czwartek, 14 lutego 2013

Arabska wiosna w III RP



„Dzwonię do ciebie, bo nie mogę rozmawiać…”
Pamiętasz szanowny czytelniku tę kwestię z „Misia” Barei?  Rzadko zdarzają się w prawdziwym życiu podobne perełki, będące równie absurdalnymi próbami wyjaśnienie czegoś tam.
„- W środę odbędzie się posiedzenie Rady Ministrów i tam poinformuję ministrów, a następnie państwa, o zmianach w rządzie - bo ich będzie więcej - w związku z odejściem pana ministra Arabskiego - powiedział premier.”*
Mało powiedzieć, że interesujące jest to, że „w związku z odejściem pana ministra Arabskiego” trzeba aż odwoływać konstytucyjnych ministrów. Owszem, odcisnął ów pan Arabski niezatarte piętno na losach naszej ojczyzny. Piętno to, jak mniemam pozostanie kiedy po panu arabskim pozostaną tylko fotografie w albumach jego dalekich zstępnych. Ale czy to wystarczający powód, by jego odejściu miało towarzyszyć zaraz trzęsienie ziemi? Niby tylko polityczne ale jednak zawsze. Może zamiast marudzić powinienem się cieszyć, że nie będzie przy okazji innych plag egipskich. I cieszę się oczywiście.
Ale skłamałbym, gdybym twierdził, ze nie zżera mnie ciekawość jaki związek miała, ma czy będzie miała ta grupka przegnanych precz za Arabskim z raju przy Alejach Ujazdowskich i pod innymi reprezentacyjnymi adresami. I jak się ten związek ma do ich pójścia precz.
Oczywiście zżera mnie ta ciekawość nie dla samego jej zaspokojenia. To tak, jak z gościem, który pierwszy raz w życiu ujrzy automobil. Patrzy na niego nie tylko zachwycony zjawiskiem ale też szybko w tym swoim patrzeniu wynajduje cel bardziej konkretny. Na przykład dojście czemu to cudo tak warczy czy tam burczy albo jak to robi, że mu z tyłka, czy tam raczej z tyłu dym leci.
Zatem ja też zaciekawiłem się tłumaczeniem pana Tuska z jakiegoś poważniejszego niż tylko proste zaspokojenie ciekawości powodu. Nie twierdzę, że panu Premierowi dym z tyłka zaczął lecieć  a ja dociekam czemu. Nie, nie dlatego. Jakby tak poszedł ogień to może byłby to istotny powód ale jak na razie nie poszedł.
Interesuje mnie to dlatego, że chciałbym dojść mechanizmu, istoty takiego, dość niebanalnego sposobu rozwiązywania z pozoru prostego problemu. Problemu, który ktoś inny załatwiłby tak, że umówiłby Arabskiego w jakiś tam poniedziałek na czternastą, po czym szybko pchnąłby jakąś tam panię Krysię z sekretariatu po nieprzesadnie drogi bukiet kwiatków i kartkę z EMPiKu pod która obowiązkowo każdy w Kancelarii musiałby co miłego napisać. I jeszcze wpisałby dedykację pod swoim zdjęciem w publikacji „Polska2020” i zadzwonił do Dużego Pałacu z pytaniem czy jaki krzyż się nie znajdzie przy okazji. I tyle.
Zatem chcę znać technikę, która sprawia, że jak odchodzi Arabski to i leci pól ekipy. Bo jakby ten chwyt znać, można by przy kolejnej okazji pożegnać i cala resztę.
Bo tak naprawdę tylko taki scenariusz byłby dopiero zadowalający. Teraz po podniecamy się tym, że nam pan Tusk „najlepszych” na jakiś gorszy sort (jak może być inaczej skoro to CI są najlepsi) wymieni.
Ale póki co te łzy wylane przez wypędzonych w ramach tej naszej „Arabskiej wiosny” też coś tam są warte. Można powiedzieć bez ryzyka, że zasłużyli na nie swą ciężką, wieloletnia pracą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz