Dzień
dziś politycznie gorący więc i nie dziwota, że od czasu do czasu zerkam w telewizor
by się zorientować co z ta Polską na kolejnych etapach troszczenia się o nią
przez naszą klasę polityczną. Tak się złożyło, nie mnie oceniać czy dla mnie
szczęśliwie czy nie, ze podczas takiego zerkania natknąłem się na pana Stefana Niesiołowskiego,
który został odpytany przez dziennikarkę na okoliczność pani Agnieszki Holland.
I było to smutne doświadczenie. Nie, nie dla mnie a raczej dla wyborców czy tam
wyznawców Platformy Obywatelskiej.
Ci,
jak się domyślam, na pytanie czemu warto ciągle czy tam jeszcze warto głosować
na PO spodziewaliby się najpewniej jakiejś narracji pozytywnej. Kilometrów
autostrad od morza do tatr i innych osiągów zapierających dech w piersiach. Czy
choćby tych stu wielkich baniek przywiezionych z Brukseli.
Widać
jednak, ze to nie przekonuje chyba nawet pana Niesiołowskiego, który, tłumacząc
czemu pani Holland musi, a najpewniej nawet i zagłosuje na PO popisał się dość długim
wywodem. Długim, choć sprowadzającym się do powtarzanego w co drugim zdaniu
stwierdzenia, że nie głosować na PO oznacza oddanie władzy PiS-owi.
Pomijam
tę irytującą niekonsekwencję polityków PO, którzy potrafią równocześnie z
przekonaniem tłumaczyć że PiS po prostu nigdy już nie ma szans na odzyskanie
władzy i straszyć… powrotem PiS do władzy.
Pomijam
też spadająca skuteczność takiej argumentacji.
Ale
nie można pominąć faktu, że po półtorej kadencji sprawowanej władzy ma pan Niesiołowski,
niewątpliwie propagandowa wunderwaffe swej partii, mając wyjaśnić prominentnej
acz byłej już zwolenniczce czemu powinna przemyśleć swą apostazję i powrócić do
porzuconego wyznania, ma jej tylko tyle
do powiedzenia.
Z
perspektywy tej wypowiedzi i tego argumentowania zastanawiam się czy sławny tuskobus,
który rozpocznie czy nawet już rozpoczął trasę po kraju, zaopatrzony został w
odpowiednią liczbę odpowiednio przerażających konterfektów Kaczyńskiego na
wszelki wypadek gdyby pan Premier, roztaczając przed zgromadzonym ludem mleka i
miodu wożonego w brukselskich workach usłyszał gdzieś tam „Nie cudzołóż człowieku!”*
**
To ze starego dowcipu o Jaruzelskim, który po stanie wojennym wrócił z wizyty w
Watykanie i pytany przez Kiszczaka opowiadał jak było fajnie. Papież rozumiał,
że postępuje normalizacja, że demokracja działa wspaniale a Naród kocha władze i
jeszcze bardziej socjalizm. Tylko jedno zastanawiało generalissimusa.
-
Kiedy to wszystko mówiłem, on co chwila powtarzał „Nie cudzołóż synu.”
-
A co? Miał ci mówić nie pi***ol? – zapytał Kiszczak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz