Nie wiem czy tylko ja tak to widzę,
ale wydaje mi się, że nie mogło być lepszego dnia na koniec kariery kogoś
takiego jak Marian Janicki. Logika mojego przekonania jest nieco pokrętna, ale
szczera.
Od dość dawna, widząc tego człowieka
w swoim galowym mundurku… Ktoś mi może zwrócić uwagę, bym nie wyrażał się z
pogardą o mundurze polskiego żołnierza. TEN mundur został już dawno poniżony i
akurat ja nie miałem z tym nic wspólnego. Tak więc od dość dawna, widząc tego
człowieka w swoim galowym mundurku miałem wrażenie, że patrzę na jakiegoś
generała KBW. Może w zamyśle miał wyglądać jak Wieniawa ale tak, jak nie ma na
świecie wystarczająco dobrego chirurga plastycznego czy tam kosmetycznego,
który byłby w stanie z Janickiego zrobić Wieniawę tak nie ma też takiej siły,
która sprawiłaby, abym widział w nim spadkobiercę szwoleżerów a nie Korpusu
Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
To, że w taki sposób mi się Janicki
powiązał z dzisiejszym Dniem Żołnierzy Wyklętych to przypadek. Nie chcę wcale
widzieć w nim i nie widzę żadnych związków z mordercami, których mi w gali
przypomina. To, że jego odejście w takim właśnie dniu cieszy mnie bardziej niż każdego
innego dnia tygodnia, miesiąca roku, wynika z czegoś zupełnie innego.
O tych, których niegdyś kazano nam
zapomnieć, pomagając nam w tym aplikując wielu z nich ołowiane „tabletki
zapomnienia” mówi się nie tylko „Wyklęci”, ale równie często „Niezłomni”. Mówi
się tak o nich (chyba w ogóle nie powinienem tego tłumaczyć), bo choć wiedzieli
doskonale, że szans na zwycięstwo prawie albo i w ogóle nie mieli, bardziej im zależało
na tym, by nie dać się pokonać. I za to płacili dużo bardziej, niż gdyby tylko chodziło
o walkę.
Ich przeciwieństwem byli, są i będą
ulepieni z czegoś o konsystencji plasteliny konformiści i karierowicze.
Wierzący w to, w co wierzyć się opłaca i wierni tym zasadom, których katalog
ustala i toleruje władza.
Za kogoś takiego mam Mariana Janickiego.
Człowieka, który i sam z siebie jest równie wielką zagadką jak jego niezwykła
kariera. W obu przypadkach ta zagadka zawiera się w bardzo prostym pytaniu.
Dlaczego akurat on?!
Nawet gdyby chodziło o zwykłe
cwaniactwo, myślę, że na kopy by liczyć większych od niego. A może się mylę?
Wszak, jak napisałem, to człowiek-zagadka.
Ale naprawdę
nie musze o nim wiedzieć wszystkiego. Starczy mi tyle, ile wiem. A wiem, ze ten
człowiek, odziany w generalski mundur nie miał skrupułów, by dla własnego bezpieczeństwa
obciążać nieżyjącego kolegę, ponoć nawet przyjaciela.
Byli, są
ponoć tacy żołnierze, którzy po zmarłych przyjaciół potrafili wracać pod
ogniem. Stawiając przy nich Janickiego bez trudu się widzi, że zasługuje on nie
tylko na to, by mu z pagonów zerwać dystynkcje. Zasługuje na to, by mu nawet
zedrzeć z tyłka generalskie portki z lampasem.
Dobrze, że skończył
się jako żołnierz właśnie dziś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz