czwartek, 28 lutego 2013

Koniec europejskiego snu Tuska?



Tak w ogóle to nie wiem, czy kiedykolwiek śnił o Europie. Nie, nie chodzi mi o te sny w roli szefa państwa, bo akurat jeśli o to chodzi to nie mam wątpliwości, że śnił, śni i śnić będzie, póki sił mu starczy by przewodzić i wieść tę nasza Polskę.  Chodzi mi raczej o te sny dotyczące niego samego i tego, co mógł albo raczej chciał od Europy dla samego siebie. Może to, co się mówiło, tylko się mówiło.
Ogłoszona dziś informacja, że pan Tusk nadal trwa mać… znaczy ma trwać na czele swej partii. I jeśli wziąć pod uwagę to, co się z partią a raczej wokół niej teraz dzieje, można powiedzieć, że trwał będzie najpewniej do końca. Swojego lub jej. Donaldowi Tuskowi, jako Donaldowi Tuskowi źle nie życzę, więc stawiam na to drugie. A to może nastąpi szybciej niż się nam wydaje. Wszak w poniedziałek najpewniej wyrżnie swych zbyt mało nasiąkających tym, czym trzeba teraz nasiąkać braci.
Ale przecież ja nie o tym, że znów ktoś musi położyć głowę na ołtarzu kariery Donalda Tuska. Nie pierwsi ci, co wylecą najpewniej w poniedziałek, wtorek albo środę z partii i nie oni ostatni. A i poniedziałek, wtorek czy tam środa, wszystkie potencjalnie krwawe i też przecież nie ostatnie. Ja raczej o tym, że ten ołtarz kariery to po tylu latach, tylu staraniach i całej powolności Tuska tam i stanowczości tu jest chyba symbolem porażki.
Kiedy pojawiły się pogłoski o tym, że Tusk może już nie być zainteresowany kierowaniem partii było jasnym, że nie jest zainteresowany gdyż to już nie jego format czy tam rozmiar. A skoro jakoś tak skromnie zaprzeczano, tak aby, aby tylko, po to tylko… Właśnie. Na taką okazję chyba zaprzeczano by teraz, gotując się na kolejną kadencję na czele Platformy, mógł powiedzieć „Co? Ja do Europy? Kto to mówił?”
Przyznam szczerze, że rzeczywisty czy potencjalny krach europejskich czy może i światowych planów szefa PO to dobra wiadomość. I to wbrew pozorom nie tylko dla mnie i mi podobnych, którzy tego gościa nie trawią nawet, jakby go oblać karmelem i dodać takiej kolorowej posypki. Cieszyć powinni się i ci, co mają pana Tuska za ósmy cud świata i naszego „polityka tysiąclecia”.
Widząc, że łaszenie się do Andżeli czy Fransuły albo Władimira nie za bardzo się opłacało, może porzuci ten kierunek polityki zagranicznej, który nieodmiennie prowadził na głębokie tyły wyżej wymienionych i wymagał znacznych ilości wazeliny. I skupi się na naszych sprawach.
Może stanie się jak Cameron, Orban albo nawet i Kaczyński. W końcu skoro nie może liczyć na europejskie apanaże, może zawalczy o naszą historię, w której co prawda już się zapisał, ale chyba nie tak zamierzał.
Oczywiście może to tylko moje fantazje. Tym bardziej nieprawdopodobne, że przecież mówimy o Tusku. A w dodatku proszę sobie wyobrazić, co by to było, jakby się nagle Tusk opamiętał i stał trzecim Kaczyńskim. No toż lemingi chyba by po… no nieźle by ich mogło pokręcić. Też w sumie byłoby fajnie. Po prostu same zalety…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz