportowce.

I w związku z tym wracam myślami do zdarzeń, które zresztą nie tak dawno, trochę wcześniej niż zaczęła się obecna ruska awantura, przypomniał Radosław Sikorski. Zarzucając nielojalność Witoldowi Waszczykowskiemu. Chodziło o wydarzenia, związane z negocjowaniem współpracy wojskowej z Amerykanami, za które wyrzucono Waszczykowskiego ze stanowiska w MSZ-cie.

Dziś wyraźnie widać, że problemem Polski jest akurat nie tamta „nielojalność” tylko zderzający się z nią wówczas kompletny brak czy to wyobraźni czy aż kompetencji Sikorskiego.

Od kilku dni z uporem staram się pisać o zabawie naszych „mężów stanu” w osobliwe „komórki do wynajęcia”. Choć pewnie wielu już nie wie na czym to polega bo jest z pokolenia LEGO albo nawet eMPetrójki, nie będę wdawał się w zawiłe tłumaczenia zasad. Jak ktoś jest dość przenikliwy, patrząc na to, co dziś robi nasza elita władzy, pojmie na czym to polega. Widać to dokładnie, gdy słucha się i obserwuje kompletny „kurs wymiany” naszej politycznej ale też społecznej rzeczywistości.

Nie chodzi mi tylko o  nastawiających dziś piersi pod ruskie bagnety. O nich już było. I to nie raz Właśnie słucham w TVN24 transmisji „eseju” Michnika o Rosji, Putinie. Zapytany o słowa Kaczyńskiego, odnoszące się do naszej ogromnej mniejszości nie patriotów i o słowa Marii Peszek z „Sorry Polsko” bez chwili zastanowienia zinterpretował ten utwór jako sprzeciw wobec tego, co mówił Kaczyński. Że nie Polsce by tej krwi żałowała ale Jarosławowi. I dodał, że Peszek zaraz, jeśli będzie trzeba, poleci do PCK i da sobie wytoczyć tych kropel znacznie więcej. Mówił tak, choć pewnie nie miał pojęcia, że Peszek sama kiedyś swe słowa bardzo dokładnie objaśniła słynnym „jakby co, ja spier…”. Choć może mówił, mimo, że miał pojęcie. Wszak o Peszek pisano głownie u niego.

Jeszcze parę dni temu zastanawiałem się jak bardzo musi dziś wyklinać swoją głupotę ktoś taki jak Wajda czy Olbrychski. Nasi najbardziej zapamiętali „przyjaciele Moskali”. I wyobrażałem sobie ich wstyd, w postaci bólu wręcz fizycznego. Dziś gotów jestem założyć się, że szybko pojawią się i, śladem swego guru, wkomponują jakoś w tą  swoją filoruskość Kaczyńskiego, jako czynnik zmuszający ich kochać Putina. I tak to obrócą, że wyjdzie na to, że jest Kaczyński, długo, długo nic, po tym nic jest dopiero Putin. 

Byłoby nawet zabawne kiedy widać jak się nam nicuje kto może. A w zasadzie kto musi. Byłoby, gdyby nie to, jak się przy tym obchodzą z tymi, którzy nicowania nie potrzebują.

Wychodzi nam dzisiaj kto miał rację kto nie, kto ma wyobraźnie a komu jej nie staje i parę innych rzeczy. Wychodzi i tyle tego będzie. Bo lepiej by było, gdyby wchodziło. Niektórym wejść powinno bardzo dużo. Ale nie ma co się łudzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz