niedziela, 2 marca 2014

Prorosyjskie zajady



Ja wiem, że teraz tematem numer trzy będzie przez jakiś czas jedność naszego „świata polityki” wobec postępowania Rosji na Ukrainie. Tematem numer jeden jest oczywiście postępowanie Rosji na Ukrainie a tematem numer dwa, pokaz impotencji „wolnego świata” wobec postępowania Rosji na Ukrainie. Tematy dwa i trzy łączą się zresztą ze sobą dość mocno, bo wzięły się dokładnie z tego samego. Z idiotycznego przekonania, że Rosja Putina, człowieka, którego ukształtował nawet nie ZSRR ale służba w najgłębszych kręgach tamtego piekła, to kraj normalny, cywilizowany jak i inne.
Dziś świat czeka z idiotycznie rozdziawioną gębą a amerykańska administracja, ustami sekretarza Kerrego wysyła co pół godziny zapewnienia, że jak się Putin nie opamięta, to zobaczy. Jak wiadomo Putin się nie opamięta a domyślać się możemy, że nic takiego znowu nie zobaczy.

Ameryka i reszta wolnego świata może sobie pozwolić, by wyjść teraz na idiotów. Wydaje mi się zresztą, że nie poniosą oni kosztów ujawnionej głupoty swego wcześniejszego stosunku do Rosji i obecnego braku zdecydowania. Gdy przyjdzie czas rozliczania ich z dokonań i zaniechań, wynajdą sobie odpowiednich speców od wizerunku, którzy tę ich głupotę i ten brak zdecydowania przedstawią jako przejaw rozsądku albo wręcz mądrości. Im Rosja nie stoi i długo jeszcze nie stanie u bram więc dla nich Krym, Kijów to nie są miejsca warte ryzyka. Ja już nie mówię że ryzyka utraty życia, gdyby przyszło bić się na stepach Ukrainy. Także ryzyka utraty obecnego poziomu życia. Tani gaz, płynący rurociągami z Rosji okaże się cenniejszy niż krew płynąca w żyłach Ukraińców.

Z nami jest zdecydowanie inaczej. Nas od piekielnie sprawnych i równie niebezpiecznych matrosów z Floty Czarnomorskiej oddziela jedynie Ukraina. Która  z nimi szans większych chyba nie ma. Nie chcę tu dywagować czy Rosja przez tę Ukrainę pójdzie czy nie. Na Krym też nie miała iść.

My pozwolić sobie na przechodzenie mimo idiotycznego przekonania, że Rosja to cywilizowany świat nie możemy. Nie możemy pozwolić sobie więc i na to, by przejść do porządku nad ignorancją tych polityków, którzy żyrowali przez ostatnie lata cnotę Rosji w Polsce, jakby rodzili się już nie tylko po upadku ZSRR ale też po tragedii Czeczenii i ledwie odroczonym upadku Gruzji.

Czymś oczywiście fajnym jest, kiedy nam się politycy jednają i jednoczą wokół tak poważnych spraw jak Rosja, która się zbliża do naszych granic. Tyle, że nie ma to być sielanka i powszechne „kochajmy się”. Ma to być poważna polityka, w której nie może być miejsca dla tych, którzy dotąd mieli na oczach bielmo „nowego otwarcia”, przesłaniające im tę prostą prawdę, że państwo, jak by się ono nie nazwało przy użyciu odmiany terminu demokracja, pozostanie bandyckim jeśli będzie rządzone przez bandytów. To, że w Rosji rządzą bandyci wiadomo od dawna. Dla mojego pokolenia od zawsze.

Ja rozumiem, że Donald Tusk dzisiejszym twardym tonem i gromami w oczach punktuje jako nieomal „przedmurze” cywilizowanego świata. I obawiam się, że ta jego dzisiejsza twarz może sprawić, że się mu zapomni zbyt częste występowanie w roli „otwierającego” nas szeroko na Rosję.
Ja rozumiem, że dzisiaj atakowanie Radosława Sikorskiego może być poczytane niemal za zamach na naszą rację stanu. Racja racją ale jakoś nie pomogą mi one zapomnieć wszelkich umizgów do Kremla naszego bywszego mudżahedina. 

Ja pojmuje, że dziś „liczy się każda cegła w murze”. Jednak nie chciałbym stać w miejscu, w którym za „cegłę” robił będzie pan Kuźniar, wygłaszający cykliczne pogadanki o tym jak zła jest Ameryka a jak kochana Mateczka Rosja. To samo przychodzi mi do głowy, gdy przypomnę sobie Nałęcza, z uniesieniem tłumaczącego, że za spotkanie Tuska z Putinem „warto było zapłacić każdą cenę”.

Mówcie sobie i myślcie co chcecie, ale ja uważam, że nie będzie żadnej sensownej i skutecznej jedności, póki nie pozbędziemy się „prorosyjskich zajadów”.

Nie mówię, że musi to być podziękowanie wymienionym wyżej za dotychczasową, ofiarną pracę na rzecz obywateli. Choć niektórym bez wątpienia coś takiego dobrze by zrobiło.

Myślę, że reset w stosunkach z Kremlem nie powinien polegać tylko na tym, że się nam chorągiewki poodwracają. I zamiast krzewić dobre, będą manifestować teraz twarde relacje.

Uważam, że ten reset powinien być uzupełniony o zdanie rachunków z dotychczasowych postępków. Jak to choćby dyskusje na molo z przywódca bandytów na nieznane nam do dziś tematy.

Jak najpoważniej uważam, że pierwszym etapem powinna być szczera rozmowa tych wszystkich, którzy dziś podali czy tam nie podali sobie ręki, rozpoczęta od spowiedzi z działań i zaniechań na tak zwanym „kierunku wschodnim”. By jasność spraw była bez najmniejszych wątpliwości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz