wtorek, 29 października 2013

Gdyby choć Protasiewicz wydupczył tego pana…



Żałować wypada chyba, że ów pan, który drugiemu panu w ramach „demokracji wewnątrzpartyjnej”, obowiązującej w Platformie Obywatelskiej, oferował, obiecywał czy jak by tego nie nazwać, robotę w KGHM-ie, w zamian chciał tylko „głosu na Protasiewicza”. Po Wałbrzychu, po recydywie lubuskiej, zwieńczonej czymś na kształt stosunków feudalnych, po „cudach rozmnożenia” przez „pompowanie” w Małopolsce i w mateczniku tegoż Protasiewicza to już pewnie wrażenia na zwolennikach PO nie robi. Myślę, że oni nawet wierzą, że w „dojrzałych demokracjach” to wręcz reguła. Świadcząca tylko, że Protasiewicz, „dmuchacz” Raś czy ci obdzielający gruntami goście z Gorzowa to politycy najbardziej biegle operujący demokratycznymi mechanizmami. I w duchu przekonujący sami siebie, że przecież Schetyna też mógł ten KGHM obiecać. Tak właśnie chyba pomyśleli co najwyżej.

Wypada zatem żałować, że ów pan, który drugiemu panu w ramach „demokracji wewnątrzpartyjnej”, obowiązującej w Platformie Obywatelskiej, oferował, obiecywał czy jak by tego nie nazwać, robotę w KGHM-ie, w zamian nie oczekiwał, że ten drugi pan da się panu Protasiewiczowi wydupczyć. Bo chyba tylko coś takiego, znane skądinąd jako „praca za seks” byłoby w stanie wzbudzić w zwolennikach PO refleksję, że chyba są robieni w chuja.
Proszę o wybaczenie ostrości użytego sformułowania ale nic innego nawet w przybliżeniu celniej nie oddaje tego nagromadzenia przykładów na to, że Platforma Obywatelska ze swej nazwy rozumie jak na razie tylko pierwsze słowo. A i to nie na pewno.

Choć z drugiej strony sławetne „pompowanie kół” aż po ową staruszkę z Wrocławia, zapisaną do „koła marketingu politycznego” można od biedy uznać za chęć włączenia w partyjną pracę jak najszerszego spektrum obywateli. Jeśli rzecz jasna jest się naiwnym idiotą.

Jeśli już coś mnie dziwi w związku z ujawnieniem „taśm Protasiewicza” to to, że nie dotarły do mnie żadne informacje, że opuścił ten łez padół pan Piotr Stasiński, opoka i podpora „Gazety Wyborczej”. Pamiętając jak go omal szlag nie trafił czy tam wylew nie powalił gdy z anteny TVN-u krzyczał „Cała Polska to widziała!!!” na okoliczność „taśm Beger”. Skoro one tak nim wstrząsnęły, to te powinny tym bardziej. W końcu powstały gdy już tamte „cała Polska widziała” więc są przejawem stokroć większej bezczelności.

Ale pan Stasiński najwyraźniej od tamtego dramatycznego zdarzenia na antenie nabrał wytrzymałości. Może osiągnął nawet ten poziom, który prezentuje pan Tomasz Nałęcz, perrorujący (z właściwym dla siebie pomieszaniem elokwencji i nietuzinkowej inteligencji, którą swego czasu zasłużył na ocenę „głupszego profesora w życiu nie widziałem”) „- Jak mówił Bismarck, zwykli ludzie nie powinni wiedzieć, jak się robi parówki i jak się robi politykę. Sytuacja jest niesmaczna, chociaż jest dosyć częsta. Nie zdziwiłaby mnie w żadnej partii.”*

Ja się nie dziwię, że się pan Nałęcz nie dziwi. Znając jego polityczny rodowód dziwiłbym się gdyby akurat go to zdziwiło. Tym bardziej nie dziwi mnie próba zamknięcia sprawy przez pana Grasia. W sposób który mógłby wzruszyć, gdyby dotyczył przedszkolaka dopuszczającego się zaboru mienia kolegi w postaci jakiegoś Hello Kitty tłumaczył on tego pana z początku tekstu (niejaki Wojnarowski Norbert, o którym dotąd chyba świat nie słyszał) „Mamy oświadczenie posła Wojnarowskiego, który mówi, że się zagalopował i że jest mu przykro.”  Nie dziwi bo sam pan Graś, który uparł się chyba stoczyć intelektualny pojedynek z Nałęczem, przyznał odważnie, że w tej sprawie sam miał pewien udział. „Rzecznik rządu przyznał, że spotkał się z Wojnarowskim. - Poseł Wojnarowski przyszedł poskarżyć się, że jego żona nie ma pracy. Więc usłyszał to, co słyszą w takich przypadkach wszyscy: chłopie, to nie jest biuro pośrednictwa pracy. Jesteś z Dolnego Śląska. Jeśli szukasz pomocy, masz tam Schetynę, masz Protasiewicza. Pytaj ich. Tutaj na pewno miejsca pracy nie znajdziesz - mówił Graś.

Na samym początku miałem zamiar tekst zatytułować „Ludzie ortalionu”. Pomysł, pożyczony od nieżyjącego już malarza i lidera zespołu Düpą**, Piotra Marka, znakomicie oddaje doskonałą odporność, nieprzemakalność gości w rodzaju Protasiewicza, Grasia, Nałęcza na takie pojęcia jak wstyd czy przyzwoitość. Pasuje też do tych wszystkich, którzy od lat są konsekwentnie dupczeni przez gości w rodzaju wymienionych wcześniej. Dla nich mam tylko radę by upewnili się, czy jest to jakiś tam rodzaj seksu bezpiecznego.



**
Clash do domu,
Clash do domu,
Idą ludzie ortalionu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz