piątek, 1 marca 2013

Dzień szczególny (o Wyklętych i Janickim )



Nie wiem czy tylko ja tak to widzę, ale wydaje mi się, że nie mogło być lepszego dnia na koniec kariery kogoś takiego jak Marian Janicki. Logika mojego przekonania jest nieco pokrętna, ale szczera.
Od dość dawna, widząc tego człowieka w swoim galowym mundurku… Ktoś mi może zwrócić uwagę, bym nie wyrażał się z pogardą o mundurze polskiego żołnierza. TEN mundur został już dawno poniżony i akurat ja nie miałem z tym nic wspólnego. Tak więc od dość dawna, widząc tego człowieka w swoim galowym mundurku miałem wrażenie, że patrzę na jakiegoś generała KBW. Może w zamyśle miał wyglądać jak Wieniawa ale tak, jak nie ma na świecie wystarczająco dobrego chirurga plastycznego czy tam kosmetycznego, który byłby w stanie z Janickiego zrobić Wieniawę tak nie ma też takiej siły, która sprawiłaby, abym widział w nim spadkobiercę szwoleżerów a nie Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
To, że w taki sposób mi się Janicki powiązał z dzisiejszym Dniem Żołnierzy Wyklętych to przypadek. Nie chcę wcale widzieć w nim i nie widzę żadnych związków z mordercami, których mi w gali przypomina. To, że jego odejście w takim właśnie dniu cieszy mnie bardziej niż każdego innego dnia tygodnia, miesiąca roku, wynika z czegoś zupełnie innego.
O tych, których niegdyś kazano nam zapomnieć, pomagając nam w tym aplikując wielu z nich ołowiane „tabletki zapomnienia” mówi się nie tylko „Wyklęci”, ale równie często „Niezłomni”. Mówi się tak o nich (chyba w ogóle nie powinienem tego tłumaczyć), bo choć wiedzieli doskonale, że szans na zwycięstwo prawie albo i w ogóle nie mieli, bardziej im zależało na tym, by nie dać się pokonać. I za to płacili dużo bardziej, niż gdyby tylko chodziło o walkę.
Ich przeciwieństwem byli, są i będą ulepieni z czegoś o konsystencji plasteliny konformiści i karierowicze. Wierzący w to, w co wierzyć się opłaca i wierni tym zasadom, których katalog ustala i toleruje władza.
Za kogoś takiego mam Mariana Janickiego. Człowieka, który i sam z siebie jest równie wielką zagadką jak jego niezwykła kariera. W obu przypadkach ta zagadka zawiera się w bardzo prostym pytaniu. Dlaczego akurat on?!
Nawet gdyby chodziło o zwykłe cwaniactwo, myślę, że na kopy by liczyć większych od niego. A może się mylę? Wszak, jak napisałem, to człowiek-zagadka.
Ale naprawdę nie musze o nim wiedzieć wszystkiego. Starczy mi tyle, ile wiem. A wiem, ze ten człowiek, odziany w generalski mundur nie miał skrupułów, by dla własnego bezpieczeństwa obciążać nieżyjącego kolegę, ponoć nawet przyjaciela.
Byli, są ponoć tacy żołnierze, którzy po zmarłych przyjaciół potrafili wracać pod ogniem. Stawiając przy nich Janickiego bez trudu się widzi, że zasługuje on nie tylko na to, by mu z pagonów zerwać dystynkcje. Zasługuje na to, by mu nawet zedrzeć z tyłka generalskie portki z lampasem.
Dobrze, że skończył się jako żołnierz właśnie dziś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz