sobota, 2 lutego 2013

Sikorski w okopach Stalingradu



Z propagandą jest tak, że czasem swą doskonałością by nie rzec misterią wcina się w postrzeganie rzeczywistości dużo bardziej niż to było zamierzone i pozostaje tam na lata znacznie przeżywając tych, co ją tworzyli i cele, dla których powstawała. Tak, jak choćby „Protokoły mędrców Syjonu” albo trochę mniej skuteczne „Aby Polska rosła w siłę a ludziom się żyło dostatniej”, które przetrwało tąpnięcia z 1976  i 1980 by teraz zaowocować całkiem poważnie rozważanymi próbami oddania czci jednemu z komunistycznych namiestników Moskwy.
Bywa jednak i tak, że wymysły propagandystów na lata stają się grepsami, rzucanymi dla śmiechu przy różnych zabawnych okazjach. Najlepszym przykładem jest chyba zdecydowanie nadużywana swego czasu, gdy niemieckie siły na wschodzie brały w odwłok i od „generała Mroza” i od generalissimusa Soso, tłumaczeń o „wycofywaniu się w toku ciężkich walk na z góry zaplanowane pozycje”.
Temu, że pan Radosław Sikorski pojawia się w kontekście rozważań o politycznej propagandzie a nie działaniach dyplomatycznych winien jest on sam albo układ, w którym się politycznie realizuje. Od dość dawna trudno bowiem dopatrzyć się obecności naszego szefa dyplomacji tam, gdzie się go powinniśmy spodziewać czyli na salonach Europy i świata. Tam jakby jego funkcję przejął jego pryncypał, pan Tusk.
Natomiast pan Radosław spełnia się i produkuje głównie jako internetowy objaśniacz ruchów, by nie powiedzieć gambitów obecnej ekipy.
I tu pokuszę się o stwierdzenie, że bliżej mu zdecydowanie do poziomu Oberkommando der Wehrmacht niż do speców z Komitetu Centralnego PZPR czy ich pogrobowców. Dlatego właśnie pozwoliłem sobie umieścić go w tytułowych okopach, jak planuje te „z góry upatrzone pozycje”.
Oczywiście daleki jestem od sugerowania, że się powinien uczyć czy to od Jerzego Urbana czy specjalistów Ochrany. Raczej poradziłbym, żeby sobie w ogóle darował tłumaczenia i objaśnienia. Bo nie jest i nie był i nigdy nie będzie w tym ani dobry ani poważny.
Użyłem trybu warunkowego nie bez przyczyny bo z panem Sikorskim mam naprawdę problem. Sprawiający, że jakiekolwiek podpowiedzi uznaję za bezcelowe. To o tyle zaskakujące, również dla mnie, że ów Minister w niejednym wszak środowisku uchodził i uchodzi za „cudowne dziecko polityki”.
Myślę, że prawda jest taka, że może i jest pan Sikorski tym „cudownym dzieckiem” tylko niestety, nie ma co liczyć na to, co jest w polityce konieczne a w przypadku większości dzieci organicznie nieuniknione. Otóż powinniśmy porzucić nadzieje, że to akurat „cudowne dziecko” kiedykolwiek nam dorośnie. Dowodzi tego pan Sikorski przy każdej okazji a nawet i bez okazji.
Jak choćby w związku z zamrożeniem nam środków na drogi przez komisję Europejską, niezadowoloną z tego, że ich dystrybucja przypomina bardziej standardy kalabryjskie niż te wymagane przez cywilizowaną Europę.
Dla pana Sikorskiego cała sprawa to powód wręcz do entuzjazmu bo „wykrycie przez polskie instytucje i prokuraturę nieprawidłowości związanymi z przetargami na inwestycje, które są współfinansowane z unijnych środków „buduje nasz autorytet” i daje dodatkowe argumenty w negocjacjach o hojny budżet dla Polski.”* Nie przyszło mu do głowy jakoś, że gdybyśmy właśnie „zbudowali” sobie w Brukseli „autorytet” to prędzej by nam dosypano kasy niż ją blokowano, żądając wyjaśnień.
Nie podziela zresztą tego (rzeczywiście trudnego do podzielenia) optymizmu naszego ministra brytyjski „Daily Telegraph”, który wręcz uznaje, że nasza wpadka może dać świetny pretekst tym, którzy są zwolennikami oszczędności, do nawet dość radykalnego przycięcia planowanego budżetu Unii na następną „perspektywę finansową”. A przy całej swej niefrasobliwości w ocenach i interpretacjach nawet pan Sikorski powinien wiedzieć, że z przyciętego budżetu na pewno nie wyjdzie nam ten prorokowany przez niego „hojny budżet dla Polski”.
Na koniec taka uwaga przesiąknięta troską, która przy całej mojej niechęci i surowej ocenie pana Sikorskiego i jego poczynań wynika z faktu, że jest w końcu urzędnikiem, który odpowiada za sprawy istotne także i dla mnie. Nie wiem czy to tylko wynik przenikania do publicznego obiegu wyłącznie interesujących wiadomości stawiających Sikorskiego w złym świetle a pomijania tych, które świadczą o jego ciężkiej, wręcz benedyktyńskiej pracy a są po prostu nudne, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że z panem Sikorskim dzieje się coś złego. Przyjąłem, to „dzieje” i następujący regres zakładając, ze ani do rządu Kaczyńskiego ani do ekipy Tuska nie trafiłby, gdyby taki był od początku. Jednak co się dzieje pozostaje dla mnie zagadką, do której rozwiązania mam za mało podpowiedzi.

* http://www.rynekinfrastruktury.pl/artykul/79/1/sikorski-ujawnienie-zmowy-cenowej-buduje-autorytet-polski.html

1 komentarz: