Ja rozumiem, że obwieszczenia były za
małe, że nieboszczyki, dopisane do list nie wypełniły swego obywatelskiego
obowiązku pozostając na kwaterze zamiast lecieć żwawo do urn i w ogóle przez
jakiś czas w samym środku Polski mieliśmy Białoruś. Jednakże nawet, także i w
takiej sytuacji facet musi pozostać facetem.
Jak rozumiem, ba, pewien jestem,
gdyby udało się jednak odwołać Hannę Gronkiewicz Waltz, nikt by afery z tych
obwieszczeń, nieboszczyków i tej
Białorusi nie robił. I to mnie dziś denerwuje bardziej niż wszystkie zadowolone
gę… oblicza partyjniaków Platformy na czele z mega zadowoloną gę… obliczem
samej pani Prezydent.
Tak naprawdę na szacunek
zasługiwałoby zamknięcie wczorajszego boju o stolicę jednym szczerym i prostym
zdaniem. „Daliśmy ciała”. Bo tak faktycznie się stało. Nie inaczej. Mam takie poczucie, że w tej sprawie ci,
którzy dziś najgłośniej gardłują nad zgwałconą demokracją, spokojnie mogli nie robić
nic a efekt bez wątpienia nie byłby gorszy. Jeśli jednak zdecydowano się z
lokalnego referendum zrobić istną bitwę o galaktykę i w dodatku zadbano o to by
nikt nie miał co do wymiaru starcia wątpliwości to teraz trzeba zachować się
jak gość, który ile by nie dostał po twarzy, prędzej zginie niż się rozpłacze.
Bo to może nie najestetyczniejsze ale bez wątpienia najbardziej honorowe
wyjście.
Honor. Znów łapię się na tym, że
staram się desperacko dopasować to słowo do naszej sceny politycznej.
Przepraszam, więcej już tego nie zrobię. Myślę że przede wszystkim dlatego, że
będę miał przed oczami tych, którzy dziś smarczą zamaszyście wyliczając wszystkie
milion powodów tego, że jest jak jest poza jednym, tym, że są tak beznadziejni.
Na myśl przychodzi mi znów anegdota o carze zapytanym na manewrach przez
dowódcę baterii, który najpewniej chciał się władcy podlizać, jak poprawić
skuteczność strzelania.
„Nabit mordu trietiemu nawodcziku”
(Dać po mordzie trzeciemu celowniczemu). I myślę, że jest to najlepsza rada,
dla tych, którzy dziś marzą się choć jeszcze parę dni temu zdawali się być
panami Warszawy. O mało co…
Moja rada, której nikt nie posłucha bo
w zasadzie kto ja jestem, żeby mnie słuchano, jest dokładnie ta sama co po żałosnym
epilogi wygranego boju o Podkarpacie. I dokładnie ta sama co carska sugestia.
Sprowadza się do tego, żeby wreszcie podziękować mówiąc delikatnie a bez
ogródek „nabit mordu” i wykopać pana Hofmana. Którego to uważam za głównego
architekta obecnego etosu partii, która na swoje nieszczęście uczyniła go swoją
„twarzą”. Etosu, który sprowadza się do przekonywania, że wszyscy podkładają nogi
i do zawstydzającego pobekiwania po każdym upadku. Ja oczywiście wiem, że pan
Hofman pobekuje przede wszystkim w swojej osobistej sprawie. I sugeruję by wyłącznie
do osobistych spraw ograniczyć aktywność obecnego pana rzecznika. Nie może nim
chyba być ktoś tak radykalnie pozbawiony wyobraźni. Ja wiem, że jest pan
rzecznik uosobieniem „pijanego ale bitnego wojska”. Jednakże pozwolę sobie
zauważyć, że „pijane wojsko” miewa w zwyczaju w szczególności bicie głową w ścianę.
Co nie skutkuje niczym szczególnie pożądanym.
Wiem, przemawia przeze mnie złość.
Wielka złość. W końcu dałem się nabrać. Przepraszam za to, że sam też zacząłem dzielić
skórę na niedźwiedziu. Więcej tego nie zrobię. Wstyd mi, że widząc i wiedząc do
czego zmierza „odbijanie Warszawy” przez Hofmana nie powiedziałem wprost „co wy
do wuja krzywego wyprawiacie?!!!!!” Nic by to nie pomogło ale przynajmniej bym
miał satysfakcję, że próbowałem. Teraz pozostaje mi tylko zasugerować komuś,
kto tym wszystkim kręci. „Albo on albo ja”. Tyle. Nie, żebym jakoś szczególnie
wierzył, ze komukolwiek na mnie zależy. Jakby zależało…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz