Ja wiem, że teraz tematem numer trzy
będzie przez jakiś czas jedność naszego „świata polityki” wobec postępowania
Rosji na Ukrainie. Tematem numer jeden jest oczywiście postępowanie Rosji na
Ukrainie a tematem numer dwa, pokaz impotencji „wolnego świata” wobec
postępowania Rosji na Ukrainie. Tematy dwa i trzy łączą się zresztą ze sobą
dość mocno, bo wzięły się dokładnie z tego samego. Z idiotycznego przekonania,
że Rosja Putina, człowieka, którego ukształtował nawet nie ZSRR ale służba w
najgłębszych kręgach tamtego piekła, to kraj normalny, cywilizowany jak i inne.
Dziś świat czeka z idiotycznie
rozdziawioną gębą a amerykańska administracja, ustami sekretarza Kerrego wysyła
co pół godziny zapewnienia, że jak się Putin nie opamięta, to zobaczy. Jak
wiadomo Putin się nie opamięta a domyślać się możemy, że nic takiego znowu nie
zobaczy.
Ameryka i reszta wolnego świata może
sobie pozwolić, by wyjść teraz na idiotów. Wydaje mi się zresztą, że nie
poniosą oni kosztów ujawnionej głupoty swego wcześniejszego stosunku do Rosji i
obecnego braku zdecydowania. Gdy przyjdzie czas rozliczania ich z dokonań i
zaniechań, wynajdą sobie odpowiednich speców od wizerunku, którzy tę ich
głupotę i ten brak zdecydowania przedstawią jako przejaw rozsądku albo wręcz
mądrości. Im Rosja nie stoi i długo jeszcze nie stanie u bram więc dla nich
Krym, Kijów to nie są miejsca warte ryzyka. Ja już nie mówię że ryzyka utraty życia,
gdyby przyszło bić się na stepach Ukrainy. Także ryzyka utraty obecnego poziomu
życia. Tani gaz, płynący rurociągami z Rosji okaże się cenniejszy niż krew
płynąca w żyłach Ukraińców.
Z nami jest zdecydowanie inaczej. Nas
od piekielnie sprawnych i równie niebezpiecznych matrosów z Floty
Czarnomorskiej oddziela jedynie Ukraina. Która
z nimi szans większych chyba nie ma. Nie chcę tu dywagować czy Rosja
przez tę Ukrainę pójdzie czy nie. Na Krym też nie miała iść.
My pozwolić sobie na przechodzenie
mimo idiotycznego przekonania, że Rosja to cywilizowany świat nie możemy. Nie
możemy pozwolić sobie więc i na to, by przejść do porządku nad ignorancją tych
polityków, którzy żyrowali przez ostatnie lata cnotę Rosji w Polsce, jakby
rodzili się już nie tylko po upadku ZSRR ale też po tragedii Czeczenii i ledwie
odroczonym upadku Gruzji.
Czymś oczywiście fajnym jest, kiedy
nam się politycy jednają i jednoczą wokół tak poważnych spraw jak Rosja, która
się zbliża do naszych granic. Tyle, że nie ma to być sielanka i powszechne
„kochajmy się”. Ma to być poważna polityka, w której nie może być miejsca dla
tych, którzy dotąd mieli na oczach bielmo „nowego otwarcia”, przesłaniające im
tę prostą prawdę, że państwo, jak by się ono nie nazwało przy użyciu odmiany
terminu demokracja, pozostanie bandyckim jeśli będzie rządzone przez bandytów.
To, że w Rosji rządzą bandyci wiadomo od dawna. Dla mojego pokolenia od zawsze.
Ja rozumiem, że Donald Tusk
dzisiejszym twardym tonem i gromami w oczach punktuje jako nieomal „przedmurze”
cywilizowanego świata. I obawiam się, że ta jego dzisiejsza twarz może sprawić,
że się mu zapomni zbyt częste występowanie w roli „otwierającego” nas szeroko
na Rosję.
Ja rozumiem, że dzisiaj atakowanie
Radosława Sikorskiego może być poczytane niemal za zamach na naszą rację stanu.
Racja racją ale jakoś nie pomogą mi one zapomnieć wszelkich umizgów do Kremla
naszego bywszego mudżahedina.
Ja pojmuje, że dziś „liczy się każda
cegła w murze”. Jednak nie chciałbym stać w miejscu, w którym za „cegłę” robił
będzie pan Kuźniar, wygłaszający cykliczne pogadanki o tym jak zła jest Ameryka
a jak kochana Mateczka Rosja. To samo przychodzi mi do głowy, gdy przypomnę
sobie Nałęcza, z uniesieniem tłumaczącego, że za spotkanie Tuska z Putinem
„warto było zapłacić każdą cenę”.
Mówcie sobie i myślcie co chcecie,
ale ja uważam, że nie będzie żadnej sensownej i skutecznej jedności, póki nie
pozbędziemy się „prorosyjskich zajadów”.
Nie mówię, że musi to być
podziękowanie wymienionym wyżej za dotychczasową, ofiarną pracę na rzecz
obywateli. Choć niektórym bez wątpienia coś takiego dobrze by zrobiło.
Myślę, że reset w stosunkach z
Kremlem nie powinien polegać tylko na tym, że się nam chorągiewki poodwracają.
I zamiast krzewić dobre, będą manifestować teraz twarde relacje.
Uważam, że ten reset powinien być
uzupełniony o zdanie rachunków z dotychczasowych postępków. Jak to choćby
dyskusje na molo z przywódca bandytów na nieznane nam do dziś tematy.
Jak najpoważniej uważam, że pierwszym
etapem powinna być szczera rozmowa tych wszystkich, którzy dziś podali czy tam
nie podali sobie ręki, rozpoczęta od spowiedzi z działań i zaniechań na tak
zwanym „kierunku wschodnim”. By jasność spraw była bez najmniejszych
wątpliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz