Ostatnie zdarzenia wokół śledztwa
smoleńskiego paradoksalnie dają szansę na przegrupowanie sił i
przewartościowanie taktyki. Ktoś może uznać, że bredzę ale mam na myśli działania
podejmowane w tej sprawie przez Prawo i Sprawiedliwość. No bo jaka szansa skoro
mamy kompromitację Rońdy a z nim Macierewicza? Słowem całkowitą wtopę PiS i
radość wrogich sił, w szczególności mediów zaprzyjaźnionych z kim innym.
Już samo to stanowi jakąś tam szansę.
Od dość dawna widać, że Smoleńsk, który miał być „gwoździem do trumny” obecnej
władzy jest raczej najskuteczniejszym „batem na PiS”. Który wyciągany jest
wtedy, gdy nic innego już nie skutkuje.
Sprawa Rońdy czy też z Rońdą pokazała
a przynajmniej powinna pokazać tym wszystkim, którzy dotąd traktowali cały
przekaz płynący od Macierewicza i jego zespołu jako prawdę absolutną, że przy
tak delikatnej materii zawsze trzeba być ostrożnym. Oczywiście wiem, że to
wołanie na puszczy i na takie refleksje nie ma co liczyć. Ewentualnym obrońcom
Antoniego Macierewicza chciałbym zwrócić uwagę na jeden, jakże istotny by nie
powiedzieć symptomatyczny szczegół. Gdyby teraz nagle któryś z ekspertów zespołu
parlamentarnego przyznał, że swoje badani prowadził w oparciu o założenia wzięte
z powietrza czy innego równie niewłaściwego miejsca, do Macierewicza trudno byłoby
mieć pretensję gdyż nie jest on specjalistą w dziedzinach, w których fachowcami
są eksperci i sam z siebie szans na weryfikację ich stwierdzeń nie ma żadnych.
Co innego gdy okazuje się, że nie istnieje jeden z dowodów materialnych,
traktowanych jako istotny argument w twej sprawie. To, czy jest czy nie ma mógł
zweryfikować każdy, nie tylko Macierewicz. A, że nie zrobił? To jego
kompromitacja w stopniu niewiele mniejszym niż Rońdy. W tym rzecz. W tym, że teraz łatwo będzie bagatelizować czy
deprecjonować wszystko, co zespół Macierewicza wyartykułuje. To zaś sprawia, że
traci rację bytu jego istnienie.
Oczywiście nie mam wątpliwości, że
Macierewicz, o ile się go nie zatrzyma, będzie w sprawie Smoleńska nadal
wykazywał aktywność a nawet nadaktywność. On znalazł się w matni, z której
chyba trudno mu byłoby wyjść. Smoleńsk jest w tej chwili jego być albo nie być.
Dla PiS natomiast nie jest. Nie powinien być. Szczególnie w sytuacji, gdy
partia nie jest, jak już napisałem, w stanie tej sprawy prowadzić czy
wykorzystać bez poważnych strat. Na które, jak widać, pozwolić sobie nie może.
I tu ktoś zapyta gdzie ta szansa
skoro partia znów w defensywie a, dla odmiany, Macierewicz ze swej ofensywy nie
zrezygnuje choćby już nawet nie krew ale bebechy miała kosztować?
Szansa w ostatniej ofensywie zespołu
Laska i zaprezentowanym, nieznanym wcześniej nikomu materiale dowodowym. Jeśli ktoś
ocenia, że to okoliczność raczej dla PiS niekorzystna, mówiąc delikatnie, nie
widzi wszystkich wariantów dalszego ciągu tej sprawy.
Bo, gdyby oczywiście wcześniej pozbywając
się „stratega” Hofmana i jego durnych pomysłów na kolejne „Wietnamy”, PiS umiejętnie
rzecz rozegrał, mógłby upiec na świeżo rozpalonym grillu dwie pożywne porcje. Być
może nawet mogące zapewnić w jakiejś przyszłości kolejne przybranie na wadze.
Korzystając z „przysługi” Laska i jego
ekipy, wyjmujących kolejne, nieznane dotąd materiały niczym króliki z kapelusza,
mógłby PiS ogłosić, że w związku z procederem ukrywania przez państwowe instytucje
istotnego materiału dowodowego nawet przed tymi, którzy formalnie powinni mieć
do niego dostęp, nie widzi innej możliwości jak tylko wrócić do sprawy zaraz po
tym, jak się władza zmieni. Po czym zakończyć działalność zespołu
parlamentarnego, wręczyć kwiaty ekspertom i panu Antoniemu Macierewiczowi prosząc
przy tym tego ostatniego, by sobie po wysiłku włożonym w całe przedsięwzięcie
jakiś czas odpoczął.
Nie byłoby go wiec w pierwszym szeregu
gdy przyjdzie rywalizować o zdecydowanie wyższe stawki niż ta przegrana
ostatnio. Bo choć niektórzy mówią, że społeczeństwo ze strachu przed Kaczyńskim
się wyleczyło to kto wie, czy właśnie postać Macierewicza nie jest najprostszą
droga powrotu tej przypadłości. Choć jest pan Antoni człowiekiem po wielekroć
zasłużonym, przysłużyć się ewentualnemu zwycięstwu swej partii nie jest w
stanie absolutnie. I nawet jeśli on tego nie rozumie, rozumieć powinien ktoś,
kto w tym interesie ma coś do powiedzenia. Na tyle, by faktycznie mógł
Macierewicz odpocząć. Choćby jakiś czas.
Drugą korzyścią byłoby odebranie
medialnego „pewniaka” w walce z PiS-em specjalistom od „debeściaków”
zatrudnionym w zaprzyjaźnionych stacjach i redakcjach. Nie to, żebym wierzył,
że z nagła zamilczą. Nie zamilczą ale pretekstów będą mieć mniej. Ot, jakiś
przeciek z wojskowej prokuratury, na którym jednak tak, jak na przykład na blefie
eksperta, pojechać się nie będzie dało.
Oczywiście nic z tego nie wyniknie i
nikt nic nie zrobi. Właśnie przeczytałem opinię Girzyńskiego, że oczywiste
nieporozumienie Hofman to „najlepszy rzecznik jakiego miał PiS”. Współczuję
wiec PiS serdecznie i życzę by kiedyś miało więcej szczęścia. No chyba, ze
gustuje w „Wietnamach”.
Spyta ktoś po co to pisze skoro sensu
to i tak nie ma. Sam nie wiem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz