Kobieta Moja Kochana podsunęła mi „Paradyzję”
Janusza Zajdla. Jednym z motywów tej antyutopii jest zarządzany przez komputery
system kontroli, którzy analizuje wypowiedzi mieszkańców kolonii kosmicznej
Paradyzja i jeśli uzna, że znajduje w nich jakieś treści groźne dla
społeczności (czytaj „dla władzy”) Paradyzji, obniża komuś takiemu „współczynnik
człowieczeństwa”. To dotkliwa kara gdyż Paradyzja ma krążyć wokół bogatej w
mineralne zasoby ale niezbyt gościnnej planety Tartar, na którą zsyłane są jako
górnicy osoby, którym wspomniany współczynnik spadł nadmiernie.
Obywatele Paradyzji stworzyli więc
sposób komunikowania się werbalnego (w kolonii pismo i pisane teksty były
zabronione) zwany koalangiem, służący do ogłupiania systemu kontroli. Opierał
się on na skojarzeniach, aluzjach, przenośniach, które były czytelne dla
rozmówców a przez sztuczną inteligencję odbierane jako neutralne i niegroźne.
Kiedy wysłuchałem nagrania rozmowy
pana posła Wojnarowskiego z PO, oferującemu coś tam partyjnemu koledze za coś tam,
pomyślałem, że wobec tego kompromitującego partię przecieku kompromitujących
polityków partii materiałów w PO powinny ruszyć natychmiast prace nad własną
wersją koalangu. Który to slang czy tam metajęzyk uchroni w przyszłości „wewnątrzpartyjną
demokrację” przed wszelakimi „schetynami” wyposażonymi w magnetofoniki i
kamerki i nagrywającymi kolegów próbujących w mozole budować nam świetlaną
przyszłość. By żyło się lepiej…
Okazuje się jednak, że wkład PO w
rozwój naszej demokracji zdecydowanie wyprzedza nasze wyobrażenia. Poniżej
fragment ujawnionej dziś, kolejnej rozmowy działaczy tej partii na Dolnym
Śląsku. Gdyby nie trąbiły o niej media, ogłosiłbym konkurs z nagrodami, którego
celem byłoby objaśnienie o cóż może chodzić gawędzących sobie dolnośląskim
politykom Platformy Obywatelskiej.
„ Borkowski (radny PO z Polkowic): - Paweł, moim
zdaniem to jest jakaś tam nasza szansa, mówię ci. Stagnacja albo ewentualnie
jakiś skok. Tak mi głupio o tym mówić, ale to też jest jakaś informacja. Paweł
ma egzamin państwowy zrobiony…
Jaros(poseł PO): - Do…
Borkowski: - No, no… Nie trzeba, ale fajnie, że masz. Wiemy, o co chodzi.
Jaros: - Tak mi się wydaje, że wiemy, o co chodzi. Tam w takim budynku w
podziemiach się go zdaje, tak?
Frost (nagabywany szef koła PO w Legnicy): - No.
Jaros: - To wiem, jaki egzamin. Do wykorzystania.
Frost: - Cała ekipa, jak myśmy tutaj kurs robili… Sporo tych osób było a jeden
zdał.
Jaros: - Ty.
Frost kiwa głową.
Borkowski: - A w Nocie robiłeś czy gdzie?
- No.
Borkowski: - Ja też robiłem w nocie, tylko nie pojechałem na egzamin. Trudny był
ten egzamin, nie miałem czasu się uczyć. Chodzi o to, że ja mieszkam tu, gdzie
mieszkamy a tu, gdzie my mieszkamy, nie trzeba mieć egzaminu.
Frost: - Spokojnie, bez napinki.”*
Prawda, że enigmatyczny tekst? Szczególnie
piękny jest ten fragment „Tam w takim
budynku w podziemiach się go zdaje, tak?” sugerujący nieomal, że chodzi na
przykład o jakieś podchody albo zabawę w Indian. No i „Chodzi o to, że ja mieszkam tu, gdzie mieszkamy a tu, gdzie my
mieszkamy, nie trzeba mieć egzaminu”. Musi to być niesamowicie fajna „miejscówka”!
Jak dla mnie panowie nie potrzebują
egzaminu z koalangu bo właśnie go zdali celująco. „Bez napinki”, że się spróbuję
wczuć w klimat rozmowy.
Na koniec wyjaśnię, że Paradyzja
okazała się oczywiście wielkim kantem. Nam zaś pozostaje zasugerować, by PO zaczęła
używać na przykład nazwy Paradyzja Obywatelska i żywić nadzieję, że co niektórzy
jej członkowie prędzej czy później trafią do innego „takiego budynku w
podziemiach”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz