Decyzja
Platformy Obywatelskiej zapowiadająca głosowanie przeciw odwołaniu Wandy
Nowickiej z funkcji wicemarszałka Sejmu, faktycznie kończąca niedoszłe dygnitarstwo
Anny Grodzkiej jest z pozoru rozsądna. O tyle jednak jest taka, o ile
faktycznie, jak niektórzy mówią, rozsądek jest najurodziwszym dzieckiem tchórzostwa.
Gdyby nie wcześniejsza „otwartość światopoglądowa” prawie całej PO, za
wyjątkiem garstki odszczepieńców, którzy pewnie jeszcze za potrzebą w krzaki
latają można by przejść nad cała sprawą do porządku jako w zasadzie nieistotnym
epizodem. Już w momencie, w którym pan Tusk oświadczył, że nie miałby problemów
z głosowaniem na Grodzką można było się zastanawiać, czemu nie powiedział po
prostu, że na nią zagłosuje. Tak pewnie powiedziałaby na jego miejscu Pomaska i
Olszewski.
Tym
bardziej, ze to właśnie wspieranie Nowickiej jest nieracjonalne. Gdyby o jej
odwołanie wystąpił każdy inny klub poza partia Palikota, to ja rozumiem. Byłoby
to obroną pewnego zwyczaju stanowiącego, że prezydium sejmu składa się z
reprezentantów klubów. Pozostawienie Nowickiej sprawi, że od tego momentu wicemarszałkiem
będzie mógł zostać każdy i na dobrą sprawę kandydatury powinny padać wprost z sali.
Skoro może Nowicka może i przysłowiowy pan Piegłasiewicz z Psiej Wólki.
Oczywistym
jest, że po odegraniu spektaklu otwartości, który, teraz tak myślę, bardziej
był chyba spowodowany chęcią wzięcia przez najgorliwsze osobniki z hordy Tuska
pod obcas Gowina niż troską o „niechcianych i wykluczonych” siła przewodnia przestraszyła
się nieco tego progresywnego dryfu. I pewnie uznała, ze jakieś tam „związki
partnerskie” ujdą czy się rozmyją bo kto tak naprawdę rozumie o co w nich
idzie. A pani Grodzka z laską w dłoni to już coś zupełnie innego. W końcu to
oblicze, bez obrazy ale i bez udawania, ze jest inaczej, trudno jest uznać za
wyjątkowo urodziwe i trudno zapomnieć. Tak więc, nie mając absolutnie pewności,
czy dla przeciętnego (nie udawajmy, ze wyborcy PO są jakoś szczególnie
ponadprzeciętni) wyborcy to zjawisko, jakim jest owa z chłopa kobieta, nie będzie
czymś jak trudna i do zdefiniowania i jeszcze bardziej do zaakceptowania
babaryba. A z miesiąca na miesiąc
trudniej partii ignorować to, co jej elektorat akceptuje a czego nie akceptuje.
I
z dwojga złego wyszło im, że lepsza baba zafiksowana w głowie ale jednak
niewątpliwa niż taka, co zafiksowana wszędzie,
gdzie się da.
I
tu wychodzi problem z nadmiarem Platformy w takich sprawach. Rzecz w tym, że cokolwiek
się może zdarzyć w sejmie, w zasadzie zdarzyć się może tylko przy udziale
Platformy. Tak więc jeśli by Grodzka zasiadła tam, gdzie jej tylną część stara
się przymierzyć jej partyjny pryncypał, byłoby to dziełem Platformy. Jeśli
Grodzka nie zasiądzie, będzie to zasługa Platformy. Z tą zasługą to rzecz jasna
moja opinia bo dla PO byłby to problem, gdyby tak jawnie tę dość obfitą „jutrzenkę
zmian” by uwaliła. Problem, którzy Platforma zdążyła już odczuć gdy się 50 jej posłów
wyłamało z dyscypliny, której przecież nie było. Znów w mediach partia Tiska,
Pomaski i Olszewskiego (oraz Gowina i Godsona) robiłaby za ścierę, którą każdy by
wykręcał na sto sposobów. Pisząc „każdy” mam na myśli inne „jutrzenki zmian”,
poupychane po różnych redakcjach.
Tak
więc ów absurdalny ruch w obronie Nowickiej nie oznacza wcale, ze się w PO tak
bardzo ową Dolores Ibaruri jakoś szczególnie ceni. To znaczy dziś owszem, ceni
się ale jako „przedmurze” przed Grodzką, z której nie trzeba się będzie
tłumaczyć a ni za „tak” ani za „nie”. Ruch, jakby nie patrzeć, sensowny choć z regułami
demokracji mający tyle wspólnego, co (cytując po raz n-ty Snerga) co papierosy „Sport”
z kulturą fizyczną.
W
tej sprawie jest jeszcze jedna ciekawostka. Chodzi o stanowisko PiS. Jak
wiadomo partia ta zapowiedziała starania o zmniejszenie liczby wicemarszałków.
Przy całej sympatii dla tej partii uważam, że jest to argument w całej tej
historii idiotyczny bo najłatwiejsza drogą do tego byłoby odwołanie własnego wicemarszałka
Kuchcińskiego. Taki wniosek przeszedłby, przy założeniu że PiS by za nim
głosował będąc wiernym głoszonym poglądom, przeszedłby pewnie przy jednym
głosie przeciwnym. Głosie samego marka Kuchcinskiego. Ale zostawmy go i wróćmy
do meritum. Otóż tak w ogóle, gdyby to PiS a nie PO skuteczniej działało w
sprawie Nowickiej, jako wicemarszałek pani Wanda przepadłaby i… I wtedy byłoby
ciekawie. Bo pojawiłaby się jednak kandydatura Anny Grodzkiej, przeciwko której
nie byłoby już zadnego powodu ani wybiegi sprawiającego, by Tusk i jego
kompania „miała problemy z głosowaniem na nią”. W efekcie Anna Grodzka
zostałaby wicemarszałkiem niejako za sprawą PiS, którzy pomógłby odwołać
Nowicką a nie miałby szans zapobiec powołaniu Grodzkiej. Zatem, na wszelki
wypadek, najlepiej byłoby gdyby „na znak protestu” wstrzymał się od głosowania
albo z niego wyszedł. Bo zmniejszyć liczby wicemarszałków nie jest w stanie i
chyba sam to powinien wiedzieć.
W
całej tej historii, ze wszystkimi jej zwrotami, pocieszające jest to, że są na
tym świecie rzeczy i zjawiska, których jednak PO jest w stanie się przestraszyć.
Przy posiadanej przez nią władzy to nasze szczęście.
Co sie stało z moim wczorajszym komentarzem?!
OdpowiedzUsuń