Słowo hucpa w ostatnim czasie robi błyskotliwą choć
absolutnie niezasłużoną karierę. W piosence „Ładne słowa” Maria Peszek (wiem,
wiem, nie lubicie…) wylicza słowa, które jej zdaniem są ładne. Pilśnia,
hamulec, cumulus… Wymienia też słowa, które jej zdaniem są brzydkie. Wędlina,
rybitwa, żuchwa…*
Dla mnie słowo hucpa mieści się w tej drugiej
kategorii. Może ze względu na nadużywanie go w ostatnim czasie ponad miarę i
rozsądek. Tak bardzo ponad rozsądek, że polityków, którzy to robią a jeszcze
bardziej tak zwanych „ludzi kultury”, powtarzających za nimi, musze chyba uznać
za obdarzonych mikrą finezją i takimż zasobem słów prymitywów. No bo przecież
nie tępaków, którym podsyłać trzeba co mają mówić i jak mają mówić! I
oświadczam, że nie będę głosował na żadnego polityka, który od dziś przez
najbliższy miesiąc choć raz użyje słowa „hucpa”. Jest tyle ładnych słów,
którymi można je zastąpić. Granda, tupet, bezczelność… To ostatnie brzmi
szczególnie ładnie.
Hucpę zaś zostawmy na szczególne okazje gdy ręce będą
nam opadać poniżej poziomu morza. Na przykład na okoliczność osobliwej
publikacji spółki autorskiej Jacek Żakowski & „Gazeta Wyborcza”. Redaktor
opublikował tekst „W jak wariaci, czyli co zostanie ze stolicy”, który na stronie
„Wyborczej” już jest albo do kupienia albo do zobaczenia tylko we fragmencie,
ale za to w tym najbardziej imponującym. Ujawniającym co, jak napisał
publicysta „dla mojego (od pokoleń) miasta znaczyła Godzina W, której drugą odsłoną
ma być - choć PiS z mówienia o tym wycofuje się rakiem - stołeczne referendum.”**
„Wyborcza” natomiast na swej stronie głównej rzecz opatrzyła tytułem
odredakcyjnym brzmiącym bodaj (przypominam z pamięci bo już go nie ma) „Rządy
PiS w Warszawie spowodują ogromne zniszczenia”. Ktoś powie, że to
zasługuje na „Hienę roku”. Nie zgodzę się z tym absolutnie! Hienie można
zarzucić brak kultury przy posiłku i, ogólnie, skandaliczną higienę osobistą.
Nie można natomiast tego, że szuja z niej i bydle ostatnie. Jest, jaka jest, bo
taką ją Bóg stworzył czy tam natura wyewoluowała. I choćby nawet chciała jeść
na porcelanie i białym obrusie, chodzić będzie nadal ze śmierdzącą i upaćkaną
mordą.
Gdyby chcieć skopiować styl publicystyczny Jacka
Żakowskiego, można by napisać tekst o tym, że Żakowski najpewniej w latach
50-tych XX wieku strzelałby AK-owcom w potylicę. Skoro jemu Godzina W kojarzy
się głownie a może nawet wyłącznie z ruiną Warszawy, da się to jakoś uzasadnić,
podłączając go z tą jego opinią do stada ówczesnych ubeków, uważających czy tam
przedstawiających Bora, Andersa, AK i całe Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie za
„pomocników Hitlera”. To ten sam poziom publicystyki.
Wracając zaś do finezji warto pochylić się nad jednym
z koronnych argumentów, którym szczególnie chętnie w publicznych debatach
szafują obrońcy pani Hanny Gronkiewicz-Waltz. Poza hucpą ową nieszczęsną. Lubią
oni, co pokazuje choćby stanowisko Seweryna Blumsztajna podczas ostatniej debaty
zorganizowanej, a jakże, przez „Wyborczą”, tłumaczyć, że nie pójdą na
referendum, bo nie chcą być „pożytecznymi idiotami”.*** Czemu upierają się być
idiotami niepożytecznymi czy wręcz szkodliwymi to już pozostaje ich słodką
tajemnicą. Może chcą po prostu być w zgodzie z etosem. Etosem idioty rzecz
jasna, który bardzo rzadko i jakby przypadkiem potrafi być pożytecznym.
Najzabawniejsze jest natomiast to, że jak by się
starali, tymi „pożytecznymi idiotami” są czy tam wkrótce będą. Pożytecznymi z
punktu widzenia identyfikowanych przez siebie politycznych przeciwników.
Możliwe jest nawet to, że w tym swoim idiotycznym utylitaryzmie zaliczą
kumulację. Kto wie czy cała ta kampania na rzecz bojkotu referendum nie
przyniesie skutku odwrotnego od zamierzeń. O tym przekonamy się za kilka
dni. Nie mam jednak wątpliwości, że za
jakiś czas ich aktywność zaprocentuje. Zaprocentuje wówczas, gdy w zdecydowanie
ważniejszych wyborach punkt widzenia ich pupili diametralnie się odmieni.
Myślę, że z perspektywy obecnej akcji propagandowej znacznie trudniejsze a może
wręcz niemożliwe będzie nawoływanie a by „zmieniać Polskę, iść na wybory” czy
choćby „zabrać babci dowód”. Niemal „od zawsze” a teraz to już szczególnie
widać, że losy obecnej władzy opierać się będą wówczas na statystyce. Na
statystyce, w której duża frekwencja oznaczać będzie ratunek a mała klęskę. I
wtedy „pożyteczni idioci” będą mieli problem. Bo robienie „z mordy cholewy” czy
tam z siebie „propagandowej dzi…” znaczy „kobiety lekkich obyczajów” może
finalnie nie popłacać. I będzie to z pożytkiem dla kogoś innego niżby sobie
życzyli.
**http://wyborcza.pl/1,75968,14732716,W_jak_wariaci__czyli_co_zostanie_ze_stolicy.html#ixzz2h6wUwjOj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz