Ledwie okazało się, że odwołanie
Hanny Gronkiewicz-Waltz jest nie tylko możliwe ale bardzo prawdopodobne,
sytuacja stała się znacznie bardziej dynamiczna a sugerowane scenariusze coraz
ciekawsze. Ten ostatni to pomysł szybkich wyborów Prezydenta Warszawy, słyszany
ponoć coraz mocniej z decyzyjnych trzewi Platformy Obywatelskiej. Można oczywiście
założyć, że Platforma po prostu postanowiła być wreszcie zwyczajnie obywatelska
a nie kombinująca przy demokracji jak Adam Słodowy albo pomysłowy Dobromir ale to
byłoby zbyt proste. Proste odpowiedzi i Platforma Obywatelska nijak chyba nie
dają się ze sobą pogodzić.
Niewątpliwie inspiracją były sondaże,
w których pani Gronkiewicz Waltz miała być faworytką takiej przyspieszonej
elekcji. Korzyść więc taka, że warszawa byłaby znów „Obywatelska” a nikt by
platformie przed oczami nie wymachiwał komisarzem, który z wieloma sprawami
może się kojarzyć ale najmniej z demokratycznymi procedurami.
W związku z tym scenariuszem i tymi
korzystnymi dla rządzącej partii i dla pani Waltz rokowaniami już zaczęło się
dzielenie skóry na niedźwiedziu. Dziś słuchałem sobie w radiowej Trójce jak
starała się to zrobić p[ani Michniewicz, biorąc na spytki Adama Hofmana.
Skupiając się głownie na tym, czy PiS poprze w ewentualnej drugiej turze
Ryszarda Kalisza. Ja już pominę to, że mógł się pani Michniewicz i niedźwiedź i
linia podziału pomylić. Zostańmy przy tych szacunkach. Jak podaje Millward
Brown (badanie dla TVN24) gdyby doszło do elekcji dziś Hanna Gronkiewicz-Waltz
(PO) uzyskałaby 30 proc. Głosów, drugie
miejsce przypadłoby Ryszardowi Kaliszowi (kandydat stowarzyszenia Dom
Wszystkich Polska) – 22 proc. trzecie zająłby kandydat PiS – Piotr Gliński 12
proc., Piotr Guział, który uzyskał 8 procent. 5 proc. Ankietowanych poparłoby
Marka Balickiego, Ludwika Dorna 2 proc. ankietowanych, tyle samo za Przemysława
Wiplera.* I teraz odpowiedzmy na istotne pytania. Czy PiS musiałby popierać
Ryszarda Kalisza aby Hanna Gronkiewicz Waltz nie wygrała tych wyborów? Czy
musiałby w ogóle kogokolwiek popierać? Czy Gronkiewicz Waltz w takiej sytuacji
miałaby szanse wygrać?
Rozkład głosów i osoby poszczególnych
kandydatów wskazują na taki rachunek, w którym już dziś, bez żadnej kampanii wyborczej
obecna Prezydent przegrywa decydującą turę a PiS nie musi wcale przykładać ręki
do zwycięstwa Kalisza. Próba przewidzenia przepływu głosów wskazuje, że o ile
Gronkiewicz Waltz nie ma skąd czerpać dodatkowych głosów to Kalisz owszem. Ma w
rezerwie potencjalnych wyborców Guziała i Balickiego. Zaś PiS, SP i
Republikanie po prostu mogą na to tylko patrzeć.
A mamy jeszcze kampanię. Tu akurat
trudno liczyć, że sztab obecnej włodarz miasta może jeszcze wyciągnąć jakiegoś
królika z kapelusza. Do styczniowego terminu wiele wybudować już się nie zdoła
a nie będzie nawet trawy do malowania na zielono.
W tym czasie może oczywiście zmienić
się układ sił między konkurentami Gronkiewicz Waltz. Z pozoru rzecz jest prosta
bo sama elekcja to w zasadzie taka prowizorka, na kilka krótkich miesięcy. Zatem
PiS i inni spokojnie mogliby zaoszczędzić kasy i energii na termin jesienny.
Tyle, że oddawanie prezydentury Kaliszowi czy komukolwiek to jednak ryzyko.
Nawet nie chodzi o to, co demonstruje obecna władza Warszawy, dowodząc takiej
misterii w „krzywym szyciu” demokratycznych reguł, jakby się tego nauczyli w
1948 r. gdy komuchy przejmowały Czechosłowację. Chodzi bardziej o to, że przez
te kilka miesięcy Kalisz może postarać się o jakieś „osiągnięcia”, które mocno
podniosą mu procenty. Pomijając to, że już na starcie będzie miał bonus, jaki
ma się zawsze startując z pozycji ubiegającego się o reelekcję.
Trudno więc zdecydowanie stwierdzić,
co komu najbardziej opłaca się w tej sytuacji. Niemniej cieszy to, że radość PO
może być zdecydowanie krótsza niż sądzi. A to też jest plus.
Ktoś powie „No nie! Oddawać władze
Kaliszowi?!” Może nie koniecznie „oddawać”. Ale nawet jeśli, to pozostaje
odpowiedzieć sobie na w sumie dość durne pytanie: „Bardziej nie lubię Kalisza
czy Gronkiewicz Waltz?”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz