sobota, 19 października 2013

Wyjście ze smoleńskiej pętli



Ostatnie zdarzenia wokół śledztwa smoleńskiego paradoksalnie dają szansę na przegrupowanie sił i przewartościowanie taktyki. Ktoś może uznać, że bredzę ale mam na myśli działania podejmowane w tej sprawie przez Prawo i Sprawiedliwość. No bo jaka szansa skoro mamy kompromitację Rońdy a z nim Macierewicza? Słowem całkowitą wtopę PiS i radość wrogich sił, w szczególności mediów zaprzyjaźnionych z kim innym.
Już samo to stanowi jakąś tam szansę. Od dość dawna widać, że Smoleńsk, który miał być „gwoździem do trumny” obecnej władzy jest raczej najskuteczniejszym „batem na PiS”. Który wyciągany jest wtedy, gdy nic innego już nie skutkuje.
Sprawa Rońdy czy też z Rońdą pokazała a przynajmniej powinna pokazać tym wszystkim, którzy dotąd traktowali cały przekaz płynący od Macierewicza i jego zespołu jako prawdę absolutną, że przy tak delikatnej materii zawsze trzeba być ostrożnym. Oczywiście wiem, że to wołanie na puszczy i na takie refleksje nie ma co liczyć. Ewentualnym obrońcom Antoniego Macierewicza chciałbym zwrócić uwagę na jeden, jakże istotny by nie powiedzieć symptomatyczny szczegół. Gdyby teraz nagle któryś z ekspertów zespołu parlamentarnego przyznał, że swoje badani prowadził w oparciu o założenia wzięte z powietrza czy innego równie niewłaściwego miejsca, do Macierewicza trudno byłoby mieć pretensję gdyż nie jest on specjalistą w dziedzinach, w których fachowcami są eksperci i sam z siebie szans na weryfikację ich stwierdzeń nie ma żadnych. Co innego gdy okazuje się, że nie istnieje jeden z dowodów materialnych, traktowanych jako istotny argument w twej sprawie. To, czy jest czy nie ma mógł zweryfikować każdy, nie tylko Macierewicz. A, że nie zrobił? To jego kompromitacja w stopniu niewiele mniejszym niż Rońdy. W tym rzecz.  W tym, że teraz łatwo będzie bagatelizować czy deprecjonować wszystko, co zespół Macierewicza wyartykułuje. To zaś sprawia, że traci rację bytu jego istnienie.
Oczywiście nie mam wątpliwości, że Macierewicz, o ile się go nie zatrzyma, będzie w sprawie Smoleńska nadal wykazywał aktywność a nawet nadaktywność. On znalazł się w matni, z której chyba trudno mu byłoby wyjść. Smoleńsk jest w tej chwili jego być albo nie być. Dla PiS natomiast nie jest. Nie powinien być. Szczególnie w sytuacji, gdy partia nie jest, jak już napisałem, w stanie tej sprawy prowadzić czy wykorzystać bez poważnych strat. Na które, jak widać, pozwolić sobie nie może.
I tu ktoś zapyta gdzie ta szansa skoro partia znów w defensywie a, dla odmiany, Macierewicz ze swej ofensywy nie zrezygnuje choćby już nawet nie krew ale bebechy miała kosztować?
Szansa w ostatniej ofensywie zespołu Laska i zaprezentowanym, nieznanym wcześniej nikomu materiale dowodowym. Jeśli ktoś ocenia, że to okoliczność raczej dla PiS niekorzystna, mówiąc delikatnie, nie widzi wszystkich wariantów dalszego ciągu tej sprawy.
Bo, gdyby oczywiście wcześniej pozbywając się „stratega” Hofmana i jego durnych pomysłów na kolejne „Wietnamy”, PiS umiejętnie rzecz rozegrał, mógłby upiec na świeżo rozpalonym grillu dwie pożywne porcje. Być może nawet mogące zapewnić w jakiejś przyszłości kolejne przybranie na wadze.
Korzystając z „przysługi” Laska i jego ekipy, wyjmujących kolejne, nieznane dotąd materiały niczym króliki z kapelusza, mógłby PiS ogłosić, że w związku z procederem ukrywania przez państwowe instytucje istotnego materiału dowodowego nawet przed tymi, którzy formalnie powinni mieć do niego dostęp, nie widzi innej możliwości jak tylko wrócić do sprawy zaraz po tym, jak się władza zmieni. Po czym zakończyć działalność zespołu parlamentarnego, wręczyć kwiaty ekspertom i panu Antoniemu Macierewiczowi prosząc przy tym tego ostatniego, by sobie po wysiłku włożonym w całe przedsięwzięcie jakiś czas odpoczął.
Nie byłoby go wiec w pierwszym szeregu gdy przyjdzie rywalizować o zdecydowanie wyższe stawki niż ta przegrana ostatnio. Bo choć niektórzy mówią, że społeczeństwo ze strachu przed Kaczyńskim się wyleczyło to kto wie, czy właśnie postać Macierewicza nie jest najprostszą droga powrotu tej przypadłości. Choć jest pan Antoni człowiekiem po wielekroć zasłużonym, przysłużyć się ewentualnemu zwycięstwu swej partii nie jest w stanie absolutnie. I nawet jeśli on tego nie rozumie, rozumieć powinien ktoś, kto w tym interesie ma coś do powiedzenia. Na tyle, by faktycznie mógł Macierewicz odpocząć. Choćby jakiś czas.
Drugą korzyścią byłoby odebranie medialnego „pewniaka” w walce z PiS-em specjalistom od „debeściaków” zatrudnionym w zaprzyjaźnionych stacjach i redakcjach. Nie to, żebym wierzył, że z nagła zamilczą. Nie zamilczą ale pretekstów będą mieć mniej. Ot, jakiś przeciek z wojskowej prokuratury, na którym jednak tak, jak na przykład na blefie eksperta, pojechać się nie będzie dało.
Oczywiście nic z tego nie wyniknie i nikt nic nie zrobi. Właśnie przeczytałem opinię Girzyńskiego, że oczywiste nieporozumienie Hofman to „najlepszy rzecznik jakiego miał PiS”. Współczuję wiec PiS serdecznie i życzę by kiedyś miało więcej szczęścia. No chyba, ze gustuje w „Wietnamach”.
Spyta ktoś po co to pisze skoro sensu to i tak nie ma. Sam nie wiem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz