czwartek, 24 października 2013

Barbarzyńcy w dobrej wierze



Wiem, że w ocenie przyjętej przez sejm ustawy, która pozwoli przymusowo leczyć w ośrodkach zamkniętych osoby po wyrokach za ciężkie przestępstwa na tle seksualnym trudne czy wręcz niemożliwe jest pogodzenie zdrowego rozsądku z uczciwą oceną wspomnianego aktu prawnego. Rozsądek podpowiada, iż dobrze się stało, że w ten sposób gwarantujemy społeczeństwu większe bezpieczeństwo i najpewniej lepsze samopoczucie. Wszyscy a politycy w szczególności powinni starać się o to z całej mocy bo nikt nigdy nie może być pewien, że jego dziecko, partner czy krewny zawsze „przecież siedzi z tyłu”.
Tyle, że w moim odczuciu cała ustawa oparta jest, być może w różnych porcjach, na tchórzostwie i oszustwie. We wstępie do niej znajduje się objaśnienie, jakich sytuacji ma ona dotyczyć. Odnosi się do osób, które:
1. zostały prawomocnie skazane za przestępstwo popełnione z użyciem przemocy na karę pozbawienia wolności bez warunkowego zawieszenia jej wykonania,
2. w trakcie postępowania wykonawczego stwierdzono u nich zaburzenia psychiczne w postaci upośledzenia umysłowego, zaburzenia osobowości lub zaburzenia a preferencji  seksualnych,
3. stwierdzone u nich zaburzenia psychiczne mają taki charakter lub nasilenie, że zachodzi co najmniej wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu zabronionego z użyciem przemocy lub groźbą jej użycia przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności seksualnej i obyczajności, zagrożonego karą pozbawienia wolności, której górna granica wynosi co najmniej 10 lat.*
Jednym słowem, rozumiejąc rzecz literalnie, dotyczy osób, które zostały skazane za ciężkie przestępstwo czy przestępstwa seksualne jako osoby zdrowe a dopiero w trakcie postępowania wykonawczego czyli odbywania kary stwierdzono u nich zaburzenia psychiczne. To stwierdzenie to właśnie dowód tchórzostwa i to podwójnego. Bo sprowadzającego się do ukrycia faktu, że sądzi się u nas i skazuje osoby chore. A do tego przyzwalającego na tchórzliwe zachowanie sędziów, bojących się chyba uznawać tych przestępców za osoby chore. To pewnie ani rodzinom ani poinformowanej przez media o szczegółach takiej sprawie gawiedzi nie spodobałoby się więc lepiej skazać kogoś jako zdrowego a następnie, już w trakcie postępowania wykonawczego stwierdzić u niego zaburzenia psychiczne.
Oszustwem natomiast jest cała koncepcja tego „stwierdzenia w trakcie”. Nie mam wątpliwości, że twórcy tej legislacji od samego początku zdawali sobie sprawę, że nie chodzi o żadne „stwierdzenie w trakcie”. Ono samo w sobie jest kuriozalne gdyż sugeruje, że zdrowemu gwałcicielowi czy seryjnemu zabójcy na tle seksualnym odwali dopiero wtedy jak się go prawomocnym wyrokiem zamknie na lata w pierdlu. Albo, że nasi psychiatrzy dopiero wtedy są w stanie stwierdzić czy on wariat czy nie. Zatem oszukano nas a i my chętnie się oszukujemy, że tak, że dopiero wtedy zachorował jak już dostał wyrok. Dzięki czemu sędzia nie będzie odczuwał zbytniej potrzeby dociekania w postępowaniu przed sądem czy ma do czynienia z zimnym zbrodniarzem czy osobą chorą. Nie będzie narażony na gniew rodzin załamanych tym, że morderca bliskiej im osoby zamiast odbywać karę trafi na terapię. Nie będzie musiał się pocić tłumacząc do kamer i mikrofonów czemu nie dał zwyrodnialcowi zgnić w celi. Wreszcie nawet nie będzie musiał przejmować się tym, że da takiemu zbrodniarzowi 25 lat, które niejednemu uda się przesiedzieć, a nie dożywocie. No bo czym ryzykuje skoro „w trakcie się stwierdzi” i nawet po tych 25 latach będzie się mogło spokojnie spać.
Jest to bez wątpienia działanie, które może w jakiś sposób demoralizować system wymiaru sprawiedliwości. Bo to, że dziś zastanawiamy się nad tym co począć z dewiantami, którzy lada moment opuszczą nam więzienia i pojawią się w miastach, wsiach i przysiółkach, jest wspólnym efektem radosnej twórczości naszych prawodawców i ich biegłych w prawie doradców.
Cała sprawa przypomina mi sytuacje, gdy w naszym humanitarnym państwie gdzieś tam ktoś tam szczególnie okrutnie zabije dziecko czy na przykład młodą dziewczynę. Nagle powraca temat kary śmierci. A ja, choć nigdy nie ukrywałem, że jestem zwolennikiem „kary głównej” skowyczę „nieeee!!!!” bo nie tak się rozmawia o sprawiedliwości i jej wymierzaniu. To jest raczej rozmowa o zwyczajnym linczu wywołanym nagłymi emocjami.
Myślę, że te ponad 400 głosów za ustawą, która półgębkiem sugeruje, że niektórych sadzamy do więzienia choć powinniśmy leczyć, to efekt powiązania ze sobą kilku nośnych haseł. Krzywdzone dzieci, przestępstwa seksualne, seryjnie mordercy i gwałciciele. Jak się to ze sobą do kupy zestawi to dziwić może chyba już tylko to, że nie uchwalono tymi ponad 400 głosami ustawy o utylizacji osób po wyrokach za ciężkie przestępstwa na tle seksualnym.
Prawda jest natomiast taka, że z dobrych intencji i chęci naszych posłów narodził się stwór barbarzyński, który spokojnie dałby się zastąpić rzetelnie, odpowiedzialnie i przede wszystkim odważanie prowadzonym postępowaniem przygotowawczym i sądowym, w którym bez wątpliwości można by stwierdzić, czy ma się do czynienia ze zdeprawowanym bydlakiem, któremu dajemy dożywocie bez prawa do wcześniejszego zwolnienia czy wariatem, którego oddaje się lekarzom-specjalistom będąc pewnym, że tak długo będzie zamknięty na terapii, póki ci lekarze nie uznają z cała odpowiedzialnością, że nie zagraża już nikomu albo póki nie opuści tego padołu będąc wariatem do końca.
Żadne wymyślanie tego „stwierdzania w trakcie” nie jest potrzebne. Nam rzecz jasna. Nasi „obrońcy naszych interesów” takich rzecz potrzebują bezwzględnie. Wystarczy wszak podnieść rączkę i wdzięczny naród już wie, gdzie szukać swego dobroczyńcy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz