sobota, 5 października 2013

V Rzesza nie powstanie



Ktoś pewnie zapyta o tę IV, którą jakbym pominął. Niby racja ale zdaje mi się, że właśnie jej doświadczamy. Ma ona formę takiego elastycznego gluta, który niedbale opiera się jakoby na wolności, równości i braterstwie, demonstrowanej pełnymi  podziwu całowaniami dłoni, ale kiedy trzeba, kiedy zaczyna iść o pieniądze, pokazuje kto tu nosi spodnie i czemu są one od Hugo Bossa. Taka Rzesza to może sobie trwać bo skupia się ona właśnie na tym swoim survivalu i na robienie komuś nadmiernej krzywdy nie ma czasu.

Chodzi mi o taką formę Rzeszy, o której ostatnio wprost raczył bredzić nasz murowany kandydat do Oscara a wcześniej sugerowali ją nieśmiało śląski autonomista i biłgorajski przetwórca.
Oczywiście jasnowidzem nie jestem zatem stuprocentowej gwarancji na to, że nie powstanie jednak nie dam. Nie zapewnię nikogo, że kiedyś tam jakaś tam następna „ Andżela” czy inny „Gerhard” nie zdoła uwieść nas a przynajmniej naszych elit i nie sprawi, że się do niej czy tam do niego sami zwrócimy z adresem, że „przy Tobie stoimy i stać chcemy”. Może też zrobić to najbardziej klasyczną metodą, jaką wcześniej jej czy jego rodacy tworzyli poprzednie „wielkie Rzesze”. Tego nikt, kto zna historię wykluczyć nie może. Ja też.

Jak będzie to się zobaczy. Może nie ja, nie my ale ktoś kiedyś zobaczy. Mi chodzi o to, że V Rzesza z nami w składzie mentalnie nie ma szansy powstać.

Kiedy czytam, że za Odrą i Nysą Łużycką wybuchł kolejny skandal bo jakaś tam ważna polityczka, asystentka jeszcze ważniejszego polityka, okazała się wtyką Stasi a ów ważniejszy polityk od lat się wije i zapewnia, że z tąż Stasi nie miał nic wspólnego, pytam się z czym my byśmy mieli do tej Rzeszy iść?

My przecież jesteśmy na etapie bajek dla dorosłych, w których 100% tak zwanych agentów swą współpracę zakończyło już na podpisaniu zobowiązania i przyjęciu jakiegoś mniej lub bardziej uroczego pseudonimu po czym palcem nie kiwnęło by naszą rodzimą Stasi wesprzeć myślą mową uczynkiem czy choćby zaniedbaniem. Przez co ta nasza rodzima Stasi musiała skupiać się w wolnych chwilach na spisywaniu z domofonów list lokatorów. By się wykazać. Zasadniczo zaś, jak już po osiedlach nie latała od klatki do klatki, była taką bardziej profesjonalną i dyskretną zarazem Gwardią Szwajcarską, strzegącą ofiarnie bezpieczeństwa Ojca Świętego. Najpewniej przed KGB i GRU.

Oczywiście ktoś, znający realia za Odrą i Nysą, ubawiony moją ignorancją w sprawie stosunku współczesnych Nibelungów do Stasi, Ossie i takich tam, mógłby mi wyjaśnić, że tak naprawdę Nibelungi maja głęboko w dupie to, że ktoś kapował czy też tylko grę prowadził ze wschodnią bezpieką. Że to tylko takie tam, brzydkie zabawy elit.

No w tym właśnie sęk! Ja przecież nie twierdze, że to „proste Polaki” dają się usypiać bajkami o naszych „szlachetnych czekistach” i tych, którzy wcale im nie pomagali. Problem właśnie w elitach i ich złaknionego oddychania tym samym powietrzem otoczeniem, które w tej sprawie wykazują albo specyficzny rodzaj głupoty albo zwyczajnie palą głupa choć doskonale wiedzą o co chodzi. Nawet jeśli niemiecki elity są obłudne i cyniczne w tym oczekiwaniu „czystości”, dobrze to świadczy o jakimś tam, głęboko pod codziennym mięsem ukrytym kręgosłupie moralnym społeczeństwa. Który jeszcze a może i nigdy nie pozwoli ot tak, jak u nas, przejść do porządku nad tym, że się kapowało totalniakom.

U nas nie stanowi to problemu. I to na szczeblu znacznie wyższym niż asystent jakiegoś tam aspirującego polityka. Pomijając przy tym i to, że naprawdę dobrze to się mają nie tajni a jawni współpracownicy.

I teraz przyznam, ze jestem w kropce. Bo to, że w V Rzeszę „zlać się” nie możemy, cieszy mnie niezmiernie. Smuci natomiast to, że nie dlatego, że tacy z nas fajni twardziele ale dlatego, że nie  mamy predyspozycji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz