piątek, 14 marca 2014

Po co „Misiek” Platformie?



Po umieszczeniu pana Kamińskiego Michała, zwanego nie wiedzieć czemu „Miśkiem” na tak zwanej „jedynce” listy PO do Parlamentu Europejskiego w Lublinie, zasadnicza dyskusja, poświęcone temu wydarzeniu (widać istotniejszych nie mamy) poszła w dwóch kierunkach. Pierwszy, najbardziej widoczny to oburzenie zwolenników PiS na Kamińskiego, że szuja, szmata i zdrajca, zaś drugi, wybrany przez niektórych zwolenników PO, z niezawodną koleżanką RRK-ą to zachwyty nad geniuszem Tuska, który dzięki temu zyskał dostęp do tajnego, pisowskiego know-how. Obie reakcje są durne. Pierwsza dlatego, że ów „Misiek” jednym, drugim i trzecim z trzech wymienionych wyżej okazał się stosunkowo dawno zaś teraz tylko wyszedł na palanta. Drugie dlatego, że Tusk nie musiał „Miśkowi” dawać nie tylko „jedynki” żadnej ale nawet choćby i „sześćsetsześćdziesiątkiszóstki” bo „Misiek” już wcześniej sypał, nie tylko zresztą ów know-how, bez niczego, na zwyczajnych zasadach wolontariatu.
Ale proszę jednych i drugich by się nie sromali tą z emocji najpewniej wynikająca durnotą. Nie tylko oni mają problem z tym „Miskiem” na listach PO. Właśnie przeczytałem sugestie pana politologa czy tam politycznego marketera, dr Wojciecha Jabłońskiego, który upchanie „Miśka” w Lublinie określa mianem „wyborczej dialektyki PO”.*
Ma się ona brać z tego, postaram się rzecz objaśnić w skrócie, że PO bez PiS nie ma racji bytu czy wręcz żyć nie może więc na wypadek gdyby coś tam się z PiS-em stało, PO ma mieć taki własny „PiS” zapasowy.
Ponadto, sądzi ów marketer, ten „podręczny PiS” Platformy to będą przy okazji takie „pociski propagandowe” przeciwko prawdziwemu PiS-owi. Mogę się tylko domyślać, iż zamysł jest taki, że się taką wunderwaffe o nazwie „Misiek” wiedzie gdzieś tam, pokazuje potencjalnym wyborcom PiS-u, wyciągając ją czy tam go niespodziewanie z głośnym „Aha, a on teraz nasz jest!” i skołowani wyborcy masowo przechodzą na stronę PO, łkając przy tym żałośnie, że tak późno na oczy przejrzeli.
To wizja tyleż piękna co absurdalna. Ja bym w tym momencie apelował do Platformy Obywatelskiej en bloc oraz do pana Zwiefki, szefa sztabu generalnego w szczególności by głupot Jabłońskiego nie słuchali i w żadnym wypadku „Miśka” wyborcom PiS nie okazywali. Bo jeśli ktokolwiek po czymś takim będzie łkał, to najpewniej ów „Misiek” potraktowany stosownie do tego, jak się traktuje „szuje” „szmaty” tudzież zdrajców.
Po cóż więc „Misiek” na listach PO? Oczywiście nie mam zielonego pojęcia. No chyba że po to, by pokazać „motłochowi platformianemu” gdzie ich, po latach wiernej i ofiarnej służby partii i przywódcy tak naprawdę ów przywódca ma. Bo na takie „manie” może sobie on pozwolić i nikt mu i tak nie fiknie. To teoria dość prawdopodobna bo odwołująca się do wcześniejszych, podobnie motywowanych działań przywódcy wobec różnych partyjnych „kameraden”.
Jak wiadomo, istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, że partia nie będzie w stanie zapewnić mandatów nawet tym, którzy już, jak nie raz słyszeliśmy, straszliwie profesjonalnie zdążyli się w Brukseli wykazać. Zatem, mimo tego profesjonalizmu swego nie każdy profesjonalista najpewniej będzie mógł ów profesjonalizm swej ojczyźnie Polsce i ojczyźnie nas wszystkich Europie zaoferować. A znowuż każdy kolejny „Misiek” to tak przy okazji także kolejny partyjny kolega przywódcy, otrzymujący od przywódcy specyficzne, partyjne „spasibo” w formie kopa w mocno dolne partie tylnej części tułowia. Czy tam górne partie odnóży (są w tej sprawie dwie szkoły klasyfikacji).
Gdybym miał rację w swojej interpretacji a nie dr Jabłoński ze swa „wunderwaffe”, byłby to dowód na całkowitą aberrację Platformy. Stosującej osobliwe metody podnoszenia mocno przez ostatnie miesiące podupadłego morale swych, za przeproszeniem, członków za pomocą „Miśka”. Tu mógłbym posunąć się do okrucieństwa i poprosić, by się ujawnił choć jeden członek, podniesiony na widok „Miska” ale daruję sobie. To byłby cios poniżej pasa!
Nie wiem, jak na Miska zareagują natomiast wyborcy PO. Bo na nich też chyba Platforma jednak liczy. Oczywiście są tacy, którzy się zachwycą. Zachwyciliby się nawet, gdyby miast „Miśka” był Incitatus. A szanowna koleżanka wymieniona wcześniej miałaby powód by się rozwodzić nad geniuszem Tuska, który w ten sposób obrałby kurs na międzynarodówkę ekologów. Reszta zaś… nie wiem. Jak im „Misiek” nie stanie w gardle, znaczy, że nic im już nie stanie. I oby tak właśnie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz