czwartek, 17 października 2013

Bantustan czyli najbardziej obciachowa partia III Rzeczypospolitej



Taka historia sprzed lat mi się przypomniała. Kiedy jeszcze chodziłem do szkoły podstawowej, mocno udzielałem się w harcerstwie będąc, jak mawiał Tubka Starszy* harcerzem rasowym. Wszystko zmieniło się gdy poszedłem do liceum bo raz, że zaczął się „karnawał Solidarności” w którym nic już nie było ani proste ani oczywiste a po drugie na tym szczeblu zamiast harcerstwa działała HaeSPeeS (HSPS) czyli Harcerska Służba Polsce Socjalistycznej a w niej być rasowym chyba się po prostu nie dało. W takich oto „okolicznościach przyrody” wpadł któregoś dnia do mojej klasy jeden z matematyków, mający w zakresie „czynności dodatkowych” opiekę nad „czerwonym harcerstwem” i zapytał, kto chce się do HSPS-u zapisać. Nie zgłosił się nikt więc lekko zdenerwowany spytał, kto wcześniej był w harcerstwie. Tak gdzieś 85% klasy podniosło ręce. Wkurzył się.
- Co to ma w ogóle być?! Harcerze ot tak znikać nie mogą! – wykrzyknął. I zapisał wszystkich. Nawet tych, którzy ręki nie podnieśli. Nic się dalej nie działo ale statystykę robiliśmy jak trzeba. Ku chwale „socjalistycznej biało-czerwonej” dla której „myśli i czyny i uczuć żar”.
Przypomniałem sobie tę historyjkę czytając kolejny odcinek historyjki jak najbardziej aktualnej. Opowiadającej o „wyborach wewnętrznych” w Platformie Obywatelskiej. Ten cudzysłów, jak wskazuje wspomniana lektura, jest jak najbardziej na rzeczy.
Ktoś zapyta co zdarzenia z mej młodości czy tam dzieciństwa mają wspólnego z „polityczną rywalizacją" we wnętrzu czy tam wręcz wnętrznościach partii rządzącej? Z pozoru niewiele albo i zgoła nic. Ale w obu przypadkach chodzi o jakąś tam liczbę ludzi i statystykę. W mojej historii akurat o ludzi, którzy się zawieruszyli karygodnie i niezrozumiale a w tej obecnej o ludzi, którzy cudownym sposobem się pojawiają.
Natomiast tym, co różni obie opowiastki to to, że mnie do HSPS-u zapisano raz i raz mną nadęto statystykę a w PO jest to zjawisko może i rzadkie ale cykliczne. Niczym trudne do przeoczenia czy raczej zignorowania kwitnienie Amorhophallus titanum. No i moja działa się, jakby nie było, w PRL-u a ta…
I to jest dla mnie jakiś tam fenomen. Bo jak go nie nazywać, mamy niewątpliwie do czynienia z procederem, którzy byłby może nawet nie do zaakceptowania ale choć do zrozumienia w jakimś tam bantustanie, gdzie szefem partii byłby jakiś tam Czombe czy inny Mugabe ale nie w „najdynamiczniejszym kraju Unii Europejskiej”, budzącym ponoć zazdrość nawet w samej Wielkiej Brytanii. Jeśli na dodatek przejmiemy się treścią listu, jaki do Czomb… do szefa partii wysłała Bożena Sławiak, tejże partii posłanka na Sejm, ów bantustan mocno osadzony jest w Średniowieczu, gdzie wierność wasali kupuje się za grunt czy tam dobra ziemskie. Zaś najbardziej imponującą częścią tego fenomenu jest to, że cykliczne kwitnienie Amorhophallus titanum zwanego Platformą Obywatelską nijak nie odstręcza od niej tłumów artystów, karolaków różnych i nechrebeckich, intelektualistów żakowskich, markowskich czy czapińskich oraz reszty oczytanych dziewczynek i chłopczyków, uważających, że ocieranie się o to przynosi splendor i dobrze świadczy. Oni wszyscy jakoby coś tam w głowach mają…
Oczywiście można się sprzeczać co do tego obciachu. Bo na przykład PiS… czy PSL, albo  choć SLD. Otóż nie. Można PiS-owi zarzucić obłęd, złowrogość, faszyzm nawet czy komunizm wedle upodobania. PSL to stado wyrachowanych spryciarzy, najlepiej wiedzących do czego służy widelec i łyżka no a wreszcie czerwoni to mistrzowie mimikry potrafiący  przekonać nawet, że komuch z maturą, „lubiejący” sobie wypić do przygania, może być na przykład najlepiej wykształconym politykiem-socjaldemokratą o nienagannej kulturze bycia. Ale to wszystko są zarzuty poważne. Nie to, bez najmniejszych wątpliwości, co zapisywanie tatka, dziatka, bratka, pięciu nieboszczyków, przechodzącej przypadkiem mimo zakonnicy i psa sąsiadki do tego czy innego koła żeby tylko zostać „baronem” Platformy Obywatelskiej w Wólce Parchatej. Na drugą czy trzecią kadencję. I to jest obciach że oni się tego nawet nie wstydzą. Nic a nic! To przecież nawet Nitrasa zbrzydziło! No a to nie takie łatwe…


* Jedna z istotnych choć nie pierwszoplanowych postaci z książki „Osobliwe przypadki Cymeona Maksymalnego” Mistrza  Edmunda Niziurskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz